• wooden
PostPrime/Blog post/Rankingi/NBA BIG BOARD 2022

NBA BIG BOARD 2022

Kompedium wiedzy o drafcie 2022.

Mój tradycyjny, coroczny artykuł o draftcie tym razem rozrósł się do rozmiarów małej książki. Więc żeby było Ci łatwiej nawigować zamieszczam na start spis zawartości:

  • Wstęp
  • Teoria Draftu 2022 – co się o nim mówi i powszechnie uważa
  • Porównanie do historycznie mocnego draftu 2021
  • Zasięgi draftowe najważniejszych zawodników – gdzie najwyżej mogą zostać wybrani i poniżej jakiego miejsca raczej nie spadną
  • Co znaczy draft? – jakie naprawdę ma znaczenie w kontekście budowy dobrej drużyny
  • Historia ostatniej dekady – ilu zawodników wciąż gra w klubach które ich wybrały
  • Metodologia – według jakich zasad grupuję graczy i co decyduje o ich kolejności
  • Właściwy Big Board, w tym:
  • Franchise players – pełne profile 2 dla mnie najlepszych graczy naboru
  • All Stars – pełne profile 3 zawodników, którzy mają szansę trafić do All Star Game
  • Good starters – pełne profile 5 zawodników, którzy powinni na stałe zakotwiczyć w piątkach bardzo dobrych drużyn NBA
  • Role Players – pełne choć nieco mniej szczegółowe profile 8 graczy, którzy powinni pełnić istotne role w NBA
  • Elite Bench Players – profile 7 graczy którzy mają największe szanse na duże role z ławki
  • Bench Players – mniej lub bardziej szczegółowe charakterystyki 12 przyszłych rezerwowych
  • Wild cards – 11 graczy których trudno sklasyfikować w ramach pięter, przez unikalny profil gry lub bardzo szeroki rozstrzał prawdopodobnych ról w NBA

Zapraszam do lektury!

WSTĘP

Już powoli moją draftową tradycją staje się publikowanie mojego Big Boardu podzielonego na piętra.

Z roku na rok ta konstrukcja ma dla mnie coraz więcej sensu, a w tym roku jest to już wyjątkowo zauważalne. To chyba najbardziej „płaski” draft od czasu słynnego naboru 2013. Nie szykuje się co prawda aż taki chaos co wtedy (zawodnicy na miejscach 1-10 byli wtedy dość dowolnie ustawiani, a i tak w top10 nie poszedł najlepszy zawodnik tamtej klasy), ale wciąż jest ciekawie. Zanim przejdę do swoich pięter i tym co one dla mnie oznaczają, warto powiedzieć troszkę o teorii tego draftu, tym co mówią o nim zagraniczni eksperci.

(Tekst podzieliłem na części – żadna nie jest konieczna do zrozumienia pozostałych ale razem tworzą spójną całość – jeśli więc nie interesuje Cię teoria tegorocznego draftu, zasięgi draftowe zawodników, czy też to co tak naprawdę znaczy dla drużyn i jak wyglądają statystyki z ostatnich lat… możesz pominąć dowolną część i przejść od razu do opisu zawodników. Zachęcam jednak do zapoznania się z całością.)

TEORIA DRAFTU 2022

  • Na samej górze mamy podkoszową Wielką Trójkę, graczy którzy powinni zająć całe top3 w tym rok, a żaden z nich nie powinien wypaść z top5 : Jabari Smith, Chet Holmgren, Paolo Banchero
  • Potem mamy dwa wole elektrony: Jaden Ivey i Shaedon Sharpe – obaj mogą złamać big3 i wejść do czołowej czwórki jako superatletyczni guardzi, ale obaj mogą też wypaść z top5 – z kompletnie różnych powodów, o których później
  • Za nimi zaczyna się chaos – mamy całą grupę zawodników, którzy powinni pójść na miejscach 6-20. Najlepsi z nich mogą nawet pójść z numerem czwartym, najgorsi… mogą nie załapać się do pierwszej rundy: Keegan Murray, Dyson Daniels, Benedict Mathurin, Jeremy Sochan, Johnny Davis, Mark Williams, Malaki Branham, Tari Eason, Ochai Agbaji, Jalen Duren, AJ Griffin, Ousmane Dieng, Dalen Terry, Jalen Williams, EJ Liddell.
  • Kolejna grupa to zawodnicy, których niektórzy mają pod koniec pierwszej 20, a niektórzy wypaść poza draft: TyTy Washington, Blake Wesley, Jaden Hardy, Nikola Jovic, Kennedy Chandler, Walker Kessler, David Roddy, Caleb Houstan, Trevor Keels, Patrick Baldwin, Christian Braun, MarJon Beauchamp, Andrew Nembhard, Jake LaRavia, Peyton Watson, Kendall Brown, Bryce McGowens, Ryan Rollins, Wendell Moore, Ismael Kamagate, Leonard Miller, Christian Koloko, JD Davidson, Jaylin Williams, Josh Minot, Yannick Nzosa, Michael Foster… i pewnie jeszcze paru innych
  • Jak widać powyżej, około 50 graczy w tegorocznym drafcie ma szansę na pierwszą rundę Sam Vecenie z The Athletic rozmawiając ze skautami i GMami z NBA zebrał grupę właśnie około 50 zawodników (niekoniecznie pokrywającą się z powyższą listą), z tzw. first round grades – czyli takich, których poszczególni zawodowcy typują do pierwszej rundy.
  • W żadnej z powyższych grup nie ma zawodników szczególnie odstających od reszty – tutaj będą decydowały workouty dla poszczególnych drużyn, dopasowanie talentu, preferencje draftowe sztabów, czy wreszcie ilość picków w tym i kolejnych draftach (im ich więcej, tym drużyny będą chętniejsze do draft&stash i/lub podejmowania przy wyborach większego ryzyka – koronne przykłady tutaj to Thunder i Spurs).
  • To wszystko sprawia, że, w teorii, powinniśmy mieć sporo ruchów w drafcie – trade-ups, trade-downs, trade-outs – to wszystko powinno być w tym roku dość dynamiczne i zapowiada emocje. Niestety, doświadczenie uczy, że w takich sytuacjach wcale nie ma aż tak dużo wymian, ale za to pojawiają się pozornie szalone wybory. Jeśli np. Kings będą chcieli takiego Dysona Danielsa to mogą bać się zrobić trade – down do np. 7 – nie będą wiedzieć czy po drodze nie zgarną go Pistons lub Pacers i na koniec mogą go po prostu wziąć z czwórką. To wbrew pozorom dość realny scenariusz.

KLASA 2022 A KLASA 2021

Żeby dodać naborowi kontekstu: gdyby wrzucić do jednej puli zeszłoroczne top5 i tegoroczne prognozowane top5 to ja osobiście i nie patrząc na drużyny wybierałbym tak:

Z 1. Pickiem – Cade Cunningham 2. Evan Mobley 3. Scottie Barnes 4. Jalen Green 5. Paolo Banchero 6. Jabari Smith 7. Jaden Ivey 8. Chet Holmgren 9. Jalen Suggs 10. Shaedon Sharpe. Rozszerzenie do top10 obu draftów wypadłoby prawdopodobnie jeszcze bardziej niekorzystnie dla klasy 2022 – przed Sharpe miałbym jeszcze pewnie Jonathana Kumingę, Franza Wagnera i może Josha Giddeya.

ZASIĘGI DRAFTOWE GRACZY

Szykując się do draftu nie sposób dokładnie określić tego gdzie gracz konkretnie pójdzie, ale bazując na przewidywaniach ekspertów, plotkach i tym gdzie dany zawodnik jeździ na workouty – możemy powiedzieć coś o jego zasięgu draftowym. Górnym pułapem tutaj jest najwyższe możliwe miejsce do którego zawodnik jest przymierzany, dolnym – drużyna o której mówi się, że „poniżej niej” nie spadnie. Ten zasięg zmienia się z kolejnymi treningami i przeciekami do prasy, ale mówi nam sporo o jego potencjalnej pozycji w drafcie i gdzie go oczekiwać. Mniej więcej na tej podstawie NBA wybiera zawodników do tzw. green roomu – czyli tych których zaprasza na draft, przed kamery, bo są „pewniakami” do top20, a już na pewno do pierwszej rundy. Oczywiście, czasem zdarzy się przypadek Maćka Lampe lub Bol Bola którzy będą siedzieli w tym green roomie osamotnieni i czekali na swoje nazwisko aż do dalszych wyborów, ale są to raczej wyjątki od reguły niż norma.

I tak, zasięgi graczy z czołówki układają się mniej więcej w ten sposób według obecnej wiedzy:

Jabari Smith – 1-3

Chet Holmgren 1-4

Paolo Banchero 1-4

Jaden Ivey 2-6

Shadeon Sharpe 2-12

Keegan Murray 4-9

Dyson Daniels 4-10

Johnny Davis 5-15

Bennedict Mathurin 5-16

AJ Griffin 5-18

Jeremy Sochan 6-12

Jalen Duren 6-15

Mark Williams 9-15

Malaki Branham 9-20

Jalen Williams 9-22

Ousmane Dieng 9-25

TyTy Washington 10-22

Tari Eason 11-19

Ochai Agbaji 11-25

Nikola Jovic 12-30

Reszta graczy raczej już nie ma szans na loterię i jednocześnie może wypaść z pierwszej rundy.

Te zasięgi nie pokrywają się z moimi opiniami, ale kiedy będę już szykował swój ostateczny mock – będę musiał je wziąć pod uwagę. Też muszę przyznać, że po prostu pomagają mi przy piętrach. Wiedząc gdzie gracz jest mniej więcej typowany, mogłem wstępnie przypasować do piętra i potem, po głębszej analizie z niego zrzucić lub awansować.

CO ZNACZY DRAFT

Draft w NBA jest jednocześnie niewiarygodnie ważny… jak i niewiarygodnie przeceniany.

Czemu jest ważny?

Spójrzmy choćby na konstrukcję dwóch tegorocznych Finalistów NBA – obie drużyny oparte są na zawodnikach wybranych w drafcie:

Boston Celtics, gracze z draftu: Jaylen Brown, Jayson Tatum, Marcus Smart, Grant Williams, Robert Williams, Payton Pritchard, Aaron Nesmith – cały core drużyny poza Alem Horfordem i Derrickiem Whitem to zawodnicy wybrani przez Boston w drafcie.

Golden State Warriors, gracze z draftu: Steph Curry, Klay Thompson, Draymond Green, Jordan Poole, Kevon Looney, Jonathan Kuminga, Moses Moody, James Wiseman. Poza Wigginsem wszyscy najważniejsi zawodnicy Warriors na teraz i na przyszłość to dobrze wykorzystane picki.

Jeśli by bazować tylko na tych dwóch drużynach – można powiedzieć, że najlepszą możliwą droga do Finałów NBA jest mądre i szczęśliwe wykorzystywanie picków, cierpliwe rozwijanie posiadanych talentów i uzupełnienie trzonu drużyny jednym-dwoma wysokiej klasy weteranami i paroma zawodnikami na minimum.

I to jest coś niezaprzeczalnego.

Cały problem w tym „mądre i szczęśliwe”. Niezwykle trudno trafić franchise playera w drafcie, kogoś kto zmieni organizację i będzie jej podstawą na lata. Jeszcze trudniej mu ufać, dawać mu kolejne szanse, motywować do pracy nad sobą i rozwijać go jako zawodnika.

Niewielu graczy dostaje takie szanse co wiąże się dwoma zjawiskami:

Historycznie w każdym drafcie jest tylko około 20 zawodników którzy będą mieli znaczenie w NBA. Część z nich dzięki talentowi, część dzięki otrzymanej szansie, a część dzięki trafieniu w ręce świetnego sztabu skupionego na rozwoju graczy. Na teorii tych „20 Graczy Którzy Się Liczą” swoje draftowe analizy od dawna opiera John Hollinger z The Athletic. Podobno robił tak kiedy pracował we Front Office Grizzlies i to właśnie zidentyfikowaniu tych 20 graczy poświęcony był proces draftowy Memphis. Jeśli dodamy do tego kilka „dzikich kart” czyli graczy którzy co prawda mają małą szansę bycia w tej dwudziestce, ale za to jeśli wypalą to wypalą spektakularnie (dajmy na to Nikola Jokic, Marcin Gortat, Rudy Gobert czy Desmond Bane) to takie podejście wydaje się być bardzo racjonalnym patrzeniem na draft NBA. Zwłaszcza, że…

HISTORIA OSTATNIEJ DEKADY

Większość graczy wybranych w loterii draftu nie dostaje drugiego kontraktu w klubie który ich wybrał. Nie mówię o słynnej klątwie Knicks którzy nigdy nie przedłużają swoich rookies. Mówię o ogóle graczy. Nie z całego draftu, a o elicie z loterii. Z rocznika 2017 tylko 5 zawodników z loterii wciąż gra w swoich pierwszych drużynach NBA: Tatum, Fox, Isaac, Mitchell i Bam. Z niesamowicie mocnej klasy draftu 2018 już teraz 5 z 14 graczy z loterii odeszło ze swoich zespołów: Bagley, WCJ, Knox, SGA i Robinson. Losy kolejnych są mniej lub bardziej niepewne i rozstrzygną się tego lata na rynku wolnych agentów, mowa tu o Aytonie, Bambie, Sextonie i Milesie Bridgesie. Szokujące?

