• wooden
PostPrime/Post prime News/Newsy/Draymond Green: głupi geniusz

Draymond Green: głupi geniusz

Czy można jednocześnie być genialnym w swojej dziedzinie jak i po prostu głupim w ramach tej samej dziedziny?

Draymond Green udowadnia, że można, choć wymaga to pewnego wysiłku.

Kolejny raz Draymond Green wyleciał z boiska osłabiając Golden State Warriors.

I kolejny raz został zawieszony, osłabiając ich na dłużej.

Genialny, nieoceniony obrońca.

Przyszły Hall-of-Famer.

Serce Warriors.

I czasem, po prostu… boiskowy szkodnik.

Szczerze mówiąc na takie zachowania Draymonda Greena czasem po prostu brakuje komentarza.

Fakty:

  • Bez Draymonda Greena nie byłoby czterech mistrzostw Warriors
  • Draymond Green zrewolucjonizował współczesne obrony w NBA
  • Draymond Green to jedyny gracz w lidze który grając przeciwko Nuggets może być głównym obrońcą zarówno na Jamala Murraya jak i Nikolę Jokica
  • Mimo, że tytuły DPOY tego nie wskazują to Draymond Green jest albo najlepszym albo chociaż najważniejszym obrońcą w NBA ostatniej dekady
  • Draymond Green potrafi całkowicie poświęcić siebie dla drużyny
  • Gdyby nie głupota Draymonda Greena to Warriors mieliby o jedno mistrzostwo więcej
  • Gdyby nie głupota Draymonda Greena to Warriors byliby w tym sezonie dużo lepsi

To niewiarygodne, ale highlightami które najczęściej będą krążyły po sieci, jak jeden z najlepszych obrońców w historii będzie przechodził na emeryturę, będzie coś takiego:

Czasem  mam wrażenie, że z najlepszymi obrońcami w historii koszykówki jest jak z najlepszymi bramkarzami w historii piłki nożnej i perkusistami w kapelach rockowych:

Muszą być szaleni.

Pomyśl o tym przez chwilę. Jeśli chcesz wymieniać najlepszych obrońców tego tysiąclecia, zawodnicy kojarzący się głównie z defensywą, którzy przyjdą Ci do głowy niemal od razu to: Bruce Bowen, Ben Wallace, Ron Artest, Tony Allen, Dwight Howard, Draymond Green, Patrick Beverley, Marcus Smart i Rudy Gobert.

Same świry i francuski kondor jako wyjątek potwierdzający regułę. Howard był świrem, ale raczej pozaboiskowo. Cała reszta… czyli zawodnicy broniący nie tylko pod koszem, a po kilka pozycji naraz? To niemal dosłownie wszystkie najbardziej wyraziste osobowości NBA ostatnich lat.

Możesz się oczywiście cofnąć nieco dalej w czasie i zacząć wyciągać ludzi pokroju Rodmana, lub wyobrazić sobie przyszłość NBA i wkurzającego ludzi Jeremy’ego Sochana. Wniosek jest jeden:

Żeby bronić na kilku pozycjach naraz, żeby poświęcić karierę na bieganie za ludźmi na obwodzie i nie tracić ku temu ani przez chwilę motywacji… musisz być pieprznięty.

Być multipozycyjnym obrońcą w NBA to znaczy nie być normalnym. Czy więc to takie dziwne, że najważniejszy obrońca ostatniej dekady jest najbardziej porąbany?

Chyba nie.

Problem w tym, że nawet poprzedni największy świr – Ron Artest, potrafił opanować na starość swoje emocje, ukryć szaleństwo i być już tylko znakomitym defensorem. Zrozumiał, że jego wybuchy tylko drużynie szkodzą, a nie pomagają. I skupił się na opanowaniu swoich boiskowych demonów – z wielką korzyścią dla zespołów, w których grał.

A Draymond nie potrafi.

Ba! Draymond Green jest coraz gorszy.

Myślę, że Dray przeżywa coś na kształt koszykarskiego kryzysu wieku średniego.

Nagle atletyzm już nie ten, drużyna dookoła już nie tak dobra, rywale pozwalają sobie na jakby ciut więcej, coraz trudniej pokazać swoją twardość samemu wyłączając cały atak przeciwnika… Co zostaje? Zostają boiskowe sztuczki. Tu łokieć, tam nóżka. Tyle, że to niektórym nie wystarcza, żeby rozładować negatywną energię. Czasem trzeba coś odwalić. I Draymond tak to trzyma i trzyma w sobie, aż popuści i napaskudzi tym w plany Warriors.

I teraz niestety pozostaje pytanie co z nim zrobić. Jak donosi Adrian Wojnarowski – NBA biorąc pod uwagę, że uderzenie Nurkica to już recydywa, po tym jak wcześniej w tym sezonie dusił Rudy’ego Goberta – zawiesiła Draymonda bezterminowo. Póki co nic nie wiadomo o długości kary – ale wiemy już, że jest ona bardziej zadaniowa. Green musi odbyć terapię i nauczyć się panować nad gniewem lub chociaż kończynami zanim zrobi komuś poważną krzywdę. Bo jeśli się nie opanuje, to pytanie o kontuzję rywala to nie kwestia „Czy?” a „Kiedy?. I na to liga nie może sobie pozwolić.

Warriors mają teraz problem co zrobić ze swoją żywą legendą. W końcu, jak mówi bardzo znany cytat:

The best ability is availability

A Dray już tej umiejętności nie ma. W tym sezonie opuścił już prawie połowę spotkań Golden State i zapowiada się, że ta proporcja będzie tylko się pogarszać. A to przecież jest sezon który miał być ostatnim tańcem tej drużyny, ostatnią szarżą po tytuł w tym składzie. Tymczasem… Warriors w tabeli są na ten moment poza choćby play-in i ich żelazna pierwsza piątka to statystycznie jeden z najgorszych lineupów w lidze na tę chwilę.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Draymond Green na starość się opanuje i terapia pozwoli mu uratować ten ostatni rozdział kariery. Tę część koszykarskiej książki, w której gracz nadrabia braki w umiejętnościach i pogarszający się atletyzm mądrością, a nie furią i głupotą.

Dajcie mu pomoc i niech on da pomóc sobie.

Proszę.

 

 

Podziel się:
Poprzedni Wpis
Następny Wpis
Autor
Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *