Wszystko co mogliście przeczytać, usłyszeć i obejrzeć o drafcie 2022 sprowadzało się do jednej, powtarzanej jak mantra przez wszystkich ekspertów myśli:
Draft 2022 to jeden z najsłabszych draftów w ostatnich latach.
A u nas w Polsce od razu dodawano… małym druczkiem: „I dlatego Jeremy Sochan może pójść w nim wysoko”.
Sam byłem jednym z tych ekspertów.
Wiedziałem co widzę, a Draft 2022 poznałem dość dobrze. Mogliście przeczytać tego efekt w moim przewodniku, gdzie ledwo zmieściłem się w 15 tysiącach słów o tych dzieciakach (KLIK).
Nawet teraz, parę miesięcy później, obudzony w środku nocy powiem Ci czemu ten draft miał nie być aż tak dobry, czemu nie było w nim ani jednego elitarnego talentu, czemu miał nie dać nam żadnego zawodnika z poziomu All NBA Teams i względnie niewielu graczy z poziomu All Star Game.
Paolo Banchero miał być za mało atletyczny, Smith pozbawiony kozła i jakichkolwiek umiejętności kreacji dla siebie i kolegów, Holmgren za chudy i dziwny, Ivey pozbawiony rzutu i przeglądu pola, Murray miał się zderzyć z fizycznością i atletyzmem NBA, Mathurin nie bronił i nie podawał, Sochan i Daniels nie umieli rzucać i brakowało im szybkości w poruszaniu się przód tył, Davies pozbawiony cech wyróżniających go na poziomie NBA, Duren za młody i zbyt oldschoolowy w grze, Dieng zbyt chimeryczny, Jalen Williams bez wybitnego atletyzmu, Mark Williams i Agbaji bez wielkiego potencjału, AJ Griffin zbyt łamliwy i fatalny w obronie, Eason kompletnie nieprzydatny w ataku pozycyjnym… a co do Sharpe nikt nie miał pewności czy aby na pewno istnieje.
To co chętnie, często i gęsto powtarzano o tym drafcie, to, że brak w nim materiałów na prawdziwą gwiazdę, ktoś kto mógłby wejść do ligi z buta i podekscytować fanów.
Nie mówiliśmy tego tylko „eksperci”… to była też dominująca opinia Ekspertów: skautów, GMów, ludzi związanych z ligą. Gdzie bym nie spytał – draft słaby, to dobrze dla sprawy polskiej i szans Sochana na top10 draftu.
Na koniec Jeremy faktycznie poszedł w top10 draftu.
Tyle że wszyscy się myliliśmy.
Ten draft był mocny.
Czołówka udowodniła to już w Lidze Letniej, gdzie Paolo Banchero, Chet Holmgren i Keegan Murray otwierali nam szczęki, a w ich cieniu świetnie grali Ben Mathurin, Jaden Ivey i Jabari Smith.
W preseason nikt normalny nie zwracał już aż takiej uwagi na rookies ponieważ w preseason Stanley Johnson może wyglądać jak przyszła gwiazda ligi, Reinaldo Balkman jak najlepszy gracz New York Knicks, a Dame Lillard jakby już nie nadawał się do koszykówki.
Teraz jednak zaczął się sezon i możemy powiedzieć sobie jasno:
Draft 2022 był inny niż myśleliśmy.
Miał być ubogi w talent w czołówce, ale bogaty w przydatnych zadaniowców.
Jest bogaty w talent w czołówce, ale nie widać w nim aż tak wielu przydatnych zadaniowców.
Tak jak dzieliłem rookies przed draftem na piętra, tak mój ranking poza „ten trzeci a ten siódmy” także chcę podzielić na piętra. Wynika to z tego że w moich oczach bliżej np. graczowi nr 4 na teraz do nr 2 niż 5 do 4 itd. Stąd piętra pozwolą się lepiej orientować w miejscach gdzie następują wyraźne załamania talentu.
Fragmenty kursywą przy graczach to fragmenty z mojego przedraftowego Big Boardu, z którego po czasie jestem nawet bardziej dumny niż w momencie pisania.
Jeśli podoba Ci się moja praca, to jak piszę i o czym regularnie mówię w podcastach i na Twitterze… możesz postawić mi kawę. Będzie mi bardzo miło.
Tier 1: Franchise player
Zawodnik, który jest tak dobry już teraz, że brak choć jednego All NBA Team w karierze, będzie co najmniej zaskakujący.
1. Paolo Banchero
Parę miesięcy po drafcie, wszystkie spekulacje o tym kto powinien być jedynką wyglądają wręcz śmiesznie.
Od początku zeszłorocznego procesu draftowego był zawodnikiem którym byłem najbardziej zafascynowany i, szczerze mówiąc, wciąż jestem.
Paolo już w Lidze Letniej pokazał jak ogromnym… guardem jest. Bo właśnie tak zaczynam go traktować. Chłop o gabarytach centra, który gra po koźle, jako kreator i często dla tych przedziwnych lineupów Magic jest zwyczajnie rozgrywającym. Kiedy Orlando wychodzi piątką Anthony-Wagner-Banchero-Bol-Carter Jr, to Banchero często jest głównym ballhandlerem w ataku pozycyjnym. Skutkuje to dość niesamowitymi asystami. Sprawdź te dwie akcje:
To raczej nie są typowe akcje jak na gracza mającego 210 cm wzrostu i ważącego 115 kg.