To spójrz na tę grafikę, na zielono zawodnicy którzy zostali w swoich drużynach, na czerwono gracze z klasy 2018 zagrożeni odejściem już tego lata.

(W tabeli jest pełna dekada od naboru 2011 – ponieważ sprzed tego roku prawie nie ma graczy którzy wciąż siedzą w tych samych teamach do 2020 – ponieważ z rocznika 2021 wszyscy grają tam gdzie zostali wybrani… na razie.)

Tylko 15% graczy wybranych w loterii w latach 2011-2017 (czyli tych którzy podpisali już w NBA swój drugi kontrakt) wciąż gra w tym samym klubie NBA.

Jeśli doliczymy do tego rocznik 2018 zakładając że co najmniej dwóch zaznaczonych na czerwono zawodników odejdzie – wciąż będzie to poniżej 20%.

Wniosek – żeby draft miał znaczenie, trzeba wybierać naprawdę, ale to naprawdę znakomicie. A jeśli się pomylisz… prawdopodobnie nie wydarzy się aż taka katastrofa. To z tego powodu kluby takie jak Bucks, Lakers, Clippers i Sixers radośnie rozdają swoje picki – stoi za tym analityka, która mówi „masz bardzo małe szanse na sukces”. Ale jednocześnie przez historie sukcesu takie jak Celtics czy Warriors, kluby takie jak Oklahoma kumulują assety ile tylko mogą – zwiększając swoje szanse na tej loterii jaką jest draft i, co tu dużo mówić, zbierając amunicję na transfery. Ponieważ to nie jest tak, że wszyscy gracze na biało to były niewypały. Nie, wielu z nich bardzo pomogło swoim drużynom, kiedy oddawały ich za bardziej sprawdzoną lub bardziej pasującą do drużyny gwiazdę.

Można też na tę tabelę spojrzeć jako historię sukcesu – kiedy przestaniemy patrzeć na kolorki widać świetnie że drużyny NBA z roku na rok wybierają coraz lepiej, a my swoje subiektywne oceny sprzed komputera zaraz po naborze możemy sobie kolektywnie w dupę wsadzić. (Co nie zmienia faktu, że w tym roku też taką ocenę zrobię, a jak). NBA poprawia proces wyceny graczy, coraz lepiej umie identyfikować cechy młodych które znajdują przełożenie na poważną koszykówkę i coraz rzadziej zdarzają się tu spektakularne wpadki. Jeśli więc sztab Twojej drużyny rozczaruje Cię w trakcie naboru – warto zaufać, że oni wiedzą lepiej. Większość tych decyzji, zwłaszcza podejmowanych w warunkach nieco mniejszego ryzyka – czyli w loterii – na koniec się broni.

Z kolei poza top10 czy też loterią draftu zaczyna się tzw. crapshooting – zaczyna się strzelanie nieco na oślep na podstawie bardzo indywidualnych preferencji sztabów i wpadki siłą rzeczy zdarzają się dużo częściej. Ale też to tam robi się spektakularne steale i kradnie się przyszłe gwiazdy z dalekimi wyborami… trzeba tylko trafić. A jak trafisz, to co rok poza top10 trafia się gwiazda NBA. I to też jest ważna reguła dotycząca draftu – w pierwszej rundzie z każdym pickiem masz szansę na All Stara. Tyle że malejącą… Co ciekawe w tym roku ten crapshooting może się zacząć już poza top4, tak dziwny i równy jest tegoroczny nabór.

METODOLOGIA

Zasady:

Koncentruję się na 20 graczach plus kilku bonusach. Ostatecznie dla 25 zawodników stworzyłem pełne profile. Dla kolejnych 23 graczy powstały mniej lub bardziej pełne charakterystyki. Reszta zawodników nie była dla mnie na tyle interesująca, żeby zagłębiać się w ich grę. Oczywiście, na pewno nie wspomnę tu o Twoim ulubieńcu z końcówki drugiej rundy i będziesz na mnie zły. Regularnie tak nie zauważam nawet swoich późniejszych faworytów. Tak to działa.

Duże znaczenie w ocenie możliwości i jakości zawodników mają dla mnie pozycja i obecne trendy w NBA.

To co się dzieje teraz w lidze (nawet jeśli wziąć pod uwagę tylko mikroskalę Finałów) mówi nam wyraźnie: mądrzy, uniwersalni zawodnicy i duzi (im dłużsi tym lepsi) obrońcy mogący kryć kilka pozycji to w NBA towar premium. Płatny podwójnie. Celtics obecnie wystawiają często lineupy z 4 lub 5 skrzydłowymi w tradycyjnym rozumieniu tego słowa i jednym guardem, najlepiej takim który może kryć też większych zawodników. To samo robili Raptors, Clippers, Hawks, Suns, Grizzlies, Mavs, czy nawet Lakers. To nowy trend w lidze.

Centrzy to towar mało istotny – o ile nie są prawdziwymi jednorożcami (takim może być Holmgren), to nie są specjalnie cenni. Phoenix Suns powiedzieli to nawet ostatnio dość głośno, wypuszczając do mediów swoje zdanie na temat wartości Aytona – żaden tradycyjnie grający center nie jest według nich wart ponad 30 mln dolarów rocznie. Może coś w tym być, skoro z taniutkimi i dostępnymi z FA McGee i Biyombo na boisku nie byli wyraźnie gorsi niż z potencjalnie drogim Aytonem. Sam nad tym się też dość mocno zastanawiałem analizując wartość tegorocznych wyborów – czy dla takich Spurs jest sens brać z 9. Durena lub Williamsa skoro z 25. może być dostępny niewiele gorszy w warunkach nowoczesnej koszykówki Kamagate? To czego nie umie w porównaniu do nich nie jest aż tak istotne w kontekście wygrywania w NBA, mimo że w próżni jest gorszy. Wydaje mi się, że kluby coraz bardziej odchodzą w drafcie od tradycyjnych podkoszowych i ogólnie, zawodników jednowymiarowych.

Wychodzi też na to, że niemal równie łatwo jak tego tradycyjnego centra jest znaleźć przyzwoitego, choć nie świetnego guarda. Po co brać na PG z ławki TyTy Washingtona w top14 skoro na początku drugiej rundy czeka Andrew Nembhard? Po co brać jednowymiarowego tylko-strzelca Mathurina w Top10, skoro można w okolicy 20 picku wyjąć Jadena Hardy’ego? Po co brać któregokolwiek z nich skoro można podpisać jakiegoś taniego weterana, który będzie wypełniał swoje obowiązki lepiej niż byle młodzik? To naprawdę trudne pytania i to jak dany sztab odpowie na pytanie o danego gracza może przesunąć go w tym roku nawet o dobre 10 miejsc w samym drafcie. Jedyna odpowiedź jaka jest na pewno poprawna przy wszystkich tych pytaniach to: skrzydłowi. Broniący skrzydłowi z szansą na rzut (ewentualnie przerośnięci guardzi) będą grać i będą potem zarabiać po 20 mln dolarów rocznie. To jest niezmienne i coraz bardziej ewidentne. Dlatego to właśnie gracze o tym profilu, w tym, uśmiechy, Jeremy Sochan, będą u mnie dużo wyżej niż zobaczycie gdziekolwiek indziej. Głęboko wierzę w tę konkretną rewolucję w NBA.

Podzieliłem zawodników na piętra, zgodnie z definicją Chada Forda – gość zjadł zęby na drafcie i synteza jego metody z metodą Hollingera to mój ulubiony sposób patrzenia na nabór. To, że jakiś gracz jest piętro wyżej niż drugi nie znaczy jednocześnie, że powinien być przed nim wybrany – piętra często mówią dużo więcej o suficie zawodnika niż o jego podłodze – na przykład taki Shaedon Sharpe może się znaleźć na dość wysokim piętrze, mimo że bałbym się go wybierać dość wysoko w drafcie.

Piętra (Tiery):

  1. Potencjalni franchise playerzy
  2. Potencjalne gwiazdy z poziomu All Star
  3. Bardzo dobrzy starterzy
  4. Dobrzy gracze rotacyjni
  5. Gracze na ławkę
  6. Ci którzy mają szansę się wybić

W ramach pięter będę wymieniał graczy mniej więcej od najlepszego do najgorszego, ale szczerze mówiąc to jest istotne tylko na pierwszych dwóch-trzech poziomach. Potem zawodników odróżniają wyłącznie niuanse i raczej bym się do ich kolejności w ramach piętra nie przywiązywał. Ona zmienia się niemal każdego dnia.

NBA BIG BOARD 2022

PIĘTRO PIERWSZE: FRANCHISE PLAYERS

Tak.

Brak.

PIĘTRO PIERWSZE I PÓŁ: BYĆ MOŻE FRANCHISE PLAYERS

Mam tu zawodników od których oczekuję choć jednego All NBA Team w karierze i będę w szoku jeśli nie staną się All Starami. Tak naprawdę to powinno być już drugie piętro. Jednak w ramach drugiego piętra widzę dość wyraźne rozwarstwienie. I dwóch zawodników którzy mają szansę kiedyś mieć swoje drużyny. Dobre drużyny. Takich do których będzie dopasowywało się innych graczy, którzy będą najważniejsi w zespole. W żadnym z przypadków nie są to jakieś wyjątkowo duże szanse, ale jeśli w tym drafcie jest ktoś, kto może być regularnym kandydatem do All NBA… to ci dwaj.

Paolo Banchero, PF, 208 cm, 113 kg, wingspan 216 cm, rocznik 2002

Pierwsza myśl na widok Paolo to większy i lepszy w obronie Blake Griffin z drugiej części jego kariery. Ogromny i potwornie silny na tle rywali gość, który kozłuje jak guard, często jest rozgrywającym w pick and rollu, który umie w ataku właściwie wszystko: Może być spot-up shooterem, może grać izolacje, może grać w post, może kreować dla innych, zaczynać akcje z dowolnego miejsca na boisku. Nawet na poziomie NBA powinien być koszmarnym matchupem dla niemal wszystkich drużyn w lidze, mogąc atakować wysokich kozłem, a małych siłą i tłamszeniem pod koszem. Rzutowo wygląda też jak Griffin z czasów najlepszego sezonu w Detroit, gdzie ten rzut nie jest aż tak wyuczony jak u Blake’a, tylko bardziej naturalny, oddawany z wysokich rąk – jak u Melo z najlepszych czasów. Wydaje mi się, że sam skillset ofensywny, połączony z niesamowitym, ogromnym ciałem, powinny dać mu podłogę w All Star Game. Dodajmy do tego fakt, że Banchero umiał w najważniejszych momentach pociągnąć drużynę, regularnie grając pierwsze skrzypce w „dużych”, medialnych spotkaniach (jak z Gonzagą) i w Turnieju NCAA, gdzie dociągnął Duke do Final Four.

Oczywiście. Ma też wady. Przez te wady mądrzejsi ode mnie mają go na swoich boardach niżej ode mnie. I nie do końca to rozumiem. Jego taśmy z lowlights czy też, żeby to nazwać bardziej politycznie – areas of improvement, są najmniej bolesne w oglądaniu w całym tegorocznym drafcie. W ataku dosłownie nie ma do czego się przyczepić. Nawet te jego rzuty za 3, które długo były podawane jako jego największa ofensywna wada, wyglądały bardzo dobrze technicznie i skończył sezon NCAA na skuteczności 34% za 3. Szału to nie robi, ale wydaje się że w NBA powinien być w tym elemencie tylko lepszy. To czego bym od niego chciał więcej na poziomie NBA to rzuty catch&shoot – mimo wszystko Paolo zdecydowanie woli rzucać po koźle lub izolacji. Najważniejszą jego wadę zostawiam na koniec – jest relatywnie mało eksplozywny (jak na top3 pick). Nie ma depnięcia w kroku, nie odsadzi rywala jednym kozłem, nie skończy superefektownym wsadem nad centrem rywali. To raczej atletyzm Scottiego Barnesa – długie, duże i silne ciało i długie kroki dzięki którym połyka dużo przestrzeni, a nie szybkość i niesamowity wyskok. Ten brak atletyzmu widać też w obronie – jest po tej stronie mądrym i rozsądnym zawodnikiem, ale na ten moment potrafi być nieco za wolny na stopach na krycie supereksplozywnych czwórek i nie ma idealnych instynktów na pomocy kiedy gra jako center. Czy gra na pomocy, czy broni zawodnika jeden na jeden, dość regularnie zdarza mu się zawiesić, zapatrzeć na piłkę lub zostać złapanym na prostych nogach. Bywał przez to podatny na ścięcia za plecami lub potrafił zmarnować 22 sekundy swojej świetnej defensywy, nagle gubiąc pozycję i będąc objeżdżanym przez rywala na samym końcu akcji.

Z drugiej strony Banchero równie często jak zagapić potrafił pokazać w obronie prawdziwy błysk: utrzymać eksplozywnego guarda na nogach przed sobą, wykorzystać swoje rozmiary przy obręczy, czy to na pomocy, czy to nadrabiając wzrostem i mądrym kontestowaniem swoje mikro-błędy… na pewno bardzo daleko mu do bycia dziurą w obronie i za parę lat powinien w NBA być neutralnym obrońcą. Warto pamiętać, że bardzo niewielu franchise players w NBA wywodzi swoją grę z obrony. Wystarczy że po tej stronie są ok, i nie stanowią łatwego celu w playoffs NBA. To atak mają ciągnąć i wydaje się że Paolo jest zdecydowanie najbliżej tej roli w całym drafcie 2022. Co ważne – nie jest też uzależniony od widzimisię guardów, co jest największym problemem Jabariego Smitha. Sam potrafi wykreować sobie pozycję, sam potrafi ją wykorzystać, albo otworzyć partnera do gry. Może grać w ataku nawet na 3 pozycjach, zależnie od potrzeby jako pierwsza, druga lub trzecia opcja. Może grać właściwie z każdym zawodnikiem w tej lidze i nie będziesz na niego narzekał. Jak ważne to jest pokazał nam ostatnio Cade Cunningham – Banchero to talent z trochę niższego poziomu, nie jest urodzonym franchisem i tylko może nim zostać, ale i tak to dla mnie najbardziej prawdopodobny materiał na pierwszą opcję kontendera w tegorocznym drafcie.

Best case: Prime Blake Griffin zastępujący atletyzm wzrostem.

Worst case: Kozłujący Carlos Boozer

Jabari Smith, PF, 208 cm, 99 kg, wingspan 216 cm, rocznik 2003

Bardziej atletyczny i dużo lepszy w obronie Rashard Lewis. Ma naprawdę fantastyczny rzut i może być najlepszym strzelcem w tegorocznym drafcie przy prawie 210 cm wzrostu (jest podobno nieco wyższy niż oficjalny pomiar). 42% za 3 i 80% z linii przy tym wzroście to nie byle co. Sylwetką i tym jak rzuca bardzo przypomina młodego Kevina Duranta. Atletycznie też wiele mu nie ustępuję. W defensywie jest nawet lepszy. Różnica jest w jednym małym, malutkim, szczególiku. Smith właściwie nie umie kozłować i słabo kreuje, wykonując tylko najbardziej oczywiste podania do kolegów i to w bardzo toporny, pozbawiony finezji sposób. To stawia pod ogromnym znakiem zapytania jego potencjał jako pierwszej opcji drużyny. W przeciwieństwie do Banchero i nawet Holmgrena – jak mu dobrze nie podasz, sam z niczego nie stworzy okazji dla swojej drużyny.

Z drugiej strony, jak mu podasz to nawet z izolacji na dobrym obrońcy znajdzie swój rzut. Dysponuje prostymi manewrami, półspinami, jab stepami itd, które pozwalają mu ze stacjonarnej pozycji znaleźć przestrzeń do rzutu jednym, góra dwoma kozłami. W tym widać sporo inspiracji Dirkiem Nowitzkim. I, o ile jego najbardziej prawdopodobny rezultat kariery, czyli Rashard Lewis 2.0 daje mu solidną podłogę i pewny Tier 2, to myśl o tym, że Jabari ma małą, maleńką szansę stać się bardziej atletycznym, lepszym w obronie Dirkiem Nowitzkim, sprawiła że po raz kolejny przesunąłem go między piętrami i znowu jest w tym naszym tegorocznym 1,5. Ma szansę być franchise playerem, tak dobrym w kreowaniu swojego rzutu z ustabilizowanej pozycji, że aż będzie trzeba pod niego ustawiać całą obronę rywala. Ta ścieżka jest dość czytelna – świetny rzut pomimo dobrej obrony, shotmaking dający gravity wypaczające obronę rywali -> obrona na najlepszych graczach z pozycji 3-5 rywali -> czytanie podwojeń i powolne rozwijanie kozła. To może nie jest bardzo prawdopodobne, ale to możliwość jaką z sobą niesie, realna szansa na kogoś wyjątkowego kto może być pierwszą opcją lub samą swoją obecnością kreować innych na pierwsze opcje – jak Dirk Jasona Terry’ego czy nawet JJa Bareę.

No, może nie Dirk, porównania do all timerów to przegięcie. Chris Bosh z lepszą trójką to chyba najlepszy rezultat kariery Jabariego.

Mniej w niego wierzę, niż w Paolo bo brakuje mu umiejętności i instynktów w kreowaniu pozycji sobie i kolegom. Bardzo mocno było to widać w Auburn i Turnieju NCAA, gdzie grając z absolutnie fatalnymi guardami – sabotażystami, był kompletnie bezradny i nie umiał pomóc drużynie w decydującym momencie.

To uzależnienie od guardów to jego wada i… upside. Jeśli zamiast tego badziewia co z nim w Auburn biegało nagle dostanie pass-first Suggsa, dobrze podającego Fultza, ściągającego obrońców Cole’a Anthony’ego i bardzo dobrego w decyzjach z piłką Franza Wagnera – nagle może eksplodować i już miesiąc po starcie sezonu będzie wyglądał jak najlepszy zawodnik naboru.

Na koniec jednak to najprawdopodobniej tylko… lub aż Rashard Lewis 2.0. Oby okazało się że jest w nim coś więcej.

Best case: Chris Bosh z rzutem za 3

Worst case: Rashard Lewis

PIĘTRO DRUGIE: ALL STARS

Wyobrażam sobie scenariusze, w których każdy z tych zawodników trafia do All NBA, ale w żadnym przypadku nie wydaje mi się to prawdopodobne. To co jest prawdopodobne to to, że co najmniej dwóch z tej trójki trafi do All Star Game. Każdy ma tu wysoko, lub wręcz piekielnie wysoko sufit, każdy ma też naprawdę nisko podłogę… i to z zupełnie różnych przyczyn. Istnieje niestety szansa, że będą w trakcie kariery bardziej ciekawostkami niż znaczącymi zawodnikami i wydaje mi się że wyraźnie odstają pod tym względem od bardzo wysokich podłóg mojej czołowej dwójki.

Jaden Ivey, PG/SG, 193 cm, 90kg, wingspan 206 cm, rocznik 2002

Superatleta, bez wątpienia najlepsza w tym drafcie kombinacja przyśpieszenia z wyskokiem. Patrząc tylko na funkcjonalny atletyzm, na to jak łatwo mija w sytuacjach jeden na jeden, kompletnie nie potrzebując do tego zasłony, jak dostaje się do obręczy, jak tam kończy i jak generuje sobie przestrzeń do rzutu… myślisz Ja Morant. A nawet: lepiej zbudowany Ja. Pokazuje tę samą dynamikę co on, będąc wyższym o 2 cm, cięższym o 10 kg i mając 5 cm większy wingspan. Wzoruje też na nim swoją grę – powiązań między nimi jest więcej niż tylko atletyzm i styl w jakim go wykorzystują. Mama Iveya była w sztabie szkoleniowym Ja w jego pierwszym roku w Memphis. Obaj się lubią i ze sobą regularnie rozmawiają. Wydaje się, że zaraz po coming out party Moranta w playoffs, dp NBA przychodzi jego klon.

Do tego w trakcie ostatniego sezonu NCAA dokonał potężnego progresu jeśli chodzi o rzut – skoczył z 40 do 46% skuteczności z gry, 25,8% do 35,8% za 3 i 72,6 do 74,4% z linii, wszystko to przy większej ilości prób z każdego dystansu. Dodatkowo – miał wyraźnie utrudnione zadanie niemal cały czas grając z dwoma wielkimi podkoszowymi na boisku – system Purdue zdecydowanie nie ułatwiał gry swojej gwieździe. Właśnie. Gwieździe. Rok temu grał tylko 24 minuty na mecz i był raczej ciekawostką zgłaszając się do draftu. Drużyny widziały w nim potencjalny przechwyt, ale też duże ryzyko. Niektóre chciały je podjąć i wybrać go gdzieś w okolicy 15 picku. Ale ryzyko podjął też Ivey. Wrócił na uczelnię i zamiast być seksowną niewiadomą, dostał większą rolę, klucze do ataku drużyny i zaczął grać ponad 31 min na mecz. Musiał pokazać skautom duży progres w kluczowych aspektach swojej gry, żeby dostać się do top10 naboru. I pokazał – lepszy rzut, lepsza obrona, lepsze decyzje, lepsze podania. Nie da mu się tego odmówić.

Czemu więc nie jest pewniakiem do pierwszego wyboru w tym nienajlepszym z draftów, ani nawet nie mam go na tej samej półce co Banchero i Smitha?

Mamy tu kilka czynników i warto je wyróżnić, bo w jego przypadku oglądając same najlepsze akcje, możemy naprawdę ulec złudzeniu pt. Morant 2.0

Przede wszystkim, w przeciwieństwie do Ja, Jaden ma relatywnie słaby przegląd pola, nie kreuje pozycji kolegom z niczego, a raczej co najwyżej potrafi wykorzystać fakt, że są na tej otwartej pozycji. I to nie zawsze. Morant to rozgrywający pełną gębą, robił po 10 asyst na mecz mimo słabych kolegów. Ivey miał lepszych kolegów i robił po 3 asysty na mecz. Jest combo guardem, ale raczej dwójką, bardzo wyraźnie shoot-first graczem. Jeśli zrobisz z niego rozgrywającego, maks czego możesz się spodziewać to gorzej podający Russell Westbrook, a nie Ja Morant. Po drugie – gracz Purdue nie dysponuje żadną poważną bronią na półdystansie – umie łatwo tam sobie wykreować pozycję, ale nie ma pewnego floatera, a kiedy musi rzucać z półdystansu, okazuje się że bardzo by mu się przydała umiejętność lepszego… podawania, tak topornie wygląda ten pullup. Dlatego drużyny będą stawiały przed nim mur pod koszem, nie przejmując się tym co robi między trójką, a obręczą i to będzie jego główne wyzwanie na początku kariery w NBA. Czy jak Russ nigdy nie nauczy się sobie z tym do końca radzić i będzie tylko tak dobry w ataku jak daleko zaprowadzi go atletyzm, czy też znajdzie tutaj coś więcej? To duże pytanie. Ostatnia rzecz to charakter – podobno drużyny NBA stawiają pod tym względem dużo znaków zapytania przy jego nazwisku – mówi się że przez swoją intensywność nie jest najłatwiejszy w szatni.

Żeby jednak nie przesadzić – powinien być niezłym obrońcą na poziomie NBA. W NCAA zdarzały mu się momenty mniejszego zaangażowania i gapiostwa, ale warunki fizyczne i jakość jaką pokazuje po tej stronie parkietu kiedy jest w pełni skoncentrowany pozwalają wierzyć, że nie będzie w defensywie atakowany jak Ja.

Na koniec – mimo pozornych podobieństw do Moranta, to bardziej nowy Westbrook, ale grający przede wszystkim na dwójce.
Best case: Lepszy w obronie Donovan Mitchell
Worst case: Collin Sexton

Chet Holmgren, PF/C, 213 cm, 88 kg, wingspan 224 cm, rocznik 2002

Chyba najbardziej polaryzujący gracz draftu.

Jedni powiedzą: Biały Kevin Garnett

Drudzy powiedzą: Dużo lepszy Aleksiej Pokusevski

Jeszcze inni: To czym miał być Kristaps Porzingis

Dla mnie nie jest żadnym z nich.

Fizycznie faktycznie bardzo przypomina młodego KG, jest jedynie ciut chudszy, za to rolą jaką odgrywał w NCAA bardzo przypomina Evana Mobleya z zeszłego sezonu. Grał jako monstrualnie duża czwórka obok klasycznego podkoszowego, a w ataku wykorzystywał przewagę wzrostu nad czwórkami rywali żeby rzucać im nad głową lub przewagę mobilności nad centrami, żeby ich mijać w koźle. Dodatkowo wykazywał zalążki niezłego rzutu: 39% za 3 i 72% z linii, świetne jak na ten wzrost kozioł i mobilność w ataku oraz, mało wykorzystywaną w naszpikowanej talentem Gonzadze, umiejętność kreowania pozycji kolegom – nie tylko ściągał podwojenia i tworzył przewagi, ale umiał to też dobrze wykorzystać dzięki naprawdę dobrym czuciu i technice podań. Dzięki temu – kombinacji wzrostu, rzutu i fantastycznego wykorzystywania warunków fizycznych do kończenia przy obręczy, powinien być w ataku niesamowita bronią w pick and rollu jako stawiający zasłonę.

Jak już pisałem nie raz: gdybyś nie wiedział jak wygląda, to opierając się tylko na jego linijce statystycznej, nie miałbyś wątpliwości kto jest w tym roku jedynką i najlepszym prospektem od czasu Anthony’ego Davisa:

26.9 min, 14.1 pkt, 9.9 zb, 1.9 as, 0.8 stl, 3.7 blk, 1.9 TO, 60.7% FG, 39% 3PT, 71.7% FT

Kosmos.

Dodajmy do tego potwierdzone raporty od szanowanych w NBA ludzi, że Chet na boisku pokazywał tylko 20% swojego potencjału w ataku oraz to, że momentami naprawdę wygląda jak Zingis sprzed serii kontuzji – dochodzi crossem do pullupów mając jednocześnie prawie 215 cm wzrostu i naprawdę można zrozumieć czemu niektóre sztaby w lidze są nim dziko podekscytowanie. Zwłaszcza, że chłopak ewidentnie ma ogromne jaja, mimo znikomej masy nie ucieka od kontaktu, kiedy go powalisz, wstanie żeby Ci oddać, ciągle gada jakieś miłe rzeczy rywalowi do uszka i mówilibyśmy o jego dzikim swagu, gdyby, no cóż, nie wyglądał tak jak wygląda.

Problem w tym, że to tylko część historii.

Ta druga zaczyna się od jego ciała i być może na nim kończy.

Jest przeraźliwie wręcz chudy i ma dość wąską ramę – nie wydaje się żeby mógł łatwo dobudować do niej mięśnie. A jeśli będzie mógł dobudować – trzeba to będzie robić powoli i bardzo ostrożnie, żeby nie stracił tej sprawności która czyni go wyjątkowym, ani nie przeciążył swoich kolan i pleców, co częściowo stało się z Porzingisem kiedy dołożył masy. Jeśli jej jednak nie dołoży – w tak fizycznej lidze jak NBA tak chude ciało także będzie ogromnym ryzykiem kontuzji, co widać było już w NCAA, gdzie Chet był chyba najczęściej upadającym zawodnikiem w koszykówce akademickiej. Jednym słowem – czego byś z nim nie zrobił, ryzykujesz bardziej niż w przypadku tradycyjnych graczy, że się zepsuje. To pierwsza czerwona flaga.

Druga to fakt, że konstruowanie drużyny której jest kluczowym elementem będzie prawdopodobnie nieco utrudnione. Jest takim odwrotnym Sabonisem. Sab jest za wolny na nogach żeby kryć czwórki, za mało mobilny w picku żeby wychodzić w picku wysoko, za mało atletyczny żeby chronić w obręcz z pomocy i w ataku za słabo rzuca żeby grać obok tradycyjnego centra. To sprawia, że wykorzystanie go w pełni wymaga bardzo szczególnej koncepcji budowy zespołu. Chet niby wszystko powyższe umie, ale… problem jest ten sam.

Jego chude ciało właściwie nie pozwala mu kryć silnych centrów – nie robił tego nawet w NCAA. Jednocześnie nie jest aż tak szybki na nogach żeby kryć smallballowe czwórki – zawodnicy w typie LeBrona Jamesa, czy nawet Jeramiego Granta zafundują mu piekło ścinając mu za plecami, stojąc za linią 3 punktów i atakując go w koźle. Jednak na początek kariery to pewnie tam będzie się chował, a trener będzie liczył na to, że braki w mobilności nadrobi długością ramion. Ewentualnie dostanie rolę Roberta Williamsa – centra chowającego się na najsłabszym graczu ataku rywala i wykorzystującego mobilność i długość, żeby odpuszczać zawodnika stojącego w rogu w celu chronienia obręczy. Takiego wolnego elektronu, libero, czy stopera. Nazywaj to jak chcesz. Wtedy jednak stracimy jego być może największą wartość czyli zawodnika fantastycznego w kryciu pick and rolli, na tyle szybkiego żeby robić wysoki hedge, na tyle dużego żeby robić drop i na tyle mobilnego żeby regularnie switchować. Jeśli zdejmiesz go z piłki i posadzisz w rogu boiska żeby go chronić, nie będziesz mógł wykorzystać jego największych defensywnych atutów. Ot paradoksik.

W ataku podobnie – niby rzuca za 3, ale czy na tyle dobrze żeby dawać prawdziwy spacing z pozycji nr 4 w NBA? Lepszy niż Mo Bamba? Niby jest wielki, ale czy na tyle żeby umieć wykorzystywać przewagę wzrostu pod koszem po switchu? Czy będziesz mógł kryć go guardami jak Porzingisa?

To niesamowite że w lidze która coraz bardziej odchodzi od pozycji, największymi i do tego bardzo poważnymi znakami zapytania przy nazwisku Holmgrena będą pytania o to na jakiej pozycji gra. Zarówno w ataku jak i w obronie.

Jest unikalnym, niesamowitym prospektem i szczerze mówiąc w ciągu ostatniego miesiąca polubiłem go bardziej niż miało to miejsce jeszcze miesiąc temu. Wciąż jednak się go boję. Nie nadaje się dla mnie na pierwszy pick draftu – choć mało przy nim ryzyk, wydają się być ogromne, choć mnóstwo przy nim zalet – pojedyncze wady wydają się być trudne do rozwiązania. Jest też rok starszy od pozostałych freshmanów w drafcie, będąc niemal idealnie w wieku Iveya – drugoroczniaka. Jednak wybory od 2 do 4 to dla niego odpowiednie miejsce. Raczej nie będzie franchise playerem – zbyt trudno dookoła niego zbudować drużynę. Ale All Starem, idealną częścią uzupełniającą, najlepszą drugą opcją w lidze i MVP nerdów już może się stać… jeśli tylko przetrwa zdrowy. Mam nadzieję że okaże się jednorożcem i za kilka lat będę wyglądał głupio dając go dopiero na 4 miejscu mojego Big Boardu i to w drugim Tierze…

Prove me wrong, Chet!

Best case: Biały KG

Worst case: Hybryda Porzingisa z Pokusevskim

Shaedon Sharpe SG/SF, 196 cm, 90 kg, wingspan 212 cm, rocznik 2003

Największa niewiadoma tego draftu i gość który niesamowicie wszystkich irytuje.

Czemu irytuje? Bo nic o nim nie wiadomo, od ponad roku chowa się przed skautami.

Najlepsze dostępne na jego temat video to taśmy z liceum, z drużyn młodzieżowych Kanady i z Nike Elite Youth Basketball League. To właśnie występy w tej ostatniej nagle dramatycznie zmieniły jego postrzeganie i z jakiegoś gracza spoza radaru, stał się jedynką ESPN Top100. Dodatkowo nie zagrał nawet meczu w Kentucky, podobno nawet nie trenował zbyt wiele 5 na 5, nie przystąpił do testów atletycznych na draft combine, już nie mówiąc o sparingach, jego pro day był rozgrywany w wolnym, niemeczowym tempie, czyli tak jakby grał w NBA 2K na najniższym poziomie trudności, kiedy prawdziwe mecze są grane na najwyższym. Nawet nie da się tego za bardzo porównać. Podobno na workoutach dla drużyn też nie chce za bardzo brać udziału w części boiskowej, a głównie jeździ spotkać się z przedstawicielami organizacji i pokazać kim jest jako osoba.

Mamy więc zawodnika który ukrywa to jakim jest zawodnikiem, od ponad roku nie grał nawet w półpoważną koszykówkę, przez długi czas niczym się nie wyróżniał, a po tym jak w jednym, krótkim błysku został uznany za elitarny talent… zniknął.

W tej sytuacji nawet nie powinien być rozważany w kontekście pierwszej rundy, niech go ktoś sobie bierze w drugiej, w końcu tam ostatnio zostął wybrany nawet Balsa Koprivica.

A jednak – mówimy o nim głównie w kontekście top5 i nie będzie wielkim szokiem jeśli Sam Presti postanowi go wybrać z dwójką. Szokiem byłoby za to gdyby wypadł z top10 draftu, nie mówiąc już o loterii. Czemu?

Mamy do czynienia z idealnie zbudowanym skrzydłowym, o bardzo długich rękach, potwierdzonym szalonym wyskoku, solidnej muskulaturze i ewidentnym talencie rzutowym. Tego wszystkiego nie można mu odmówić. W najgorszym przypadku powinien być solidnym 3&D z elementami slashingu, dobrym rolesem do pierwszej piątki. Za to w najlepszym? To lepszy Bradley Beal i niekwestionowany najlepszy gracz tej klasy. Spory rozstrzał możliwych rezultatów, ale trzeba zauważyć że to też wysoka podłoga jak na taką niewiadomą.

Warto też pamiętać, że Sharpe zanim się reklasyfikował i postanowił przystąpić do draftu 2022, był według ESPN rekrutem numer jeden w klasie 2023. A ESPN choć lubi bić pianę, nie jest aż takie głupie. Ich rekrutacyjne jedynki (sprzed debiutu w NCAA) to w ostatnich latach: Chet Holmgren, Jalen Green, James Wiseman, RJ Barrett, Marvin Bagley, Harry Giles, Ben Simmons, Jahlil Okafor, Andrew Wiggins, Nerlens Noel, Anthony Davis, Harrison Barnes. W NBA nie wszystkim wyszło ale patrząc czysto na to jak NBA ich postrzegało – to właściwie wyłącznie wybory z top5 draftu (Giles i Noel z top5 wypadli przez poważne kontuzje). To sprawia, że niemal z automatu powinno się i Shaedona postrzegać jako pick co najmniej z top7, prawdopodobnie top5.

Czy jest coś ciekawego w jego taśmach koszykarskich?

Wyróżnia się atletyzmem, skacze nad głowami wszystkich i banalnie prosto odnajduje swój rzut. Tak łatwo, że bardzo niechętnie przez to podaje, choć kiedy już to robi – umie znaleźć coś niekonwencjonalnego i wykonać zagranie bardzo dobrze technicznie. W NBA powinien się nauczyć podawać dużo lepiej. Na moment wróćmy jednak do rzutu – idealnie utrzymuje balans ciała po nagłym zatrzymaniu i dzięki temu może momentalnie wyjść pionowo do góry. To sprawiało że jako siedemnastolatek miał prawie 48% skuteczności z pullupów – to absolutnie niewiarygodna w tym wieku statystyka. Także to, że utrzymywał ją oddając tych pullupów najwięcej w kraju w swojej kategorii wiekowej. Przy wsadach i pullupach jego zdolności fizyczne aż wyskakują z ekranu. Jest też jeden element w jego grze który atletycznie odstaje. Mimo że jest wściekle skoczny, z dużym hangtime i umiejętnością kończenia przez kontakt, nie ma jakiegoś wybitnego pierwszego kroku. Mija raczej na zasadzie przyśpieszam – zwalniam – przyśpieszam, z bardzo dobrym wykorzystywaniem przewagi siły fizycznej w drugim kroku, a nie jak Jaden Ivey, że zostawia po prostu obrońcę w butach i frunie do obręczy. Nie pomaga też w tym przeciętny kozioł, gdzie prezentuje zdecydowanie większy repertuar ruchów pozwalający mu znaleźć pull-up niż tych które pozwalają minąć rywala i zaatakować obręcz. W obronie i relacji z kolegami z drużyny – w kadrze Kanady i w swoim starym liceum, wyglądał na bardzo zaangażowanego obrońcę i wspierającego kumpla. W swoim liceum do którego się przeniósł żeby być gwiazdą – opieprzał się w obronie i miał dość nieprzyjemny język ciała. Troszkę jakby mu sodóweczka do głowy uderzyła. Pytanie – którą wersją siebie jest?

Ogromna niewiadoma, ale to dla mnie gracz zamykający grupę zawodników mogących być All Starami i na miejscu drużyn które muszą zdobyć gwiazdę, a zwłaszcza piątego w drafcie Detroit – nawet bym się nie zastanawiał. To klasyczny projekt typu boom or bust i piąty wybór to dokładnie to miejsce, w którym powinno się taki strzał oddawać. Zwłaszcza w tak ubogim w topowy talent obwodowy drafcie.

