• wooden
PostPrime/Koszykówka na świecie/Draft/Post Prime Draft Big Board 2021

Post Prime Draft Big Board 2021

Witam wszystkich po długiej przerwie. Ilość pracy i ilość dzieci nie współgrają dobrze z ilością czasu jaką można poświęcić na pisanie. Co nie znaczy, że nie trzymamy z Sebastianem rąk na pulsie. Trzymamy, że hej! Problem jest z pisaniem.

Na szczęście moi Detroit Pistons wygrywając loterię draftu dali mi potężnego kopa na rozpęd i zmusili do dokładnego przyjrzenia się klasie draftu 2021. A skoro już poświęciłem nawet nie dziesiątki, a setki godzin na analizę prospektów to równie dobrze mogę coś na ten temat napisać. W końcu draft nawet ostatnio regularnie mi się śni.

To pierwszy tekst o tegorocznym naborze, ale mam nadzieję, że nie ostatni. W opcji minimum chciałbym jeszcze stworzyć drugą część i mock, a następnie, jak już, hmm, ochłonę, przeanalizować same wybory w następującym po drafcie weekendzie.

Dzisiejszy Board planuję podzielić na piętra / tiery, tak jak to było w zeszłym roku w gościnnym tekście u Karola Śliwy.

Piętra to mój ulubiony sposób analizy draftu. Zamiast używać sztywnej kolejności i pisać, że gracz A (center) jest lepszy od gracza B (rozgrywającego), a obaj powinny być wybrani przed graczem C (skrzydłowym) mimo podobnego poziomu talentu, dużo lepiej jest podzielić graczy na grupy względem potencjału w NBA. To zresztą naturalne: kiedy mówisz o graczach z danej klasy draftu to używasz raczej określeń „Top3”, „Top7”, a nie „siódmy najlepszy gracz tej klasy”. Ja myślę o nich na zasadzie „Davion Mitchell to pewny trzeci tier bez upside’u” a nie „to 15 najlepszy gracz tego draftu”. Jak wyznaczam te tiery?

Używając metody Chada Forda – gość zjadł zęby na drafcie i dość dobrze określił kryteria oddzielające od siebie poszczególne piętra. Po co więc wymyślać koło na nowo?

Tiery:

  1. Potencjalni franchise playerzy
  2. Potencjalne gwiazdy z poziomu All Star
  3. Bardzo dobrzy starterzy
  4. Dobrzy gracze rotacyjni
  5. Gracze na ławkę
  6. Ci którzy mają szansę się wybić

W ramach pięter będę wymieniał graczy mniej więcej od najlepszego do najgorszego, ale szczerze mówiąc to istotne tylko na pierwszych dwóch-trzech tierach. Potem zawodników odróżniają wyłącznie niuanse i kompletnie bym się do ich kolejności w ramach piętra nie przywiązywał.

Ostatnia istotna uwaga – średnio rocznie z draftu wychodzi około 20 graczy, którzy potem mają prawdziwe znaczenie i kolejnych 10 którzy na stałe wchodzą do rotacji drużyn w małych rolach. Dlatego co roku John Hollinger wybiera tylko 20 swoich graczy plus 3 dzikie karty (podobno tej właśnie metody używał pracując w managemencie Grizzlies). Z tego samego powodu sam nie planuję pogrupować wszystkich 110 tegorocznych kandydatów, a wolę się skupić jedynie na pierwszych – tierach. Mogę też kogoś przypadkiem pominąć, jeśli nie wpadł mi do tej pory w oczy – w zeszłym roku w ten sposób do ostatniego Tieru spadł mi wielki Isaiah Stewart i bardzo sympatyczni Xavier Tillman i Theo Maledon. Cóż, nie jestem w końcu Schmitzem, Fordem czy Hollingerem, tylko zwykłym Woodenem z kolejną pożerającą czas zajawką.

Na piętro 3 i może 4 plus dodatki jeszcze przyjdzie czas, a dziś koncentruję się na pierwszych dwóch piętrach, nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek z tu wymienionych wypadł z Top10 w noc draftu.

O sile tegorocznej klasy najlepiej niech świadczy to, że gdyby połączyć ją w jedno z zeszłoroczną, żaden gracz z 2020 roku nie znalazłby się w top5, a gdyby Charlotte Hornets chcieli oddać świetnego ROY LaMelo Balla za pick w czołówce, to wszystkie drużyny z Top3, a może nawet i Top5 prawdopodobnie by im odmówiły.