Z całego mojego przeddraftowego elaboratu o tym, czemu to Banchero ma największe szanse być gwiazdą NBA, najważniejsze jest jedno zdanie:
Best case: Prime Blake Griffin zastępujący atletyzm wzrostem.
I on dokładnie tak wygląda. Tyle że ma skill Blake’a Griffina z czasów Pistons, a dzięki swoim rozmiarom gra jakby miał jego atletyzm z czasów Clippers. Co niesamowite już ma tę fantastyczną umiejętność wymuszania wolnych jakiej tyle lat uczył się Griffin. Banchero rzuca, kreuje, nieźle broni i… fenomenalnie używa swojej przewagi fizycznej do wymuszania wolnych – 8 na mecz. Brzmi przerażająco. Dla NBA.
Oczywiście liga się Paolo uczy i już teraz obrony są na niego lepiej przygotowane, co zaowocowało spadkiem skuteczności jego rzutów i średniej punktowej po niesamowitym starcie sezonu.
Mi jednak wystarczy to co widziałem do tej pory. W tej najbardziej utalentowanej NBA w historii, Banchero będzie jednym z najlepszych, graczem kalibru Jaysona Tatuma, Carmelo Anthony’ego i Blake’a Griffina.
Tier 2: Gwiazdy
Na tym piętrze mam graczy o których po kilku spotkaniach można śmiało powiedzieć, że brak choć jednego występu w All Star Game w ciągu najbliższych kilku lat, będzie dla nich rozczarowaniem. To goście którzy weszli do ligi razem z drzwiami i żaden nie chce ustąpić miejsca drugiemu, na każdy dobry występ innego rookie, sami odpowiadają świetny. Dobrzy, mocni, elektryzujący… warto zarywać dla nich noce.
2. Benedict Mathurin
Chyba największe zaskoczenie na ten moment. 20.4 pkt w 27 min na mecz. Zdecydowany lider rookies w punktach per36 jeśli liczyć tych regularnie grających. 46% z gry, 43% za 3 i aż 5.5 osobistego na mecz. Zwłaszcza te osobiste rzucają się w oczy, bo rzadko kiedy trafia nam się debiutant z takim naturalnym talentem do dostawania się na linię. Jego kombinacja piorunująco szybkiego pierwszego kroku z błyskawicznym zwolnieniem w kroku drugim, kiedy łapie kontakt z rywalem i trzymając go na biodrze szuka rzutu z faulem to coś niespotykanego w tej lidze, kojarzącego się może tylko z młodym Jamesem Hardenem i Johnem Wallem. Kombinacja atletyzmu, świetnego rzutu za 3 i znakomitego wymuszania wolnych mówi nam że Mathurin będzie przez lata graczem rzucającym po 25 punktów na mecz w NBA i ma szansę kiedyś powalczyć o króla strzelców ligi.
A jednak, mimo tej fantastycznej efektywności jestem bliższy zrzucenia go na trzecią pozycję rankingu niż wyniesienia na pierwszą. Czemu?
To prosta wypadkowa tego co pisałem o nim przed draftem:
Rzuca bardzo dobrze, trzeba mu to oddać, broni… teoretycznie. Ma znakomite narzędzia do obrony, jest atletyczny, silny, szybki na stopach, ale… wystarczy postawić na nim zasłonie, a umiera jakby wbiegł w stertę cegieł. Brakuje mu feelu do gry w obronie i ta jego teoretyczna obrona bardzo mi przypomina Zacha LaVine i Reggiego Jacksona. Obaj mieli świetne narzędzia do gry w obronie, tylko przez brak czucia schematów, zrozumienia ustawień, waleczności na zasłonach, nigdy dobrymi defensorami się nie stali. Nie nazwałbym go też combo guardem – nie ma w nim ani krztyny rozgrywającego. Raptem 2.5 asysty i 1.8 straty przy ponad 25% usage to delikatnie rzecz ujmując nie najlepsze wyniki jak na guarda. (…) Best case: Lepiej zbudowany Jordan Poole.
W NBA – rzut jest. Slashing – jest. Osobiste – miły dodatek. Obrona – dalej teoretyczna. Kreowanie kolegów – dalej teoretyczne. Dodajmy do tego fakt że statystyki nabija przede wszystkim na rezerwowych niczym lepszy Jordan Clarkson, a kiedy rywalizuje ze starterami jego poziom gry lekko siada.
Strzelcem będzie fantastycznym, już mi wybił z głowy porównania typu: Z drugiej strony dla mnie to tylko kolejna iteracja tego samego gracza: Quentin Richardson, Buddy Hield, Terrence Ross, Malik Monk czy wspomniany Ben McLemore. Widzę też dla niego ścieżkę do All Star, opartą na samym scoringu. Ale jeśli nie zacznie bronić i/lub podawać, spadnie w rankingu za depczącego mu po piętach następnego gracza.
3. Keegan Murray
W NCAA był świetny ale, zwłaszcza po niezbyt udanym Turnieju NCAA, istniały spore obawy, że może być przereklamowany grając w systemie stworzonym do pompowania najlepszego, doświadczonego gracza. Pisałem o nim tak, wyjątkowo wrzucę całość:
Dobry strzelec, zagrożenie rzutem przekuwa na atakowanie closeoutów, troszkę brakuje mu umiejętności zrobienia sobie przestrzeni do rzutu, ale za to wykorzystuje niezły atletyzm i dobrą technikę, żeby trafiać trudne rzuty ponad rękami rywala. W obronie ponad przeciętny, mądry i atletycznie idealny do krycia trójek i smallballowych czwórek. Niby tylko sophomore, ale już prawie 22 lata, najstarszy gracz w czołówce draftu. Klasyczny plug&play, wstawiasz go pierwszego dnia sezonu na boisko i on dokładnie od tego momentu pomaga swojej drużynie po obu stronach parkietu. Nie będzie gwiazdą, nie będzie ciągnął dobrej drużyny, ale za to jest fantastycznym materiałem na niepsującą trzecią-czwartą opcję. I jeśli czytasz ten opis i coś Ci dzwoni, ale nie do końca wiesz co, to masz to samo wrażenie która ja miałem oglądając video Keegana. I wreszcie… eureka! Tobias Harris. Różnica jest tylko taka, że Harris przyszedł do NBA jak był strasznie młody i potem dochodził do tego poziomu przez jakiś czas, co sprawiło że z rozpędu zaczęliśmy go nieco przeceniać, a Murray już teraz jest gotowy do pełnienia odpowiedzialnej roli w NBA.
To wszystko aż krzyczy „Pacers Ricka Carlisle”, ale też krzyczy „Kings się na to złapią”.
Murray będzie dobry ale równocześnie powinien być dość nudny. Pewniak. W pierwszych latach będzie wyglądał na steal draftu. Potem zniknie w tłumie. Ma szansę w sprzyjających okolicznościach otrzeć się o All Star Game, ma szansę otrzeć się o 20 punktów średnio na mecz. Nie będzie jednak niczym więcej. Czy to źle? Nie powinien narzekać. Kariera o której mówię, to kariera w trakcie której zarabia się w obecnej NBA więcej niż w trakcie swojej kariery zarobił Michael Jordan.
Best case: Tobias Harris
Worst case: Otto Porter
Potem w Lidze Letniej wyglądał fantastycznie, rozwiewał wątpliwości, był chyba najlepszym zawodnikiem w Vegas. Troszkę wyglądało na to, że Kings go pompują a troszkę… był po prostu na te rozgrywki za dobry.
Pisałem wtedy tak:
Cóż, teraz wcale nie jestem pewien czy aż tak bardzo odstaje.
Keegan zaczyna karierę od 16 pkt na mecz przy prawie 49% z gry, 37% za 3 i 86% FT. Zbiera dobrze, broni dobrze, ma świetny feel do bloków i tylko kreatorem raczej nigdy nie będzie. Dodajmy do tego fakt, że mimo że zagrał w 6 spotkaniach w których Kings zaliczyli bilans 2-4, z nim na boisku byli średnio +2 w każdym meczu. Ba. Momentami wygląda jak ich najmądrzejszy zawodnik.
Miał być w best case Tobiasem Harrisem, a… już jest Tobiasem Harrisem.
To nieco absurdalne, ale szczerze mówiąc wydaje mi się że, nawet nie patrząc na wysokość umów i long term potencjał, Kings woleliby mieć w tym sezonie Keegana niż Tobiasa, to samo Sixers.
Według analitycznego HashtagBasketball to Murray jest liderem wyścigu o debiutanta roku.
Fantastycznie mądry, utalentowany, solidny i nudny gracz, który już kolejny kontrakt powinien podpisać na więcej niż 120 mln za 4 lata. Nie wiem teraz gdzie jest jego sufit, ale wiem, że kiedy oglądam Kings to niemal nie zauważam na boisku innych graczy.
4. Jaden Ivey
Na początek piękna historia o marzeniach.
Po lewej mamy scenkę z roku 2016 i 14 letniego Jadena Iveya w koszulce jego ulubionych Pistons z jego idolem, Stephem Curry.
Po prawej mamy scenkę z roku 2022 i 20 letniego Jadena Iveya w koszulce jego ulubionych Pistons z jego idolem, Stephem Curry.
Naprawdę warto marzyć.
Miało być to:
Superatleta, bez wątpienia najlepsza w tym drafcie kombinacja przyśpieszenia z wyskokiem. Patrząc tylko na funkcjonalny atletyzm, na to jak łatwo mija w sytuacjach jeden na jeden, kompletnie nie potrzebując do tego zasłony, jak dostaje się do obręczy, jak tam kończy i jak generuje sobie przestrzeń do rzutu… myślisz Ja Morant. A nawet: lepiej zbudowany Ja. Pokazuje tę samą dynamikę co on, będąc wyższym o 2 cm, cięższym o 10 kg i mając 5 cm większy wingspan. Wzoruje też na nim swoją grę – powiązań między nimi jest więcej niż tylko atletyzm i styl w jakim go wykorzystują. Mama Iveya była w sztabie szkoleniowym Ja w jego pierwszym roku w Memphis. Obaj się lubią i ze sobą regularnie rozmawiają. Wydaje się, że zaraz po coming out party Moranta w playoffs, dp NBA przychodzi jego klon.
I, po dodaniu fragmentu o tym, że Ivey nie jest naturalnym kreatorem a dopiero się tego uczy… właśnie to otrzymaliśmy.
Niewiarygodny atletyzm, dzięki któremu Ivey kompletnie nie potrzebuje zasłony żeby minąć rywala 1 na 1 i notorycznie generuje tym przewagi. Ten atletyzm wykorzystuje też do regularnego przechwytywania piłki, gdzie już teraz jest zmorą w passing lanes, notując aż 1.6 przechwytu na mecz. Dodajmy do tego umiejętność przerzucenia piłki do rogu, zwłaszcza do mającego z nim świetną chemię Bojana Bogdanovica i fani w Detroit dostali nawet więcej niż się spodziewali przed sezonem.
Oczywiście są też wady.
Ivey długimi fragmentami potrafi być zbyt pasywny w ataku, a jego bardzo nierówny rzut (33% za 3 i 69% z linii) sprawia, że Cade’owi Cunninghamowi nie jest łatwo grać w swoją pull-up grę, kiedy obok jest lekko psujący spacing Jaden. Drużyna z nim na parkiecie jest też nieco gorsza niż bez niego… co raczej jest oczekiwane od guarda-debiutanta.
W Detroit na pewno wszyscy są szczęśliwi z tym kogo wzięli w drafcie i wygląda na to, że za parę lat Ivey powinien być regularnym kandydatem do All Star Game.
Zresztą, spójrzcie tylko:
Tier 3: Potencjalne gwiazdy
Tu mam graczy którzy pokazali w przebłyskach że mogą być gwiazdami, potrafią wyskakiwać z ekranu, ale też w ich grze są wciąż problemy – czy mówimy o faulach, czy o nie wpadających rzutach, czy o względnie małej roli w drużynie. Jeśli patrzeć tylko na ich dotychczasowe statystyki, paru graczy z Tieru 4 mogłoby być przed nimi, ale w przebłyskach robią rzeczy nieosiągalne dla zawodników z tamtego poziomu.
5. Jabari Smith
W NCAA bronił dobrze, rzucał świetnie. W Lidze Letniej zobaczyliśmy gdzie będzie z nim problem. Bronił świetnie, ale przy lepszych obrońcach jego rzut już nie wyglądał tak dobrze, brak umiejętności wygenerowania sobie dobrej pozycji sprawiał że jego skuteczność z gry wyglądała słabo na tle innych czołowych prospektów. Teraz w NBA widzimy czemu nie poszedł z jedynką w drafcie i czemu jego rozwój to będzie długi proces. Wciąż broni świetnie ale musi nabrać masy, jest regularnie terroryzowany fizycznie przez atletów z poziomu NBA. To jednak w ataku jest prawdziwy problem, ponieważ na starcie kariery Smith kompletnie nie może trafić do kosza. 30.6% za 2 i 30.4% za 3 to po prostu koszmarne wyniki i o ile trójka się jeszcze broni – oddaje ich aż 6.2 na mecz i zmusza obrony do ciasnego krycia go na obwodzie, już od pierwszego spotkania w karierze generując solidne gravity… tak jeśli go wypędzisz zza linii to chłopak po prostu nie wie co ze sobą zrobić. Kiedy atakuje obręcz ma skuteczność… 25%. Z rzutów catch&shoot 27.8%. Z pull-upów 23.8%. Koszmarna efektywność na poziomie 38.6% eFG%. Jednak daję mu benefit of the doubt za gravity w ataku i dobrą obronę. Zakładam że jego skuteczności zaraz poszybują w górę (ma 89% z osobistych)… jeśli nie to on poszybuje w dół rankingu.
Na jego usprawiedliwienie, potwierdza się to, że młody strzelec grający obok niespecjalnie skorych do kreowania partnerów guardów będzie miał ciężkie życie:
Mniej w niego wierzę, niż w Paolo bo brakuje mu umiejętności i instynktów w kreowaniu pozycji sobie i kolegom. Bardzo mocno było to widać w Auburn i Turnieju NCAA, gdzie grając z absolutnie fatalnymi guardami – sabotażystami, był kompletnie bezradny i nie umiał pomóc drużynie w decydującym momencie.