Best case: Lepiej zbudowany Bradley Beal

Worst case: JR Smith

PIĘTRO TRZECIE: GOOD STARTERS

(Tutaj mam zawodników, którzy do All Star mogą się dostać tylko w wyniku bardzo korzystnego zbiegu okoliczności, ale powinni grać przez lata w pierwszych piątkach w NBA. Mają szansę na wysokie kontrakty i wyobrażam sobie, że w przyszłości mogą występować w poważnej roli w drużynach walczących o tytuł.)

Jeremy Sochan SF/PF, 206 cm, 104 kg, wingspan 215 cm, rocznik 2003

Czy Jeremy Sochan jest najbardziej utalentowanym ofensywnie graczem spoza Big5 draftu?

Wątpię, choć talentu mu odmówić się nie da.

Jest za to fizycznie wręcz stworzony do obecnej NBA. To towar najbardziej poszukiwany: Ogromny skrzydłowy, mogący kryć pięć pozycji, a w ataku grać na trzech. Możesz nim switchować w obronie, wyłączać najlepszego zawodnika rywali, używać jako defensywnego huba – mini-Draymonda, latającego na pomocy i odcinającego zasięgiem ramion możliwość podania ponad pomagającym. Króla passing lanes, króla obrony. Kończącego posiadania rywali zbiórką, przechwytem, wyblokiem lub wymuszeniem straty. Dodatkowo w ataku ma feel do ścięć, feel do podań, wydaje się że jako small ballowy center będzie fantastyczny w sytuacjach 4 na 3 po krótkim rollu, a także jeden go-to move – rzut po spinie z półdystans, niesamowitą draymondowsko-rodmanowską boiskową energię i zalążki rzutu.

To typ gracza który najbardziej kocham i jego narodowość bardziej nawet hamuje mój entuzjazm, ponieważ nikt nie chce pompować nadmiernie patriotycznego balona w tym kraju.

Z drugiej strony – w przypadku takich graczy, o ile nie są najlepszymi defensywie zawodnikami swojego pokolenia tak jak Draymond Green, Ben Wallace czy Dennis Rodman, cała ich kariera wisi na rzucie. Nie stawiałbym pieniędzy na to że Jeremy zostanie jednym z najlepszych defensorów swojej epoki, bo to jak porównywać atletycznego skrzydłowego od razu do LeBrona, czy atletczyną, dużą dwójkę do Kobego lub Jordana. Wstrzymajmy konie entuzjazmu. Na szczęście Sochan nie musi być tak dobry jak oni. Wystarczy, że będzie świetny, bo już teraz widać w nim potencjalnego kandydata do All Defensive Teams. Żeby się jednak tam znaleźć musi albo wyszarpać minuty swoją użytecznością w ataku, albo być bardziej niż świetny -czyli stać się większym Garym Paytonem Jr. lub innym Matisse Thybulle. W przeciwieństwie do tych dwóch ma jednak potencjalnie coś więcej – raczkujący rzut, który powinien dać się ułożyć na poziomie 36-38% za 3 w NBA. Wtedy, przy jego skill secie nic nie powinno stanąć mu na przeszkodzie na drodze do zarabiania 20 mln $ rocznie. Problem w tym, że ten rzut tylko raczkuje. Z osobistych był w NCAA fatalny – ledwie 58.9% z wolnych i w trakcie sezonu nie było w tym aspekcie poprawy – 57.5% w conference games. Za 3 to samo – 29.6% za 3 i 25% w conference games. Widać że dużo przed nim w tym aspekcie pracy. Trzeba jednak przyznać że technicznie wyglądał lepiej niż te procenty, a jedynym dużym zauważalnym problem w jego technice jest ciągnięcie rzutu z bardzo niskiej pozycji i tym samym niski punkt wypuszczenia piłki i/lub długi proces zbierania się do rzutu. To jednak dobry trener powinien poprawić w NBA i jako fan Jeremy’ego mocno licze że trafi do drużyny która ma świetny sztab jeśli chodzi o naukę rzutu. Chodzi mi szczególnie o trójkę: San Antonio, Toronto, Nowy Orlean. Zwłaszcza dwa pierwsze zespoły, z filozofią swojej gry, mulitpozycyjności i ruchu piłki, co dla Sochana jest bardzo naturalne, powinny być tu idealne. Spurs wybierają z dziewiątką… szkoda że Raptors nie mają picku w Top10 lub choćby w pierwszej rundzie.

Sam mam wrażenie, że Jeremy podoba się najbardziej / pasuje najlepiej właśnie do takich zespołów, semi kontenderów myślących nieszablonowo. Ewentualnie drużyn z dna tabeli (Thunder i Pistons) które wybierają za wysoko żeby po niego sięgnąć – top5 to tradycyjnie nie jest miejsce dla defensywnych specjalistów o dyskusyjnym rzucie. Tam szukasz All Stara, a nie All Defensive gracza. Stąd mam od jakiegoś czasu wrażenie, że pójdzie on z numerem 7, ale nie do Blazers. Ten pick jest dość publicznie handlowany i to idealny zasięg na to, żeby sięgnąć po elitarnego role playera. Chyba warto trzymać za to kciuki. Sam mam go na boardzie z szóstką, ale stawiam na to że pójdzie na miejscach 7-12, z mocnym typem na 7.

Best case: coś między Draymondem Greenem a Aaronem Gordonem

Worst case: Chuma Okeke

Johnny Davis SG, 195 cm, 89 kg, wingspan 205 cm, rocznik 2002

Gracz przy którym zacząłem na „co oni w nim widzą”, a kończę na „może być jednym z najlepszych graczy klasy”.

Rzucający obrońca pełną gębą. Broni – dobrze, zadziornie, genialnie przebija się na zasłonach, rozumie schematy defensywne, nie ma dla niego straconych posiadań. Rzuca – znakomicie z półdystansu, mając taką kombinację derozanowsko-mccollumowskich ruchów, które pozwalają mu ten mid-range znaleźć. Wykorzystuje przy tym fakt, że obrony ewidentnie boją się spotkać z nim przy obręczy. Nie przez elitarny atletyzm, a przez to, że zwyczajnie ma tam dobrą technikę – nie boi się kontaktu i umie używać ciała, feel – nawet w trudnych sytuacjach i faulowany potrafi znaleźć layup i chęci – jest niezmordowany w atakowaniu kiedy widzi słabość obrony. To dało dwa rezultaty – jeden telewizyjny kiedy złapał kilka highlightów pięknymi plakatami, drugi ważniejszy – 6.3 próby z linii na mecz co jest bardzo ważne w kontekście jego projekcji na NBA. Zwłaszcza że trafiał tam dobre 79%.

To wszystko sprawia, że nie martwię się o jego rzut za 3, mimo że po zwiększeniu ilości prób trafiał zaledwie nieco powyżej 30% swoich rzutów zza łuku. Dobry półdystans, dobre wolne, ułożona ręka i mniejszy usage połączony z lepszą selekcją rzutów w NBA – to pokazuje nam zawodnika, którego rzut za 3 powinien jeszcze się pojawić.

A jak się pojawi… to wszystko zmieni. Gdyby Johnny rzucał nie 30, a 37% za 3, pojawiłyby się przed nim przede wszystkim okazje do atakowania closeoutów, co przy jego obecnym skillsecie, podniosłoby jego sufit do poziomu All Star. Nie jestem na 100 % pewny czy tak się stanie, ale tak jak zaczynałem moją przygodę z nim od zastanawiania się co robi w top10, tak w tym momencie dalej się zastanawiam… ale czy nie pójdzie w top5.

W tym miejscu warto podkreślić, że Johnny był tak świetnym i zaangażowanym obrońcą na poziomie NCAA, mimo aż 32.5% usage w ataku, gdzie dźwigał na swoich plecach cały atak Wisconsin. Ostatecznie taki wysiłek odbił się na nim dość negatywnie – pod koniec sezonu grał już kontuzjowany, zaliczył serię gorszych występów i wydaje mi się że tylko dlatego nie mówimy o nim jako o pewniaku do top10 i kandydacie nawet do numeru 4.

Zdjęcie z niego części odpowiedzialności i uproszczenie jego obowiązków na poziomie NBA, powinny bardzo mu pomóc.

Best case: Khris Middleton

Worst case: Dillon Brooks

Dyson Daniels PG/SG/SF, 200 cm, 89 kg, wingspan 210 cm, rocznik 2003

Już trzeci w ostatnich latach Lonzo Ball. 2 cm więcej, 3 kg więcej i 6 cm większy wingspan. Żeby to zbalansować – nieco gorzej podaje w półkontrze i ma dużo gorszy rzut mimo dużo lepszej techniki. Z drugiej strony – ma spory repertuar wykończeń przy obręczy i niezły floater. Lonzo jest świetnym obrońcą zespołowym, Daniels na razie zapowiada się na przede wszystkim świetnego obrońcę indywidualnego. Brakuje mu trochę atletyzmu, choć nadrabia to długością ciała. Powinien w przyszłości być świetnym glue guyem, zawodnikiem który zbiera w obronie, napędza kontry outlet passami, przeprowadza piłkę (o ile poprawi kozioł, teraz miewa problemy pod presją rywala jak na nim siądzie na całej długości boiska) i oddaje ją lepszym od siebie. Drugi guard w drużynie. Zawodnik nieco bez pozycji który będzie krył najlepszego zawodnika 1-3 rywali, maskował defensywne wady swojej gwiazdy, napędzał ruch piłki i okazjonalnie zdobywał punkty.

Nie rozumiem hype jaki na niego powstał z tym całym gadaniem o top5, ale właśnie ten hype to dla mnie gigantyczna flaga ostrzegawcza przy tegorocznym drafcie. Dwa lata temu, bardzo podobny zawodnik, w bardzo słabym drafcie poszedł z numerem siódmym. To był Killian Hayes – duży, dość wolny PG, chętnie dzielący się piłką, z ładnym ale kompletnie nieskutecznym rzutem, 196 cm, 88 kg, 205 cm wingspanu… brzmi znajomo? Dla mnie Daniels to taki nieco większy, nieco bardziej atletyczny i nieco bardziej dwuręczny Hayes. Który jest nie do końca udaną kopią Lonzo. Który jest i powinien dalej być najlepszy z całej trójki.

Dlatego Daniels to dla mnie klasyczny super fajny roles, którego będą kochali fani statystyk zaawansowanych, a nerdzi krzyczeli że po kryjomu to on jest kluczowym graczem klubu X. Nic więcej. Nic mniej. W tym roku zasługuje to na środek loterii, a Pelicans patrząc na ich skład aż błagają o dodanie takiego gracza.

Best case: Lonzo Ball

Worst case: Killian Hayes

Jalen Duren C, 211 cm, 113 kg, wingspan 226 cm, rocznik 2003

Nie, koszulka nie sugeruje klubu gdzie trafi. To zdjęcie z treningu dla Blazers. Dzieciak 19 lat skończy dopiero w listopadzie.

Jeśli chodzi o sam czysty talent, mam go na pewno przed Danielsem, Davisem i Sochanem. Myślę że kilkanaście lat temu byłby absolutnym pewniakiem do jedynki i nikt nawet dłużej by się tu nie zastanawiał. Absolutny fizyczny freak, zbudowany jak młody bóg, z niesamowicie długimi i łapiącymi wszystko rękami. Niezwykle skoczny i sprawny jak na swoje gabaryty. Świetny touch przy obręczy, wyraźny progres w trakcie sezonu, potrafi totalnie zdominować deskę, łapie i kończy z góry każdego loba rzuconego gdzieś w orientacyjnym kierunku obręczy…. Zamknij się i bierz moje pieniądze! Gdzie jest haczyk?

To proste. W pozycji.

Zwyczajnie to już nie jest epoka w której bierzemy tradycyjnych centrów w top5.

A Duren jest tradycyjny do bólu, ze wszystkimi ograniczeniami dominującego fizycznie centra – 62.5% FT, kompletny brak rzutu za trzy, w ataku rola sprowadzona do: postaw zasłonę, zrolluj, powtórz. Highlighty wyglądają obłędnie. Lowlighty… słabo, bo to tylko źrebię, czasem gubi głowę, czasem gubi orient, ale za to niemal zawsze daje zaangażowanie i energię. Dodatkowo ma naprawdę intrygujący feel do podań, rusza szybko stopy i wydaje się, że z czasem może być w stanie spokojnie ustawać guardom po switchach, a dzięki swoim monstrualnym rozmiarom być nawet wtedy problemem.

Tylko ta pozycja.