Ach, zapomniałbym. Nawet zanim Pistons wygrali loterię draftu, uwielbiałem tę klasę. Zastanawiam się cały czas jak Detroit mogłoby pozyskać kolejne picki w czołówce. Wiem, że to niemożliwe, ale marzyć można.

Z graczy omawianych dzisiaj 4 uwielbiam, 2 bardzo lubię i tylko jeden nie budzi we mnie większych emocji. Zgaduj który.

Tier 1. Potencjalni Franchise Players

Tu mamy 3 zawodników, w których przypadku rozczarowaniem będzie brak choć jednego All NBA Team w karierze, a brak występu w choć jednym All Star Game zwyczajnym szokiem.

Cade Cunningham (PG/SG/SF/PF) – 6’8, 220lbs

Powszechnie uważany za najlepszy prospekt w tym roku. 203 cm wzrostu, 100 kg wagi, 215 cm wingspanu, w NCAA grał regularnie na 4 pozycjach, a w pojedynczych akcjach zdarzało mu się nawet odgrywać rolę centra. Dzięki dobremu (nie wybitnemu) atletyzmowi, solidnym rozmiarom i dobrym instynktom, na poziomie NCAA był w stanie efektywnie kryć właściwie każdego gracza do którego został oddelegowany. Rzutowo wyglądał fantastycznie: nie tylko 85% z linii, ale także 40% za 3, mimo że większość jego rzutów to były pullupy, a w drużynie brakowało innych kreatorów, którzy pomogliby mu w zdobywaniu łatwych punktów. To sprawia, że można by spokojnie obronić tezę, że jest potencjalnie najlepszym strzelcem tego draftu. Widzi podania dla innych niedostępne i umie je wykonać w sposób rzadki nawet w NBA – jego jednoręczne przerzuty po pick and rollu do strzelca w rogu to już teraz poziom najlepszych graczy w lidze. Jednak jeśli zaczynasz w tym momencie wizualizować sobie combo Luki Doncica z LeBronem Jamesem… hold your horses. Cade nie jest bez wad – mimo, że jedną z jego najlepszych cech mają być wspomniane podania i gra z piłką, w Oklahomie zaliczał tylko 3.5 asysty na mecz przy aż 4 stratach. Co więcej, brakuje mu pierwszego kroku, nie ma tego slo-mo niepowstrzymanego minięcia typowego dla Doncia do którego tak często bywa porównywany. Miał przez to zwyczajnie problemy, żeby po koźle minąć rywala z dowolnej pozycji, nawet centra. W tym momencie swojej kariery musi grać obok drugiego kreatora, który ułatwi mu życie na boisku. Warto też wspomnieć, że przez kłopoty z minięciem i dostawaniem się eksplozywnie do obręczy, często kończył oddając bardzo trudne rzuty na półdystansie – co zaowocowało dość słabą skutecznością rzutów za 2 – tylko 46%. Bardzo słabo zbierał też piłkę w ataku i to mimo tego, że jednym z założeń taktycznych jego zespołu było atakowanie deski ofensywnej. Te wszystkie – niemałe – wady sprawiły, że wielokrotnie