6. Shaedon Sharpe
Sharpe w małych, ale bardzo ważnych minutach broni szczelnie, rzuca celnie, a czasem urywa dupę swoim atletyzmem. Oczywiście to lekka przesada, ale zaskakująco głośni ostatnio fani Portland uznają pewnie to za niedopowiedzenie i wręcz szkalowanie tego niesamowitego chłopaka. Trudno jednak im się dziwić. Shaedon miał spędzać ten sezon na trenowaniu z pierwszą drużyną, graniu ogonów i byciu gwiazdą w G-League, a tymczasem już od startu dostaje prawie 20 minut na mecz, w których, co bardzo ważne w pogoni Portland za Playoffs, nie szkodzi. Niesamowite, że jak na gracza, który przez rok się ukrywał przed koszykarskimi skautami, przyniósł do NBA dokładnie to co widzieliśmy na taśmach jeszcze z liceum:
Wyróżnia się atletyzmem, skacze nad głowami wszystkich i banalnie prosto odnajduje swój rzut. Tak łatwo, że bardzo niechętnie przez to podaje, choć kiedy już to robi – umie znaleźć coś niekonwencjonalnego i wykonać zagranie bardzo dobrze technicznie. W NBA powinien się nauczyć podawać dużo lepiej. Na moment wróćmy jednak do rzutu – idealnie utrzymuje balans ciała po nagłym zatrzymaniu i dzięki temu może momentalnie wyjść pionowo do góry. To sprawiało że jako siedemnastolatek miał prawie 48% skuteczności z pullupów – to absolutnie niewiarygodna w tym wieku statystyka. Także to, że utrzymywał ją oddając tych pullupów najwięcej w kraju w swojej kategorii wiekowej. Przy wsadach i pullupach jego zdolności fizyczne aż wyskakują z ekranu. Jest też jeden element w jego grze który atletycznie odstaje. Mimo że jest wściekle skoczny, z dużym hangtime i umiejętnością kończenia przez kontakt, nie ma jakiegoś wybitnego pierwszego kroku.
W NBA wciąż jego bread&butter są rzucane na potężnym przewyższeniu pull-upy i loty nad obręczami. Daje mu to póki co świetne 40% za 3 i niespełna 49% za 2 i oba te wyniki są świetne jak na kogoś kto przez rok nie grał w poważną koszykówkę. W Blazers wciąż mogą liczyć na najbardziej optymistyczny ze scenariuszy w jego przypadku.
Mamy do czynienia z idealnie zbudowanym skrzydłowym, o bardzo długich rękach, potwierdzonym szalonym wyskoku, solidnej muskulaturze i ewidentnym talencie rzutowym. Tego wszystkiego nie można mu odmówić. W najgorszym przypadku powinien być solidnym 3&D z elementami slashingu, dobrym rolesem do pierwszej piątki. Za to w najlepszym? To lepszy Bradley Beal i niekwestionowany najlepszy gracz tej klasy.
Sam fakt że ten best case jest wciąż możliwy po tym jak się już nam wreszcie pokazał, najlepiej świadczy o skali jego talentu.
Byłby wyżej, gdyby nie to, że mimo wszystko nabija swoje statystyki grając głównie przeciwko rezerwowym. Wszyscy gracze wyżej w rankingu od niego to starterzy pełną gębą.
7. Jalen Duren
Najmłodszy gracz w lidze, który aż do niedawnej kontuzji kostki nie tylko łapał się na regularne minuty w rotacji Pistons, ale też wyglądał w nich szalenie obiecująco. 7.4 pkt, 6.7 zb (z czego aż 3.1 w ataku) i 1.3 blk w niecałe 21 minut na mecz to coś co u tak młodego zawodnika musi zachwycać. Chłopak fizycznie wyskakuje z ekranu, potrafi sięgnąć piłkę na niesamowitej wysokości i już teraz pokazuje że ma świetne dłonie, którymi potrafi złapać nawet najtrudniejsze podanie. To czego mu brakuje to na pewno doświadczenie, ponieważ jeszcze regularnie gubi zagrywki i schematy w obronie. Mimo to, ten jego absurdalny atletyzm niesamowicie przypomina młodego Dwighta Howarda i fani Pistons są zachwyceni jego grą. Wygląda dokładnie tak jak był reklamowany przed draftem:
Absolutny fizyczny freak, zbudowany jak młody bóg, z niesamowicie długimi i łapiącymi wszystko rękami. Niezwykle skoczny i sprawny jak na swoje gabaryty. Świetny touch przy obręczy, wyraźny progres w trakcie sezonu, potrafi totalnie zdominować deskę, łapie i kończy z góry każdego loba rzuconego gdzieś w orientacyjnym kierunku obręczy.
Gdyby teraz do Pistons przyszli Warriors proponując im za Durena wybranego z numerem 2 dwa lata temu Jamesa Wisemana, to by ich w Detroit wyśmiano, nawet jakby w dealu razem z Wisemanem był zawarty pick Golden State.
Tier 4: Zadaniowcy
Gracze którzy nie pokazali póki co potencjału na gwiazdę, ale którzy jednocześnie udowodnili już teraz, że powinni zostać w NBA na długo w dużych rolach. Jeśli chodzi o czystą produkcję, można by ich wymieszać z trzecim piętrem.
8. Jeremy Sochan
Jeremy w tym momencie jest identyfikowany i przez ekspertów jak i przez samych Spurs jako potencjalnie bardzo dobry role player. Jednak to co może podnieść go wyżej to rozwój rzutu i poprawa gry z piłką w rękach. Trafił do idealnego zespołu dla siebie (O czym pisałem w jego pierwszym dużym profilu w polskim internecie) i wygląda na to, że będzie mógł w nim pracować nad swoimi wadami i zaletami.
Co robi na razie dobrze?