Niestety, o ile center nie jest jednorożcem, kimś robiącym rzeczy absolutnie nie do zastąpienia, nie ma sensu zużywać na niego wysokiego picku. Przekonują się o tym Suns – Ayton jest świetny, ale czy wart dla nich maksa, skoro podobnie dobrze grali z dużo gorszymi i tanimi Biyombo i McGee. Po co palić piąty pick na Durena i potem brać za 5 milionów rocznie Tonyego Snella, skoro można spalić 5 milionów na JaVale McGee, a z piątką wziąć Jadena Iveya. Różnica między tradycyjnym centrem z poziomu gwiazdy, a roleplayerem za minimum nie jest w NBA wcale tak duża. A przynajmniej nie jest duża różnica między nimi jeśli mówimy o wpływie na wynik. Oczywiście są outliery w typie Rudy’ego Goberta, Jarretta Allena czy… no właśnie, wymień mi trzeciego centra bez rzutu wartego swoich pieniędzy w tej lidze? Ja mam problem, odkąd Clint Capela przegrał z kontuzjami. Nawet wspomniany Ayton do dość klasycznej gry dokłada naprawdę niezły półdystans i potencjał na rzut za 3. To po prostu rodzaj talentu, który na widzach robi wrażenie, ale rzadko kiedy jest wart pieniędzy jakie się za niego płaci.

Duren ma tak z 20% szans na bycie nowym Dwightem Howardem, 40% na bycie nowy Derrickiem Favorsem i kolejne 40% na bycie nowym, lepszym Robertem Williamsem. Ten ostatni nieźle brzmi, patrząc na to co TimeLord robi w tym sezonie. Z drugiej strony… czy zużyłbyś na Williamsa pick w top10 draftu? Przecież Celtics lepiej grają z Horfordem na C.

Są jednak smaczki – ma świetny touch z troszkę większej odległości niż „daję z góry”. Floatery i półhaki powinny być jego domeną. Po switchu obrońcy, potrafi go zamordować w post, to samo po zbiórce w ataku… wtedy morduje wszystkich. Dodatkowo jak na takiego dzieciaka, na takiej pozycji szokująco dobrze podaje, zwłaszcza z podwojeń.

Mam straszny problem, z oceną Durena. Miotam się między chęcią wrzucenia go na Tier 2 (czysto z miłości do centrów i oldskulowej młócki na łokcie pod obręczą) a zrzuceniem na Tier 4, zwykłych rolesów.

Lądujemy z czymś po środku i wydaje mi się, że nie spadnie za San Antonio z 9. lub Oklahomę z 12. Na pewno nie za Charlotte. Talentu w tym drafcie jest zwyczajnie za mało, żeby go nie podnieść w drugiej połowie loterii. Nawet jeśli ten talent jest klasyczny dla już niemodnej pozycji.

Na koniec trzeba jednak pamiętać – pozycja może nie ta, ale Duren ma małą, malutką szansę skończyć jako najlepszy gracz tego draftu.

Best case: Lepiej podający prime Dwight Howard

Worst case: Derrick Favors

Keegan Murray SF/PF, 203 cm, 97 kg, wingspan 211 cm, rocznik 2000

Dobry strzelec, zagrożenie rzutem przekuwa na atakowanie closeoutów, troszkę brakuje mu umiejętności zrobienia sobie przestrzeni do rzutu, ale za to wykorzystuje niezły atletyzm i dobrą technikę, żeby trafiać trudne rzuty ponad rękami rywala. W obronie ponad przeciętny, mądry i atletycznie idealny do krycia trójek i smallballowych czwórek. Niby tylko sophomore, ale już prawie 22 lata, najstarszy gracz w czołówce draftu. Klasyczny plug&play, wstawiasz go pierwszego dnia sezonu na boisko i on dokładnie od tego momentu pomaga swojej drużynie po obu stronach parkietu. Nie będzie gwiazdą, nie będzie ciągnął dobrej drużyny, ale za to jest fantastycznym materiałem na niepsującą trzecią-czwartą opcję. I jeśli czytasz ten opis i coś Ci dzwoni, ale nie do końca wiesz co, to masz to samo wrażenie która ja miałem oglądając video Keegana. I wreszcie… eureka! Tobias Harris. Różnica jest tylko taka, że Harris przyszedł do NBA jak był strasznie młody i potem dochodził do tego poziomu przez jakiś czas, co sprawiło że z rozpędu zaczęliśmy go nieco przeceniać, a Murray już teraz jest gotowy do pełnienia odpowiedzialnej roli w NBA.

To wszystko aż krzyczy „Pacers Ricka Carlisle”, ale też krzyczy „Kings się na to złapią”.

Murray będzie dobry ale równocześnie powinien być dość nudny. Pewniak. W pierwszych latach będzie wyglądał na steal draftu. Potem zniknie w tłumie. Ma szansę w sprzyjających okolicznościach otrzeć się o All Star Game, ma szansę otrzeć się o 20 punktów średnio na mecz. Nie będzie jednak niczym więcej. Czy to źle? Nie powinien narzekać. Kariera o której mówię, to kariera w trakcie której zarabia się w obecnej NBA więcej niż w trakcie swojej kariery zarobił Michael Jordan.

Best case: Tobias Harris

Worst case: Otto Porter

PIĘTRO CZWARTE: ROLE PLAYERS

(Jak sama nazwa wskazuje – gracze których widzę w NBA w ściśle określonej roli. Być może niektórzy z nich będą w stanie wyrwać się ponad to kiedy dostaną szansę w odpowiednim miejscu, ale raczej postrzegam ich jako uzupełnienie pierwszej piątki lub ważnych zawodników z ławki).

Benedict Mathurin SG195 cm, 93 kg, wingspan 206 cm, rocznik 2002

Miałem go jako ostatniego gracza w Tierze trzecim, ale spadł i teraz otwiera niższy poziom. Wynika to z tego, że nie umiem znaleźć dla niego dobrego porównania, o którym bym mógł powiedzieć „dobry starter”. Z czego to wynika?

Wygląda potencjalnie ciekawie: slasher ze świetnym rzutem, który już teraz potrafi dobrze biegać po zasłonach, szukając catch and shoot, ale jednocześnie umie zrobić curl, zakręcić do obręczy i atletycznie skończyć nad głowami obrońców.

Rzucający obrońca.

W teorii.

Rzuca bardzo dobrze, trzeba mu to oddać, broni… teoretycznie. Ma znakomite narzędzia do obrony, jest atletyczny, silny, szybki na stopach, ale… wystarczy postawić na nim zasłonie, a umiera jakby wbiegł w stertę cegieł. Brakuje mu feelu do gry w obronie i ta jego teoretyczna obrona bardzo mi przypomina Zacha LaVine i Reggiego Jacksona. Obaj mieli świetne narzędzia do gry w obronie, tylko przez brak czucia schematów, zrozumienia ustawień, waleczności na zasłonach, nigdy dobrymi defensorami się nie stali.

Nie nazwałbym go też combo guardem – nie ma w nim ani krztyny rozgrywającego. Raptem 2.5 asysty i 1.8 straty przy ponad 25% usage to delikatnie rzecz ujmując nie najlepsze wyniki jak na guarda. Troszkę mi się w tym wszystkim kojarzy niestety z tym kim był Ben McLemore przychodząc do NBA i warto pamiętać, że on wtedy poszedł z 7 wyborem. Tamten draft był słabszy od tegorocznego, ale w wielu aspektach go przypomina i warto pamiętać, że na tle słabej klasy draftu, jednowymiarowi strzelcy wyglądają dużo lepiej niż gdyby musieli się wykazać na tle solidnej konkurencji. Punkty i dobra trójka (38.3% w NCAA) w takiej sytuacji to bardzo solidne argumenty. Z drugiej strony dla mnie to tylko kolejna iteracja tego samego gracza: Quentin Richardson, Buddy Hield, Terrence Ross, Malik Monk czy wspomniany Ben McLemore. Istnieje szansa że zamknie mi paszczę i pojawi się raz w karierze w All Star Game, ale wymagałoby to potężnego progresu, naraz w obronie i kreowaniu kolegów.

Żeby skończyć pozytywnie – podobno ma fantastyczny charakter i jako już doświadczony i dojrzały chłopak robi na drużynach piorunujące wrażenie w trakcie wywiadów.

Best case: Lepiej zbudowany Jordan Poole

Worst case: Ben McLemore

Mark Williams C, 213 cm, 110 kg, wingspan 230 cm, rocznik 2001

Monstrualny center Duke, który ma (małą) szansę stać się nawet Rudym Gobertem.

Znakomity feel do bloków, mądrość boiskowa, trzymanie się roli, energia wnoszona po obu stronach parkiet, świetna obrona w schemacie drop… a przede wszystkim 230 cm wingspanu i 297 cm zasięgu na stojąco. Stając na palcach dosłownie może chwycić za obręcz. W historii pomiarów tylko Taco Fall sięgał wyżej, ale tam gdzie Taco to stacjonarna ciekawostka do oplakatowania, tam Williams to atletyczny i bardzo sprawny gracz. Jego gabaryty, etyka pracy i touch przy set shotach – 72.7% z linii, może dojść rzutowo nawet do poziomu Valanciunasa – sprawiają że jest jednym z największych pewniaków w tegorocznym drafcie.

Możesz go już jutro wrzucić na boisko z graczami NBA, a on odnajdzie się na boisku i będzie bezdyskusyjnie do nich przynależał. Nawet na najwyższym poziomie z miejsca będzie postrachem pod koszem w obronie (4.8 bloku per 40 min na poziomie NCAA (!)) i w ataku (właściwie nie ma loba którego by nie chwycił, nie ma zbiórki w ataku której by nie sięgnął).

Drugi obok Durena gracz tej klasy który 15 lat temu byłby pewniakiem w Top5, a teraz… no cóż, jest tylko centrem.

To czego Williams na razie nie umie – switche w pick and rollu (choć stopy ma niezłe), gra w post i podawanie z podwojeń to dość nieistotne rzeczy. Zwłaszcza że czasem potrafi zaskoczyć naprawdę dobrym odrzuceniem piłki do ścinającego zawodnika. Trudno oczekiwać, żeby zmieniał krycie na guardów przy tych rozmiarach, ale przy jego budowie i tym jak ciężko pracuje na boisku można zakładać, że nawet w tym aspekcie defensywy będzie w najgorszym przypadku przeciętnym ligowym centrem. To że nie umie grać w post to nawet lepiej – case Clinta Capeli który nie wychodzi poza swoją rolę i błyszczy w tym, że błyszczeć nie chce – po prostu nie będzie tego nawet próbował. Łapanie lobów, zbiórki, obrona obręczy, okazjonalny floater, krótki półdystans, czy kiedyś może nawet set shot za 3.

Tylko ta pozycja.

Mam go jako świetnego rolesa właśnie w typie Capeli czy Goberta, ale już raczej nie Jarretta Allena – to jednak nieco mniejsza mobilność.

Best case: Rudy Gobert 2.0

Worst case: większy Daniel Gafford

AJ Griffin SG/SF, 198 cm, 100 kg, wingspan 213 cm, rocznik 2003

Chyba najtrudniejszy do oceny gracz w tej klasie.

Gdyby nie seria kontuzji pod koniec liceum i na początku kariery w NCAA, byłby pewniakiem do Top5.

Przed urazami był świetnym atletą, ruszał się nieźle na stopach, atakował obręcz, blokował rzuty oburącz o deskę i potrafił skończyć akcję efektownym wsadem poprzez kontakt.

Kiedy włączasz jego video z czasów Duke, po urazach, jest tak jakbyś patrzył na kompletnie innego gracza. Rusza się jak w betonowych butach, gra poniżej obręczy, a do zdobywania punktów wykorzystuje raczej czysty skill, sporą siłę fizyczną i chyba najlepszy rzut za 3 w tegorocznym drafcie (choć jednocześnie jeden z najdziwniejszych). Był zdecydowanie najgorszym zawodnikiem z tegorocznej klasy jeśli chodzi o dobieganie do trójek rywali i zatrzymywanie closeoutów. Nie to że się nie starał – dobiegał z entuzjazmem, ale wystarczyło po pompce zaatakować jego nogi, żeby został jak wmurowany pachołek do obiegnięcia. Straszny widok.

I w tym miejscu mamy problem.

AJ ewidentnie (jeszcze?) nie odzyskał sprawności po kontuzjach. Z atlety na jakiego się zapowiadał, po dwóch operacjach nóg i serii kontuzji kolan i kostek wiele nie zostało. Ale pamiętajmy, że 19 lat skończy dopiero w sierpniu, a w tym wieku człowiek wcale nie jest najsprawniejszy. Kontuzje prawdopodobnie obniżyły jego przyszły szczyt atletyczny (wiek 27-30), ale czy nie ma szans już wrócić na poziom na jakim był w wieku 16 czy 17 lat? Tutaj już można się zastanawiać.