oglądając materiały o pozostałych graczach z topu zastanawiałem się, czy któryś z nich nie jest od niego lepszym prospektem. Jednak wystarczy zerknąć na coś więcej niż highlighty i lowlighty, obejrzeć w całości choć ze dwa jego mecze z NCAA, żeby zrozumieć co widzą w nim skauci. Kiedy Cade wchodzi na boisko, gra obu drużyn kręci się dookoła niego. Wszystko wyrównuje do jego tempa, a on całkowicie panuje nad sytuacją na boisku. Inne drużyny próbowały zmuszać go do przyśpieszenia i nie miały na to żadnych szans, rywale zawsze są gościem na jego terenie, nawet jak grają w swojej hali. Jeśli nie mógł minąć obrońców, rzucał nad nimi, albo grał pick and roll. Jeśli krył go ktoś mniejszy, od razu lądował z nim w post. Choć nie umie wsadzić do kosza nad połową drużyny rywali, to umie znaleźć kontakt i od razu wymusić faul. W końcówkach piłka go szuka, a on, nawet kiedy mu do tej pory nie idzie, da radę sobie wykreować – i trafić! – kluczowy rzut. Ma coś co w Stanach nazywają „It Factor” co umyka ludziom twardo umocowanym w analizie statystycznej przy swoich przewidywaniach. Obecnie ma to w NBA może z 5 graczy w lidze, to najrzadsza cecha w koszykówce. Dodajmy do tego świetny charakter i background check – wszystkie wypowiedzi o nim, a także wywiady w których bierze udział pokazują nam bardzo pewnego siebie, naturalnego lidera, który jednak prowadzi przez przykład, pracując najciężej na treningach, niezależnie od poziomu kolegów wokół – najlepszym dowodem niech będzie to jak nieprawdopodobny postęp rzutowy zrobił od czasów liceum. Najpierw myślałem, że będzie amerykańskim Luką Doncicem, ale po dokładnej analizie powiedziałbym, że jego sufit to dużo lepiej rozgrywający Jayson Tatum. To naprawdę imponujący potencjał, jednak to co czyni go naprawdę wyjątkowym to niewiarygodnie wysoka podłoga. Jeśli przeczytasz jeszcze raz opis jego wad i zalet, pomijając nawet tę niemierzalną kontrolę nad grą, to brzmi to dokładnie jak gracz, który niedawno rzucił 40 punktów w Finale NBA. Trudno o lepszego kandydata na pierwszy numer draftu od dzieciaka którego sufitem jest o poziom lepszy Tatum, a podłogą Khris Middleton. Jeśli wybierasz tak wysoko to nie tylko chcesz świetnego gracza, ale przede wszystkim nie chcesz wtopić.  Dlatego Cade jest tu oczywisty – nawet jeśli nie jest na 100% pewne, że będzie najlepszym zawodnikiem swojej klasy (to się wbrew pozorom rzadko zdarza przy 1 picku) to, o ile nie wydarzy się jakaś fultzowa katastrofa, jest absolutnym pewniakiem do bycia jednym z kilku najlepszych graczy naboru.

Evan Mobley (PF/C) – 7’0, 215 lbs

Jeśli ktoś nie ma Cade’a z jedynką to prawdopodobnie przez to, że w tej samej klasie co on jest ten gość. Guard zamknięty w ciele centra. 213 cm wzrostu, 98kg, 228 cm wingspanu. Gracz, który umie być najlepszym zawodnikiem na boisku nawet kiedy nie oddaje rzutów. Nie tylko świetnie bronił obręczy naprawiając błędy kolegów, ale był też bardzo często wykorzystywany do zmian krycia w pick and rollu, troszkę w stylu Bama Adebayo. Jeśli lądował po switchu na guardzie, to dopiero wtedy rywal miał prawdziwie przesrane. Mobley był w tym tak dobry, że przeciwnicy często starannie unikali pick and rolli bronionych przez niego. Umiejętności guarda nie ograniczają się tu tylko do defensywy. Kiedy dostaje piłkę przodem do kosza i może minąć lub rozegrać wygląda po prostu jak rzucający obrońca. Na poziomie NCAA był wręcz lepszy w kreowaniu sobie rzutów za 2 niż Cunningham. Także jego assist/turnover ratio było wyraźnie lepsze niż u Cade’a. To jak chętnie podaje piłkę, nie tyle szukając asyst, co najlepszego rozwiązania akcji, jest po prostu niewiarygodne jak na tak młodego big mana. Kiedy zostaje podwojony, nie pozbywa się panicznie piłki, a naturalnie znajduje rozwiązanie które najbardziej pomoże jego drużynie. A podwojenia ściąga z łatwością. Co prawda jest tak chudy, że mimo dobrej pracy nóg ma problemy z uzyskaniem pozycji blisko kosza, ale… ma świetny touch i jest w stanie rzucać skuteczne półhaki nawet z wysokości linii osobistych, nie pozostawiając mniej utalentowanym rywalom innych możliwości niż podwajanie. Trudno mi sobie wyobrazić lepszego wysokiego do pick and rolli niż Mobley: w obronie może switchować i bronić naraz lobów jak ostatnio Giannis, w ataku może grać pop, roll, rozgrywać w sytuacji 4na3, atakować po koźle i co tylko jeszcze chcesz… Oczywiście, są też wady. Przede wszystkim jest na razie bardzo chudy – atletyczni gracze w NBA będą go przestawiać bez zauważalnych problemów, taki Luka Doncic jest od niego o jakieś 25 kg cięższy – raczej nie będzie się nim przejmował atakując kosz. Zwłaszcza na początku kariery nie może być jedynym big manem na boisku – jego wysoko położony środek ciężkości i wąskie biodra sprawią że póki co nie będzie świetnym zbierającym, a gracze w rodzaju Embiida czy Jokica powinni robić z niego mielone kotlety. Niby rzuca za 3, ale tylko na skuteczności 30%, a na linii osobistych było to zaskakująco słabe jak na prezentowany touch 69%. To sprawia, że trudno z góry zakładać, że kiedykolwiek będzie naturalnym strzelcem z dystansu. Cała ta charakterystyka bardzo głośno krzyczy „Kevin Garnett”, istnieje jednak pewien mały szkopuł. Mobley nie ma w swojej grze naturalnej amfetaminy. Sebastian Hetman jak tylko go zobaczył napisał mi „brak swagu, brak jaj, gość jakiś taki bez wyrazu”. Trudno mi się z tym nie zgodzić. Evan mimo, że ciągnął swój team przez March Madness, to nie miał w sobie nawet trochę instynktu typu „dajcie mi piłkę, I got this”. Jest mało seksowny. Najlepsze w nim są nie pojedyncze zagrania, a to, że zwyczajnie nie robi błędów. 19 latek który się nie myli na boisku. Szalone. Kto chciałby czegoś takiego. Wydaje mi się że jego upside to nieco chudszy ale lepiej podający Anthony Davis, ale downside to Chris Bosh o asertywności Wendella Cartera Juniora. W konsekwencji myślę że ma w sobie potencjał przyszłego MVP, ale jednocześnie łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której nigdy nie staje się niczym więcej niż ponadprzeciętny PF w NBA.

Jalen Green (PG/SG) 6’6, 178 lbs

Trzeci gracz z wielkiej trójki tego draftu. To co sprawia, że mam go ciut niżej od pozostałej dwójki to fakt, że jest od nich dużo bardziej jednowymiarowy. Mimo to zupełnie się nie zdziwię jeśli zostanie wybrany z jedynką. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że będzie najlepszym strzelcem tej klasy. Przy 198 cm wzrostu jest bardzo szybkim zawodnikiem i to zarówno w znaczeniu „quick” jak i „fast”. Posiada użytkowy atletyzm przypominający Zacha LaVine, ale jednocześnie wygląda na to, że w przeciwieństwie do gracza Bulls naturalnie czyta obronę. Jego szalenie szybki pierwszy krok wymusza na obrońcach grę w pick your poison gdzie jeśli podejdą za blisko Green włącza turbo i jest już za ich plecami szukając plakatu nad centrem, a jeśli dadzą mu za dużo miejsca, jest w stanie wsadzić im pull up trójkę prosto w twarz. Ta trójka to rzut, który bardzo wyraźnie rozwijał w G-League i pod koniec rozgrywek był równie groźny oddając ją po crossie w lewo, crossie w prawo, pick and rollu i po side-stepie w prawo, który z czasem coraz bardziej przypominał hardenowski step back. Dodatkowo ewidentnie skorzystał na grze w systemie szkolenia typowym dla NBA, nabierając w pół roku około 7 kg masy mięśniowej, a Brian Shaw i Jarrett Jack konsekwentnie uczyli go niezbędnego rzemiosła dla scorera – rzutów catch & shoot w pierwsze tempo (wychodząc z liceum miał brzydki nawyk rozpoczynania kozła zaraz po otrzymaniu piłki – jego catch & shoot to było catch & dribble & tough shot) i bookerowskich rzutów z mid range picku przy centrze robiącym drop. To co jednak sprawiło, że naprawdę się nim zachwyciłem i z gracza dla mnie 5-6 w tej klasie zacząłem postrzegać jako poważnego kandydata do jedynki to jego pasja do gry. Jack i Shaw przy kilku możliwych okazjach mocno podkreślali to jak dużo czasu Green spędzał na sali, na siłowni i, przede wszystkim, na analizie taśm swoich i graczy których śladami chce podążać. To mogłoby być tylko zwykłe promowanie swojego wychowanka, gdyby nie fakt, że prowadzili oni również Jonathana Kumingę i mimo że też go chwalą, słychać wyraźnie różnicę w tym z jaką werwą rekomendują jednego i drugiego. Dodatkowo efekty pracy Jalena krzyczą nawet głośniej niż wypowiedzi jego mentorów – nie tylko nabrał masy, ale też przez całą bańkę G-League robił wyraźne postępy w swojej grze: zaczął wyglądając gorzej od Kumingi, a skończył jako wyraźnie lepszy gracz. Czymś co może być najłatwiejsze do sprawdzenia dla przeciętnego kibica są dwa materiały nagrane z nim przez Mike’a Schmitza. Już na pierwszym z nich Green imponuje rozumieniem gry i analizą swoich decyzji, ale kiedy przechodzimy do tego sporządzonego na koniec bańki, widać że mimo pewnych problemów decyzyjnych, zawodnik fantastycznie czyta taśmę i nawet tam gdzie Schmitz go chwali on widzi jeszcze bardziej optymalne rozwiązanie. Łatwo też zauważyć, że po prostu zna materiały ze swoich spotkań na pamięć, co dobrze świadczy o tym jak uważnie studiuje tę grę. Oczywiście nie jest tak różowo – choć Green stara się w obronie, to do bycia dobrym obrońcą brakuje mu kilkunastu kilogramów, których pewnie nigdy nie doda żeby nie stracić swojego nadzwyczajnego atletyzmu. Warunki fizyczne to jest zresztą coś czego nie nadrobi nigdy – o ile siłę zwiększy to ani już specjalnie nie urośnie, ani nie poprawi poniżej przeciętnego jak na potencjalną gwiazdę wingspanu. To samo można powiedzieć o kreowaniu pozycji dla innych – na ten moment nie wygląda, żeby Jalen kiedykolwiek miał być głównym ballhandlerem w swoim zespole. Jasne, doskonale widzi linie podań na taśmie, ale na boisku jego głównym instynktem jest rzut, a drugim wsad i zaczyna myśleć nad rozrzuceniem piłki dopiero kiedy obie te opcje ma zamknięte. Także jednoręczne podania po picku i crossy do rogu, tak naturalne dla Cade’a to coś co obecnie całkowicie przekracza jego umiejętności i być może nigdy na stałe nie zagości w jego repertuarze. Jego pasja do gry i obecne skille obiecują nam Bradleya Beala o atletyzmie Zacha LaVine, ale bardzo chude ciało wraz z mimo wszystko dość tunelową wizją na boisku straszą LaVinem z ciałem Malika Monka. To równie wysoki sufit jak pozostałych dwóch faworytów do jedynki, ale jednak wyraźnie niższa podłoga.

Tier 2. Potencjalni All Stars

Na tym piętrze mamy już graczy którzy mają poważniejsze wady. Albo dużo niższą podłogę, przy suficie zbliżonym do pierwszej trójki, albo solidną podłogę przy dużo niższym suficie. Niemniej każdy z nich przy swojej optymalnej ścieżce rozwoju ma szansę choć raz w karierze zahaczyć o All NBA Team.

Scottie Barnes (PG/SF/PF/C) 6’9, 227 lbs

Mój ulubiony gracz tej klasy. Charyzma Magica Johnsona, pasja Draymonda Greena, obrona na piłce wczesnego Kawhia Leonarda, rozegranie Bena Simmonsa. Co łączy tych 4 graczy? Wszyscy mogą grać na właściwie każdej pozycji na boisku poza rzucającym obrońcą (Kawhi wyewoluował w to dopiero po jakimś czasie). Ale SG żaden być nigdy nie mógł, bo żaden z nich nie miał dobrego rzutu. To samo dotyczy Scottiego Barnesa. Gdyby miał dobry rzut byłby niekwestionowanym pierwszym pickiem w tym roku. Dobry? Bez jaj. Wystarczyłoby żeby trafiał 35% za 3 i 80% z linii i Pistons już dawno ogłosiliby kogo biorą z jedynką. Jest większy niż Cade – 205 cm wzrostu, 103 kg, 221 cm wingspanu (!!!) plus ogromne dłonie. Jest też bardziej atletyczny. Może nie podaje efektowniej ale za to dużo efektywniej, nie robiąc głupich strat. Jego intensywność na boisku nigdy nie spada. Dużo lepiej broni niż Cade, powinien być przez lata jednym z głównych kandydatów do DPOY, to jeden z niewielu zawodników na świecie, o których można uczciwie powiedzieć, że powinni być w stanie elitarnie bronić 5 pozycji na boisku. Pomyśl o tym – chłopak potrafił w tym samym meczu kryć rozgrywającego rywali na całym boisku wyjmując mu piłkę z kozła jeszcze na jego połowie i być głównym obrońcą na 7 stopowego środkowego, któremu nie dawał się ustawić w post i blokował go przy półhakach, jednocześnie grając team defense przypominający Draymonda Greena. Oglądanie jego taśm jest urzekające i obezwładniające, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo zakochałem się w jakimś zawodniku od pierwszego wejrzenia (nie, to nie był Stanley Johnson). Gdyby tylko umiał rzucać… To jednak jest olbrzymie gdyby. Jeszcze w high school grając wspólnie z Cadem Cunninghamem rzucał lepiej od swojego kolegi (bo obaj rzucali słabo), jednak tam gdzie Cade zrobił monstrualny progres na uczelni, tam Scottie zaliczył regres – 27.5% za 3, 62,1% z linii. To nie wróży mu najlepiej jako strzelcowi. Co także niepokojące Barnes jak na gościa który jest klasyfikowany jako SF/PF zaliczał tylko 4 zbiórki i 0.5 bloku na mecz. To jednak da się obronić. Wbrew obecnym listom draftowym, w NCAA Scottie wychodził najczęściej jako… rezerwowy rozgrywający, grając często w jednym lineupie z dwoma większymi zawodnikami od siebie i w schemacie ofensywnym nie atakował dechy tylko zabezpieczał powrót do obrony. I jeśli tak na niego spojrzymy, jak na naturalnego PG z ciałem większego Kawhiego Leonarda, to dopiero zrozumiemy jego potencjał. To kim będzie w NBA w całości wisi na jego rzucie – już teraz posiada pasję i inteligencję boiskową, które gwarantują, że będzie nad tym pracował, ale nie jestem zwyczajnie pewien czy to umiejętność którą będzie w stanie rozwinąć na elitarnym poziomie. Jeśli tak – może być większym i lepiej podającym Kawhiem Leonardem, przyszłym MVP ligi. Jeśli nie, jego podłogą ogromna wersja Bruce’a Browna – czyli wciąż naprawdę solidny gracz.

Jalen Suggs (PG/SG) 6’4, 205 lbs

Gracz, który jako pierwszy z klasy 2021 mnie naprawdę zachwycił. Jeszcze w grudniu, nie mogłem oderwać się od telewizora kiedy Seba puszczał mi jego mecze. Ta pasja, to serce, ta chrisopaulowska chęć wyrwania rywalowi serca. Dodaj do tego niski środek ciężkości, 92 kg przy 193 cm wzrostu, podania efektywne ale niekoniecznie efektowne, chęć poświęcenia się dla zespołu na każdy potrzebny sposób, atletyzm, fantastyczną obronę i gotowość do oddawania ważnych rzutów. Z kimś Ci się to kojarzy? Tak, to brzmi jak Kyle Lowry. Nawet wady są te same jakie miał Kyle zaczynając karierę w NBA – przeciętny choć nie zły rzut, brak naturalnego feelu w pick and rollu i stopy jeszcze nie nadążające w obronie za zaangażowaniem. Więcej wad nie ma, Suggs będzie co najmniej top15 rozgrywającym NBA, jego podłogą jest Marcus Smart, a sufitem Kyle Lowry z elementami Chrisa Paula i przebłyskami atletyzmu Brandona Roya. Pasja i miłość nie dadzą mu spać niżej – nawet kiedy Gonzaga dostawała baty z Baylor w Finale NCAA, Suggs był jedynym zawodnikiem na boisku, który wierzył w to, że jego zespół jeszcze może odwrócić losy spotkania. To bardzo wysoka podłoga ale też dość niski jak na tegoroczny draft sufit. Tak czy siak, fanbase drużyny do której trafi pokocha go pierwszą miłością.