Dobrze broni. Spurs testują go regularnie jako obrońcę na wielu pozycjach, od rozgrywających po podkoszowych. Często w jednej akcji Jeremy wielokrotnie zmienia krycie na kilku różnych graczy i naprawdę dobrze się w tym sprawdza. W meczach kiedy gra na najwyższym poziomie energii pokazuje taki klejąco/fizyczny, niesamowicie uciążliwy dla rywala styl bronienia, w najlepszym stylu Rona Artesta, z ilością częstych kontaktów dłonią z rywalem nieco przypominającą Bruce’a Bowena.
Ma ewidentny talent do dużych zagrań w obronie, jest defensywnym playmakerem, który nagle z niczego zaliczy wyjątkowo efektowny blok lub fantastycznie zabierze komuś piłkę. Świetnie to było widać przeciwko Minnesocie.
Jest bardzo dobry na zbiórce. 4 zbiórki na mecz, w tym jedna w ataku w 21.6 minuty na mecz to coś co chcemy oglądać. Zbieraniem i obroną Sochan wywalczy sobie u Popovicha minuty. Zbiórkami w ataku, okazje do zdobywania łatwych punktów.
Świetnie biega w kontrze i atakuje obręcz. Jeremy tylko dzięki zaangażowaniu w grę, dzięki sprintom od kosza do kosza, zaliczył kilka wsadów i łatwych punktów. To kolejny element który powinien mu wygrać minuty w rotacji.
Dobrze podaje – nie szuka podań na siłę, koncentruje się na prostych i oczywistych zagraniach, nie próbuje trafić do pomeczowych zbiorów efektownych akcji, a pomóc kolegom uzyskać dobrą pozycję do rzutu najprostszymi możliwymi środkami. To sprawia, że póki co nie pokazuje swoich instynktów boiskowego kreatora, ale udowadnia że może pomóc drużynie grając z piłką w rękach.
Moja ulubiona akcja Sochana w tym sezonie to zagranie z jego najgorszego tegorocznego meczu:
Co natomiast Jeremy robi źle?
Ma momenty gry bez energii, kiedy sprawia wrażenie jakby był zagubiony na boisku. Te momenty pojawiały się nie tylko w ostatnim meczu, granym w trakcie przeziębienia. Gregg Popovich wyłapuje to bez pudła i po każdym takim fragmencie, Sochan dostaje szansę uczyć się dalej gry poprzez obserwację jej z ławki.
Za bardzo stara się wpasować w drużynę zamiast pokazać pełnię swoich możliwości. Gra w Spurs to nie jest łatwa sprawa. Musisz jednocześnie grać we właściwy sposób podejmując dobre decyzje i dzieląc się piłką i nie bać się zagrać indywidualnie, wyjątkowo, pokazać co umiesz. Musisz tylko wyczuć ku temu odpowiedni moment. W San Antonio wręcz oczekują od Sochana, że będzie nieco bardziej agresywny z piłką w rękach, że nie będzie się bał zagrać nieco efektowniej, pokazać potencjału na coś więcej niż role playera, co regularnie robił w Baylor, choćby oddając rzuty z odchylenia po różnego rodzaju półobrotach. W Spurs póki co gra ewidentnie dużo bardziej pasywnie niż w NCAA.
Robi głupie błędy w obronie. Tym akurat nikt w San Antonio się nie przejmuje. To 19latek kryjący najlepszych na świecie 30latków. Będzie się mylił, będzie zapominał o pomocy i gubił czasem się w ogniu rotacji i zmian krycia. To nie jest problem dla kogokolwiek w drużynie. Oczywiście jest tylko problemem dla Jeremiego, ponieważ każdy taki błąd oznacza ławkę i naukę, czyli mniej minut na boisku. W końcu Gregg Popovich jest takim trenerem który za punkt honoru sobie stawia to, żeby każdy jego gracz dokładnie widział i czuł kiedy spełnia jego oczekiwania na boisku a kiedy nie. Myląc się, zwłaszcza w obronie ich nie spełniasz, więc to nic osobistego młody, ale teraz siadaj i się ucz.
Chce za bardzo. O ile w ataku jest póki co zbyt pasywny, tak w obronie jest póki co nadgorliwy. Za chętnie pomaga, za bardzo chce zebrać piłkę bez zastawienia swojego gracza, za bardzo chce zablokować rywala przy obręczy, za bardzo chce zabrać mu piłkę. Łapie przez to mnóstwo niepotrzebnych fauli i co najmniej połowa jego błędów wynika właśnie z tego. Choroba za bardzo. Pisałem o niej już przed draftem w jego dużym profilu.
ZA BARDZO
Jeremy czasem za bardzo chce, za dużo pracuje rękami przy rywalu i przez to łapie głupie faule.
Czasem zbyt agresywnie wychodzi do rotacji, za ostro robi close’out na mogącym oddać rzut rywalu i ten go łapie na wyprostowanych nogach, pędzie idącym w drugą stronę i jednym kozłem łatwo go mija, łamiąc pierwszą linię obrony.
Czasem za bardzo chce zabrać piłkę kozłującemu przeciwnikowi, sięga mu rękami w kozioł zamiast zadowolić się utrzymaniem go przed sobą i w konsekwencji dość regularnie jest łapany na efektowne crossovery, zwody w koźle… których w NBA będzie tylko więcej.