Dygresja: Z czego wynika fakt, że w NBA rozległa operacja mikrozłamań właściwie kończy karierę i prime atletyczny zawodnika, a dla amatora to rutynowy zabieg po którym wraca do pełni formy? Z tego że zawodowiec jest wytrenowany w 100% i utrata 5% atletyzmu po takim zabiegu odbiera mu kluczową przewagę, kluczowy atut w rywalizacji z innymi na 100% wytrenowanymi zawodowcami. Wytrenowany w 75 czy 60% amator nawet nie zauważy utraty tych górnych 5%, bo i tak nigdy nawet nie zbliżył się w tę okolicę.

Podobnie może być z Griffinem – nie był jeszcze w szczycie swoich atletycznych możliwości, więc trudno podejrzewać, że nie wróci chociaż to mobilności sprzed kontuzji. Jeśli wróci – jest ewidentnym top6 pickiem, może nawet top5.

Jeśli natomiast jest tym graczem którego widzieliśmy w Duke – jest tylko nieco bardziej wszechstronnym Aaronem Nesmithem, graczem którego nie można wybrać w top10, kandydatem do wypadnięcia z loterii.

I my sprzed komputera nie możemy tego ocenić.

Myślę że decyzja o tym czy Griffin pójdzie z 5. czy 15. zapadnie na poziomie medycznym, a nie szkoleniowym. Ja na razie mogę go oceniać na podstawie tego co widziałem, co daje nam tylko rolesa od trójek, ale mam przy nim gigantyczną gwiazdkę. Jeśli wróci do pełni zdrowia, a atletą był wtedy fantastycznym i co jest wciąż bardzo możliwe – powinien być top5 graczem tegorocznej klasy, kimś z Tieru 2 a nie 4. Drużyny będą miały z nim potężny zgryz, to case bardzo podobny do Michaela Portera Juniora kilka lat temu.

Best case: Jaylen Brown

Worst case: Aaron Nesmith

Tari Eason SF/PF, 200 cm, 99 kg, wingspan 219 cm, rocznik 2001

Najlepsze porównanie jakie dla niego widziałem to „Rage Virus Jerami Grant”. Nie jest do końca trafne ale dość dobrze oddaje to o jakim freaku mówimy.

Jest zbudowany jak Kawhi Leonard, ma bardzo długie ręce z ogromnymi dłońmi i dzięki temu robi regularnie kawhi’esque przechwyty – nie tylko zamyka nimi passing lanes, myślisz że piłka jest poza jego zasięgiem, a tu myk, go-go ramię gadżeta, i przechwyt, ale też robi coś co jest szalenie rzadkie i efektowne, coś co w zeszłym roku tak bardzo wyróżniało Scottiego Barnesa: wkłada rękę w kozioł rywalowi i wyciąga piłkę, nowy The Claw. Kocha bronić, po tej stronie boiska się napędza i gra jakby rywal zrobił mu krzywdę i miał z nim osobisty zatarg. Drugi najlepszy obrońca na pozycjach 1-4 w tym drafcie, nieco tylko w tyle za Jeremym Sochanem.

Jeszcze ciekawiej robi się kiedy Eason już tę piłkę przechwyci. W kontrze jest jak kula armatnia, leci do obręczy i nie bierze jeńców. W NBA będzie z tego nie jeden ofens, ale fani będą go kochali. Zawsze pcha się na prawą rękę i zawsze chce Cię zabić. Dać nad Tobą z góry, wziąć na plakat, spaść Ci na ten głupi łeb i powiedzieć co o Tobie myśli. Jeśli broni tak jakbyś go obraził, tak atakuje w kontrze jakbyś obraził jego matkę. Nie wiem co napędza tego chłopaka, ale dajcie jego narkotyki komuś bardziej utalentowanemu i wysadzi halę w powietrze. Mam wrażenie, że Eason będzie wylatywał z boiska za 6 fauli w 15 minut, za dwa dachy w jednej akcji, za obie te rzeczy naraz, ale jednocześnie będzie zarażał energią całą drużynę i mając go w szatni już nie potrzebujesz redbulla.

Z wad – fatalnie rzuca za trzy i jak już ruszy to ma bardzo tunelową wizję, leci jak wściekły byk ze zwężonym polem widzenia… kojarzysz co się dzieje z Twoim polem widzenia kiedy jedziesz 200-300 km/h? To właśnie dzieje się z Easonem kiedy widzi szansę zaatakowania kosza – poda jeśli zmieścisz się w tym zwężonym obszarze, ale lepiej tam nie wchodź i mu nie przeszkadzaj. To będzie trudno naprawić. Rzut za to może jest do uratowania – nie boi się oddawać trójek kiedy obrony go odpuszczaj, a w swoim drugim sezonie trafiał ponad 80% z linii przy aż 9.3 próby per40 min. Zabawnie by było jakby trafił do Spurs.

Best case: OG Anunoby

Worst case: Al Farouq Aminu

Jalen Williams, PG/SG/SF, 195 cm, 95 kg, wingspan 219 cm, rocznik 2001

Guard, który po nauczeniu się rzemiosła rozgrywającego zaliczył skok rozwojowy i urósł kilkanaście centymetrów. Potem schował się na małej uczelni Santa Clara, a na koniec przyjechał na Draft Combine gdzie rozbił w puch i pył konkurencję w trakcie gierek treningowych. I nagle z gracza na koniec drugiej rundy stał się prawdziwym kandydatem do loterii draftu.

Mamy tu chyba najlepszego w top20 kreatora w pick and rollu, który potrafi wcisnąć podanie nawet w malutką lukę w obronie i dodatkowo dzięki potężnemu zasięgowi ramion, znajduje nietypowe kąty do tych podań. Kiedy atakuje po picku, umie też zdobywać punkty na różne sposoby, czy to floaterami, czy kończąc przy obręczy i wykorzystując swój zasięg, czy to z krótkiego mid-range.

W trzecim roku na uczelni zaliczył potężny progres rzutowy, poprawiając skuteczność za 2 do 55.1%, za 3 do 39.6% i z wolnych do 80.9%. Tym samym wyeliminował słabości ze swojej gry.

Są też oczywiście wady – nie jest zbyt atletyczny, jest co najwyżej przeciętnym obrońcą i nie zapowiada się na elitarnego rozgrywającego, co sprawia że może być trudno znaleźć dla niego rolę w NBA inną niż rezerwowy rozgrywający. Potrzebuje piłki w rękach w tym momencie, a w lidze nie ma wielu drużyn które oddałyby ją chętnie w ręce niesprawdzonego dzieciaka spoza Top10 draftu, kosztem uznanych weteranów. To dość mocno hamuje mój entuzjazm i po początkowym ciągłym przesuwaniu go między piętrami 3 i 4, mam go już na stałe w 4. Potencjalna rola w NBA to absolutny klucz dla pozycji draftowej zawodników, a także dla ich przyszłego potencjału na sukces w lidze.

Best case: większy i lepiej rzucający Immanuel Quickley

Worst case: Shake Milton

Jaden Hardy PG/SG, 193 cm, 90 kg, wingspan 206 cm, rocznik 2002

Ofiara mocków. Co roku mamy gracza, który okazuje się być słabszy niż poprzedzający go hype, więc spada w mockach, a kiedy zaczyna się bronić i wykazuje postęp w trakcie sezonu, unosi się w nich ale już nie do tego samego poziomu.

Dysponuje najlepszym kozłem w drafcie, kiedy zaczyna taniec jest jak Kyrie Irving, piłka trzyma mu się ręki jak jojo. Problem w tym, że rzut ma jednocześnie dużo gorszy, skuteczności z G-League wręcz fatalne, a i atletyzmu wyraźnie mu brakuje. Jednocześnie naprawdę dobrze umie wykreować sobie rzut i jak na wyraźnie shoot-first zawodnika, zaskakująco dobrze kreuje też dla kolegów. W obronie powinien być co najwyżej neutralny, ale się stara i ewidentnie szybko uczy schematów. To powinno wystarczyć żeby był grywalnym pod tym względem zawodnikiem.

Wydaje się, że przesunięcie go na poziomie NBA, z centrum ataku, do roli instant-offense z ławki może mu na początku tylko pomóc, a mniejsza odpowiedzialność za drużynę powinna się zamienić w dużo lepszą selekcję rzutową.

Ostatecznie, taki talent w koźle, znajdowaniu rzutów i wykorzystywania zagrożenia rzutem do podawania kolegom nie trafia się często i myślę, że w noc draftu może skoczyć z poziomu picków 20-30 gdzie teraz jest typowany, nawet do końcówki loterii.

Best case: Jordan Poole

Worst case: nieatletyczny Dion Waiters

Ochai Agbaji SG/SF, 196 cm, 95 kg, wingspan 209 cm, rocznik 2000

Jeśli Keegan Murray nie jest Chrisem Duarte tego draftu, to na pewno jest nim Ochai Agbaji.

Gotowy role player dla NBA, plug and play. Dobry rzut za 3, gra de facto tylko za 3 lub do obręczy, po czterech latach w NCAA potrafi nieźle odczytać sytuację na boisku i szybko podjąć dobrą decyzję ze stabilnej pozycji – rzut, zaatakowanie close-outu, odrzut piłki do wolnego kolegi. W koźle te zalety znikają i o ile nie zaatakuje obręczy tylko musi wykreować rzut sobie lub koledze – głupieje.

W konsekwencji mamy zawodnika który rzuca ponad 40% za trzy na dużej ilości prób, świetnie i atletycznie atakuje obręcz, zwłaszcza jeśli wcześniej nie musi kozłować, a warunki fizyczne pozwalają mu być przyzwoitym, choć nie wybitnym obrońcą.

Gdyby miał inną rolę to przy tak ograniczonym skill-secie miałbym go w drugiej rundzie. Jednak w NBA, nigdy dość graczy o tym profilu, atletycznych strzelców za 3, których trudno atakować w obronie. Stąd na pewno pójdzie w pierwszej rundzie do jakiegoś kontendera, a są spore szanse że sięgnie po niego w top20 ktoś aspirujący: stawiam na Bulls, ale pasuje właściwie wszystkim drużynom wybierającym poza top13.

Best case: Desmond Bane / Jae Crowder

Worst case: Tania wersja Malika Beasleya lub Maxa Strusa

EJ Liddell SF/PF, 201 cm, 108 kg, wingspan 213 cm, rocznik 2000

Szalenie ciekawy zawodnik. Jedną z jego największych zalet jest fakt, że jest potwornie silny i zbudowany jak worek cegieł, przez co bez problemu odnajduje się jako silny skrzydłowy, a nawet smallballowy center. Z drugiej strony, wszyscy zastanawiają się kim by był gdyby jednak zgubił trochę brzucha, nawet kosztem mniejszej siły w podkoszowych przepychankach.

Bardzo dobrze gra jako pół-fałszywy big man, broniąc obręczy z pomocy, zbierając w tłumie i utrzymując w post większych od siebie graczy. Z drugiej strony był bardzo trudnym matchupem dla podkoszowych w NCAA, dzięki bardzo dobremu catch&shoot i umiejętności podejmowania szybkich decyzji – rzut/atakowanie closeoutu/podanie.

Plusowy po obu stronach parkietu, w niczym nie jest świetny, a do bycia naprawdę dobrym graczem w NBA, pozostaje mu znaleźć sobie niszę w której osiągnąłby doskonałość.

Best case: PJ Tucker / PJ Washington

Worst case: Eric Paschall

PIĘTRO CZWARTE (I PÓŁ): Elite Bench Players

(Zawodnicy którzy powinni być dobrymi rolesami, ale już bardziej w roli z ławki niż w pierwszej piątce)

Blake Wesley SG, 191 cm, 84 kg, wingspan 206 cm, rocznik 2003

Mar 20, 2022; San Diego, CA, USA; Notre Dame Fighting Irish guard Blake Wesley (0) controls the ball against Texas Tech Red Raiders guard Clarence Nadolny (3) in the first half during the second round of the 2022 NCAA Tournament at Viejas Arena. Mandatory Credit: Kirby Lee-USA TODAY Sports

Gracz w typie Bonesa Hylanda, elektryczny scorer, który jest w stanie wykreować sobie dobry rzut właściwie w każdej sytuacji i aż nazbyt chętnie z tych okazji korzysta. Umie zatańczyć na półdystansie znajdując rzut, umie błyskawicznie dojść do pullupa za 3 i umie doskonale zaatakować paint w sytuacjach 1 na 1, bez zasłony. Dzięki temu trzyma cały czas obrony w gotowości, w drugiej połowie sezonu, zaczął przejmować rolę lidera Notre Dame i w tej roli coraz częściej wykorzystywał koncentrację obrony na sobie, żeby wprawić piłkę w ruch i znaleźć ścinającego do kosza lub uciekającego na obwód partnera dobrym podaniem. Jest też potencjalnie bardzo dobrym obrońcą, ale jak wielu graczy na tym piętrze, ogranicza go nieco brak wyraźnej roli w NBA. Gracz umiejący sobie wykreować rzut potrafi być bardzo przydatny z ławki i pewnie instant offense to jest właśnie jego przeznaczenie w lidze, ale żeby mógł być czymś więcej, musi albo zacząć realizować swój potencjał w obronie, albo lepiej rzucać za 3 przy lepszym shot selection, albo chociaż lepiej kończyć przy obręczy, z czym też miewa problemy. Bez tego może szybko dostać łatkę „punkty z ławki”, którą może być mu ciężko zrzucić. Bardzo przypomina mi Bonesa Hylanda, tyle że ma przedziwny, bardzo niepokojący, wolny i ciągnięty z biodra rzut. Ta technika rzutowa może bardzo ograniczyć jego sufit na poziomie NBA.