Jonathan Kuminga (SG/SF/PF) 6’8, 220 lbs

Tak jak Barnes ma najwyższy sufit na tym piętrze, a Suggs najwyższą podłogę, tak Kuminga ma największy rozstrzał możliwych wyników swojej kariery. 203 cm wzrostu, 100 kg wagi, 215 cm wingspanu. Wciąż dość surowy, ale jednocześnie pokazujący przebłyski czy to świetnej obrony zespołowej czy to indywidualnej, innym razem potrafi rzucić znakomite podanie, albo zaliczyć streak rzutowy. Jest jak pudełko czekoladek z Forresta Gumpa, nigdy nie wiesz co wyciągniesz. Jedyne co jest w nim stałe to świetne, atletyczne i bardzo silne ciało. Nawet na poziomie G-League kiedy nie umiał minąć rywala pierwszym krokiem, umiał wpaść w niego i albo znaleźć layup przebijając się przez kontakt, albo faul, albo zrobić sobie tym przestrzeń i pójść w pullup za 2. Choć umie podawać, kreować sobie rzut, dostawać się na linię i ma nawet efektywny go to move – face up z pozycji thriple threat w okolicy linii osobistych, ma poważne problemy z decyzyjnością. Zbyt radośnie oddaje nieefektywne rzuty, mimo dobrych narzędzi nie umie być regularnym obrońcą (po tej stronie to dużo ważniejsze niż pojedyncze super-przebłyski), nie czyta dobrze obrony rywali. Nie bez powodu zarówno Brian Shaw jak i Jarrett Jack wyraźnie oceniają go gorzej niż Jalena Greena. Chłopak zaczął bańkę G-League jak przyszły pierwszy pick draftu, ale z biegiem czasu był coraz gorszy. Na materiale gdzie analizuje taśmy ze Schmitzem wyraźnie widać, że gorzej rozumie sytuację na boisku i związki przyczynowo skutkowe w poszczególnych akcjach niż pozostali kandydaci do top5. Ciało i umiejętności czysto fizyczne dają mu sufit nieco większego i lepiej kreującego Jaylena Browna. Jednak podłoga to co najwyżej Andrew Wiggins z czasów Minnesoty i to pozbawiony post-up game.

Alperen Sengun (PF/C) 6’10, 240 lbs

18 letni MVP jednej z 5 najmocniejszych lig na świecie. Ogrywał prawdziwych dorosłych z prawdziwej ligi, kiedy jego rywale z draftu najczęściej ogrywali co najwyżej dzieciaki które wciąż nie mogą w Stanach napić się piwa. To, że w tym wieku wspiął się tak wysoko w seniorskiej europejskiej koszykówce, jest czymś porównywalnym tylko do sukcesów Luki Doncica. Statystycznie miażdżył osiągnięcia Jokica, Nurkica czy nawet Paul Gasola. Jedyny… monstrualny problem jaki mają z nim skauci to fakt, że był w tym potwornie oldskulowy. Post-up, praca nóg, demolowanie rywali siłą fizyczną, klasyczne dupa-dupa-haczyk, sporadyczny półdystans… wydawać by się mogło, że to nie ma szans się przełożyć na NBA. I właśnie dlatego sztaby są co do niego podzielone i to mimo tego, że nagle pod koniec sezonu do swojego repertuaru dołożył… step back za 3, a na linii notował świetnie rokujące dla jego rzutu 81%. Dodaj dominowanie zbiórki i znakomite podania z podwojeń lub po krótkim rollu (ma lepsze ast/to ratio od Cade’a) i szczerze mówiąc w tym miejscu przestaję rozumieć ekspertów którzy mają go poza Top10 bazując na twierdzeniach, że „jest zbyt oldskulowy”. Dla mnie Sengun gra dokładnie w tę samą grę, w którą grał Domantas Sabonis przychodząc do ligi z jedenastym numerem… tylko że 3 razy lepiej. Jego sufit to dla mnie dużo lepiej broniący Young Sab, hybryda Domantasa z Marc’iem Gasolem. Jego rozumienie gry, 3 blk + stl na mecz, coraz lepszy touch dalej od kosza, a jednocześnie kompletny i całkowity terror jaki zaprowadzał w grze tyłem, to coś w NBA unikalnego. Skoro Sab mógł był All Starem, to nie widzę żadnego powodu ku temu żeby nie był nim Sengun. Oczywiście – jeśli okaże się, że w obronie nie jest w stanie ustać przeciwko szybkim amerykańskim guardom, a jego rzut jest na zawsze ograniczony do pola 3 sekund, jego oczywistą podłogą jest Enes Kanter. Stąd nie kupuję go w top5, ale na miejscach 6-10? Dla mnie no-brainer.

Just missed the cut:

James Bouknight i Josh Giddey to dwa nazwiska które mocno rozważałem w kontekście drugiego piętra. Jednak zaczniemy od nich przy piętrze trzecim.