Dodatkowo, o czym wspominałem już przy profilu fizycznym – jest dużo szybszy na boki niż w płaszczyźnie przód tył i przez to jak już raz straci pozycję nad rywalem, nie jest w stanie go nadgonić i musi nadrabiać warunkami fizycznymi. W NCAA to działało, w NBA, przy dużo wyższym poziomie umiejętności i atletyzmu rywali, raczej nie przejdzie.
Na koniec oczywiście rzut – jego kariera na tym wisi, więc warto wspomnieć mimo że póki co nie ma o czym mówić. 45% z gry wygląda nieźle, ale składa się na nie bardzo dobre 18/30 za 2, gdzie lwia część rzutów to wykończenia przy obręczy i zaledwie 4/19 za 3 (21%). Jeśli dodamy do tego koszmarną skutecznośc z wolnych (40%), która, mam wrażenie, już teraz zniechęca go do kontaktu z rywalem, mamy największą wadę naszego człowieka w NBA. Bardzo oczywistą, ale zdecydowanie wartą podkreślenia.
Żeby jednak nie kończyć negatywnym aspektem – jeśli Sochan będzie częściej grał jak przeciwko Bulls, powinien dość szybko pójść w górę tego rankingu.
9. Jalen Williams
Na razie w przypadku Jalena Williamsa mamy tzw. teatr małej próbki, ale… uwielbiam gościa. Przed draftem pisałem o nim tak:
Guard, który po nauczeniu się rzemiosła rozgrywającego zaliczył skok rozwojowy i urósł kilkanaście centymetrów. Potem schował się na małej uczelni Santa Clara, a na koniec przyjechał na Draft Combine gdzie rozbił w puch i pył konkurencję w trakcie gierek treningowych. I nagle z gracza na koniec drugiej rundy stał się prawdziwym kandydatem do loterii draftu. (…)
Po drafcie tak:
Jalen Williams to bardzo długi rozgrywający o parametrach skrzydłowego, który umie zakozłować, rzucić, podać i dobrze odnajduje się w obronie.
A w trakcie Ligi Letniej już tak:
Fantastycznie ten dzieciak wygląda w Summer League. Jasne, to Chet przyciąga całą uwagę (i słusznie) ale Jalen Williams wygląda na teraz na naprawdę kozacki wybór z 12. w tym nie najlepszym z draftów.
Teraz mogę napisać tylko tak:
To jeden z moich absolutnie ulubionych graczy tej klasy, który pokazuje dużo lepszy atletyzm niż się po nim spodziewano. Co najważniejsze, grając w roli skrzydłowego obok kozłujących guardów doskonale rozumie jak myśli rozgrywający, gdzie ma zbiec, jak się zachować, żeby nie tylko dostać piłkę, ale też żeby maksymalnie ułatwić zadanie podającemu. W 69 minut na parkiecie zanotował już 6 przechwytów i trafił 14 z 24 rzutów. Pokazuje się jako świetny zadaniowiec i wydaje się, że jest tu furtka na drogę gwiazdy w NBA z trzeciego rzędu – gracza który zarabia kupę forsy i jest bardzo ważną częścią przygotowania przedmeczowego rywali, ale ma małe szanse na grę w All Star Game. Jego sufit to dla mnie hybryda Mikala Bridgesa z Malcolmem Brogdonem.
10. Tari Eason
„Rage Virus Jerami Grant” to na poziomie NBA wciąż „Rage Virus Jerami Grant”. Gość gra wściekły na wszystkich i wszystko, zasuwa w obronie za trzech, często jednak przy tym nieco gubiąc głowę, kiedy może się rozpędzić w kontrze jest niemal nie do zatrzymania, skacze na zbiórkę jakby zależało od tego jego życie i zwłaszcza w ataku przynosi to fantastyczne efekty. Do tego trafia wolne i, przynajmniej póki co, mimo dość dyskusyjnej techniki rzutu trafia trójki. Ma za to pewne problemy z wykończeniami przy obręczy i wygląda na to, że jeszcze chwilę mu zajmie przyzwyczajanie się do atletyzmu obrońców z NBA. Wielka szkoda, że powrót JaSeana Tate’a ewidentnie obetnie mu rolę i minuty w najbliższym czasie.
11. Walker Kessler
Kessler wygląda szalenie obiecująco jako stawiający dobre, twarde zasłony obrońca obręczy, tradycyjny center, który przy okazji dobrze zbiera i umie naprawdę nieźle podać po krótkim rollu jako wysoki w pick&roll. Jego rola powinna być dużo większa w drugiej połowie sezonu, kiedy w Utah skoncentrują się już tylko na przegrywaniu spotkań. Póki co musi zadowolić się tylko minutami podkoszowego zmiennika, wobec świetnej gry będącego przed nim w rotacji trio Vanderbilt-Olynyk-Markkanen,
12. Christian Braun
Kiedy Nuggets wybierali go z 21. pickiem, fani byli nieco zaskoczeni, ale… teraz muszą być zachwyceni. Braun, jak rzadko który rookie, od samego startu sezonu przebił się do rotacji kontendera i to u samego Mike’a Malone’a, trenera oględnie rzecz ujmując nie słynącego z miłości do debiutantów. 46% z gry i 33% za trzy, gra w roli klasycznego 3&D ze sporym potencjałem na dobrego ścinającego. Braun to gracz idealnie uszyty pod system oparty o talenty Nikoli Jokica i z biegiem sezonu jego rola powinna tylko rosnąć.
Przed draftem napisałem o nim takie zdanie: Biały, atletyczny strzelec, w którym wszystko krzyczy – Grayson Allen z mózgiem i zdanie to podtrzymuję.
13. Jake LaRavia
Miał być bardzo przydatnym zadaniowcem na poziomie NBA i… jest bardzo przydatnym zadaniowcem na poziomie NBA. W pięciu meczach trafił łącznie 12 z 23 rzutów z czego 9 z 15 rzutów za 3. Do tego nieźle zbiera, zwłaszcza w ataku, dobrze broni i póki co jako rookie jest plusowym graczem dla Memphis Grizzlies.
Potwierdza dokładnie to co pisałem o nim przed draftem:
Jest tegorocznym ulubieńcem analityków i koszykarskich nerdów i zapowiada się na co najmniej bardzo dobrego rezerwowego, klasycznego glue guya z plusem, coś między Chandlerem Parsonsem a Kylem Andersonem. Bardzo bezpieczny gracz z bardzo wysoką podłogą.
14. Christian Koloko
Rookie z drugiej rundy którego Raptors używają nawet w pierwszej piątce. Wydawało się, że przy ilości centrów w rotacji Nuggets, Koloko nie powącha nawet parkietu w swoim pierwszym sezonie i będzie rozwijał się głównie w G-League, a tymczasem gra ponad 15 minut na mecz i w tym czasie notuje 2.2 bloku per36, do tego wygląda obiecująco kryjąc po switchach niższych zawodników. Z minusów – wciąż nie oddał ani jednej trójki mimo potencjalnie niezłej techniki rzutu.
Honorable mentions:
Zawodnicy którzy jakością swojej gry i/lub minutami jeszcze nie zasłużyli jeszcze na miejsce w rankingu, ale o których warto wspomnieć.
Chet Holmgren
W Lidze Letniej pokazał się potencjalna two-way gwiazda, a potem… coś sobie urwał tak że do tej pory wciąż nie może chodzić. Przy pierwszym kontakcie z fizycznie grającym zawodnikiem z NBA. Wszedł w niego LeBron i gościa nie ma. Ha-ha. Jednak eksperci od kontuzji twierdzą, że to raczej nie miało wiele związku z jego budową fizyczną, a było niesamowicie pechowym przypadkiem. Jeśli mają rację i jeśli Holmgren za rok wróci, to co pokazał w Lidze Letniej pozwala wierzyć, że będzie graczem z najwyższego tieru wśród rookies. Bloki, trójki, rollowanie do kosza. Wyglądał bardzo obiecująco.
AJ Griffin
Do tej pory zagrał zaledwie 41 minut w łącznie 5 meczach, ale trafił w tym czasie 5 z 10 oddanych trójek.
David Roddy
Na ten moment jest jednym z tylko 9 rookies notujących ponad 20 minut na mecz i jako jedyny z tej ósemki gra w drużynie realnie mierzącej w bezpośredni awans do playoffs. Na ten moment jest bardzo nieskuteczny rzucając ledwie 31% z gry i 23% za 3, ale pokazuje się jako przyzwoity obrońca i bardzo uniwersalny gracz. Ważne że mimo słabej skuteczności oddaje aż 3.9 trójki na mecz.
Caleb Houstan
Warto odnotować prawie 20 minut na mecz 32. picku, ponieważ najczęściej tak surowi gracze mają problem z minutami w swoich pierwszych sezonach w lidze. Magic jednak wdrażają go do gry jako wysokiego strzelca i kiedy pojawia się na boisku jest najczęściej wykorzystywany w ataku jako bardzo długi rzucający obrońca. Na razie z miernym skutkiem, żeby być uczciwym.
Blake Wesley
Niby zagrał tylko w dwóch meczach Spurs łącznie niecałe 24 minuty, ale w tym czasie pokazał się tak jak w Lidze Letniej – jako nuklearny scorer., w punktach na minutę ustępując w tej klasie tylko Banchero i Mathurinowi czyli przyszłym gwiazdom ligi. Niestety zerwany MCL pewnie na długo wyrzuca go z rankingu.
Dyson Daniels
Ofiara bardzo mocnej i głębokiej rotacji Pelicans. W ledwie 41 rozegranych w tym sezonie minut pokazał naprawdę dobrą obronę i solidny shot-making. Wszedł nawet na ostatnie sekundy w meczu przeciwko Lakers, ale… spudłował dwa osobiste na 1.6 sekundy do końca, przez co ostatecznie Pelicans przegrali ważny dla siebie mecz. Będą mieć z niego w Nowym Orleanie pociechę na lata. Niestety, przy tym jak wielu doskonałych graczy jest przed nim w rotacji, zapowiada się na to, że ten sezon spędzi grając jedynie okazjonalnie.
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.