TyTy Washington PG, 189 cm, 89 kg, wingspan 203 cm, rocznik 2001

Solidny rozgrywający. Sezon lekko spowolniły mu kontuzje. Dysponuje najlepszym floaterem w tegorocznej klasie draftu i jako PG zna doskonale wszystkie podstawy swojego fachu: zmiany tempa, pullupy, rzut za 3, podania w tempo, z pick and rolla i po przerzucie na słabą stronę boiska. Jest dość silny jak na rozgrywającego i wielokrotnie to na tym opierdał budowanie przewagi dla swojego zespołu – terroryzując fizycznie małych guardów z NCAA. Podobno drużyny dają mu taki sam kredyt zaufania jak wcześniej Maxeyowi, Bookerowi i Herro, czyli guardom Kentucky, którzy w NBA okazali się lepsi niż w college’u. Przez to TyTy jeździ na workouty do drużyn z drugiej połowy loterii, a nie tych wybierających w okolicach 20 picku. Jak wszyscy guardzi od Calipariego powienien też mieć defensywne know-how od pierwszego dnia w lidze. To co go niestety odróżnia od wymienionych tu poprzedników to dość ograniczony atletyzm i niewyróżniające się warunki fizyczne. Zapowiada się na PG z przedziału 20-40 w NBA – albo lepszego rezerwowego, albo jednego ze słabszych starterów. Jeśli będzie chciał być lepszy – będzie musiał przede wszystkim polegać na swojej głowie i mądrych decyzjach.

Malaki Branham SG, 193 cm, 88 kg, wingspan 208 cm, rocznik 2003

Grający na świetnych procentach jednowymiarowy strzelec. Gra jak weteran po 4 latach na uczelni, a paradoksalnie jest jednym z najmłodszych graczy w drafcie. Brakuje mu atletyzmu, brakuje chęci do podań (choć kiedy już podaje, potrafi rzucić prawdziwe ciasteczko), brakuje potencjału defensywnego – ani instynkty, ani atletyzm nie wskazują na to żeby mógł być choć neutralnym graczem po tej stronie parkietu mimo że się stara. Za to umie kreować sobie rzut, a jak już wykreuje – trafiać go na fantastycznych skutecznościach – za dwa 53,0%, za 3 41,6%, za 1 83,3%. Dodatkowo bardzo wiele z jego rzutów jest z ręką na twarzy, co kompletnie nie wpływa na jego skuteczność. Wydaje się że na kolejnym poziomie może być kimś w stylu Luke Kennarda lub nawet Carisa LeVerta.

Bryce McGowens SG, 198 cm, 82 kg, wingspan 206 cm, rocznik 2002

Jeden z potencjalnych sleeperów w drafcie – ma ogromną łatwość w zdobywaniu punków, ale jeśli śledzisz ten board – wiesz że to nie jest aż tak rzadka umiejętność w obecnym naborze. Ma też dość typową przywarę dla tegorocznych scorerów – jego rzut wygląda dobrze, to jak do niego dochodzi – świetnie, osobiste są bardzo dobre (83%), floater ładny, technika odpowiednia… a skuteczność fatalna (40%). Jeśli jednak wgryźć się w liczby – za dwa trafia na przyzwoitym poziomie (47%) za to za trzy beznadziejnie (27%) co obniża ogólny procent. To też może być lekko przekłamane bo w Nebrasce wisiał na nim cały atak i wiele z tych trójek oddawał z kozła, z trudnych pozycji. Kiedy w NBA dostanie więcej możliwości gry bez piłki – powinien być lepszy. Brakuje mu też siły i masy przy obręczy i to jest pewnie pierwsza rzecz jaką będzie musiał poprawić wśród zawodowców – ale póki co obchodzi to dobrym atletyzmem, finezją wykończeń i znakomitym wymuszaniem fauli. W najlepszym przypadku powinien pójść pod koniec pierwszej rundy, bo choć gracz na kilkanaście punktów w meczu zawsze się w NBA przyda, ten naprawdę nie przepada za dzieleniem się piłką i obroną, tak ogólnie. Opieprzał się w niej strasznie w NCAA.

Dalen Terry SG/SF, 198 cm, 88kg, wingspan 214 cm, rocznik 2002

Albo fools gold, albo potężny sleeper. Sam się nie mogę zdecydować. Bardzo długi glue/energy guy, który umie właściwie wszystko, może w NBA zostać przestawiony do roli rezerwowego PG, ma potencjalnie niezły rzut, niezły atletyzm, nieźle zbiera, świetnie broni, fantastycznie walczy, bardzo dobrze podaje i… ma mikroskopijny usage. Jasne, grał w bardzo utalentowanej drużynie i można go chwalić że grał na innych, trzymał roli i dopasował do potrzeb drużyny… ale tak mały usage na poziomie NCAA bardzo źle mu wróży w kontekście NCAA. W małej próbce ogląda się go świetnie, taśmy z highlights i lowlights są bardzo obiecujące, ale kiedy włączyć cały mecz Arizony, można długimi fragmentami nie zauważać go na boisku. A to niedobrze, potencjalny gracz NBA powinien się wyróżniać na tle tak słabej jak liga akademicka konkurencji. Albo będzie meteorem który przeleci przez NBA na granicy rotacji drużyn i nawet go nie zauważymy, albo pokaże się nam jako jakaś dziwna iteracja DeAnthony’ego Meltona. Albo pozbawionego doświadczenia Andre Iguodali z czasów Warriors. Bestii defensywnej od której nigdy nie wiesz czego spodziewać się w ataku. I czy czegokolwiek.

Jake LaRavia SF/PF, 200 cm, 103 kg, wingspan 207 cm, rocznik 2001

Dobry we wszystkim, świetny w niczym. Silny i bardzo mądry obrońca, nieco w typie Franza Wagnera (2.7 stl+blk na mecz), solidny snajper (38% za 3, choć na małej ilości prób), niezły podający jak na PFa w NCAA (3.7 asysty), zaskakujący atleta – dobrze dostaje się na linie, zbiera i kończy spod kosza. Nie ma się do czego przyczepić. Jest tegorocznym ulubieńcem analityków i koszykarskich nerdów i zapowiada się na co najmniej bardzo dobrego rezerwowego, klasycznego glue guya z plusem, coś między Chandlerem Parsonsem a Kylem Andersonem. Bardzo bezpieczny gracz z bardzo wysoką podłogą. Jest tu też pewna ciekawostka: do niedawna wszyscy myśleli że jest z rocznika 1999 i ma skończone 22 lata. To drastycznie ograniczało jego potencjał i trzymało go pod koniec drugiej rundy. Okazało się jednak nagle, że to pomyłka uczelni Wake Forest, Jake to rocznik 2001 i nagle wystrzelił w górę mocków. Patrząc na jego konkurencję i to że walczy o trzecią dziesiątkę pierwszej rundy z zawodnikami będącymi raczej projektami niż gotowym materiałem do gry w NBA, kiedy w tym zakresie wybierają raczej kontenderzy szukający gotowych i tanich graczy do uzupełnienia rotacji – LaRavia powinien pójść gdzieś między 20 a 30 pickiem.

Dereon Seabron SG/SF, 196 cm, 83 kg, wingspan 206 cm, rocznik 2000

Genialnie wręcz mijający z obwodu skrzydłowy, na Draft Combine nikt nie mógł przed nim ustać kiedy się teleportował do obręczy. Bardzo przypominał w tym Tyrese Maxeya. Dzięki minięciu mógł potem dość łatwo podawać do kolegów od których szła pomoc, mimo że nie jest naturalnym pass-first guardem. Problem z nim to fakt, że kompletnie nie ma rzutu za 3, a przez bardzo małą masę i siłę – ma poważne kłopoty z wykańczaniem rzutów poprzez kontakt przy obręczy, do której z taką łatwością się dostaje. Bardzo ciekawy slasher pozbawiony rzutu, który jednocześnie mimo chudziutkiego ciała zaskakująco dobrze zbiera. Jego kariera wisi na tym czy nauczy się rzucać / utrzyma dynamikę mimo ewentualnego zwiększenia masy ciała. W pierwszym sezonie pewnie większość czasu spędzi w G-League, ale long-term może okazać się jednym ze steali tego draftu. Takie pierdolnięcie w pierwszym kroku po prostu nie zdarza się zbyt często.

PIĘTRO PIĄTE: BENCH PLAYERS

(Tu mam graczy, którzy nawet jeśli mają potencjał na bycie czymś więcej niż tylko stojakami na bidony i wieszakami na ręczniki, to potrzebują do tego bardzo korzystnego zbiegu okoliczności, dobrej drużyny i trenera który im zaufa. Powinni zahaczać o rotację w NBA, ale nie zawsze i nie od razu w niej być – to nie znaczy że ich nie lubię – ich nietypowy skillset i/lub pozycja mogą utrudniać im drogę do minut na parkiecie)

Ismael Kamagate

Myślę że Kamagate będzie jednym z największych steali tegorocznego draftu. 211 cm wzrostu i jakieś 223-225 wingspanu, świetny touch przy obręczy i floaterach / push shotach, ogromny potencjał defensywny, świetne ciało do koszykówki, bardzo sympatyczna jak na centra mobilność… drużyna która go weźmie będzie miała z miejsca centra na ławkę, który bardzo możliwe że szybko awansuje w rotacji. Czemu więc nie mam go wyżej? Znowu pozycja – nie ma w NBA wcale tak wiele miejsca dla rezerwowych centrów, jeśli Kamagate nie trafi w dobre miejsce, może przez lata utkwić na końcu ławki.

Christian Braun

Biały, atletyczny strzelec, w którym wszystko krzyczy – Grayson Allen z mózgiem.

MarJon Beauchamp

Gracz w typie 3&D z G-League Ignite, który wdawał mi się być nawet kandydatem do Top20…. dopóki się nie zorientowałem że ma już 22 lata i jak na ten „podeszły” już wiek wcale nie jest taki imponujący.

Kendall Brown

Kolega Jeremy’ego Sochana z Baylor. Na początku sezonu typowany nawet do top7 draftu, z biegiem sezonu leciał w dół i w dół. W tym momencie jest tylko bardzo dobrym obrońcą, który będzie miał problem z utrzymaniem się na boisku w NBA z racji na brak jakiegokolwiek ofensywnego skillu na poziomie zawodowym. Może pójść nawet w top20, może wypaść z top40. Pytanie, która drużyna postanowi wziąć glue guya, którego w ataku trzeba zmuszać do wzięcia na siebie odpowiedzialności i który w obronie jest skrzydłowym, a w ataku na poziomie NBA prawdopodobnie smallballowym centrem.

Trevor Keels

Power guard z Duke. Nie do końca wiadomo kim miałby być w NBA, ale talent niewątpliwie jest na miejscu i jeśli miałbym go do kogoś porównać – byłby to Lu Dort z czasów Arizona State.

Kennedy Chandler

Bardzo szybki i niesamowicie upierdliwy w obronie rozgrywający, który niestety z racji wzrostu nie ma szans być czymś więcej niż etatowy 2-3 PG w NBA.

Andrew Nembhard

Gotowy drugi rozgrywający w NBA – doskonale nawiguje w pick and rollu, nie robi strat, dowodzi drużyną. Nic więcej, nic mniej. Pewny i tani zawodnik do rotacji, do wzięcia na przełomie pierwszej i drugiej rundy.

Walker Kessler

Chłopak, który robił absolutnie historyczne defensywne statystyki w NCAA: 4.6 blk + 1.1 stl w niecałe 26 min na mecz (7.1 blk + 1.7 stl per 40 min). 216 cm wzrostu, 111 kg i świetny feel do obrony. Tak jak kiedyś poszedłby w top10, tak teraz w drugiej rundzie ktoś sobie go podniesie żeby mieć taniego klasycznego centra na ławkę.

Christian Koloko

Tradycyjny center który byłby zupełnie nie-interesujący, gdyby nie fakt, że na Draft Combine nagle pokazał że ma bardzo ładny, ułożony rzut. W wywiadach twierdził, że tym rzutem dysponuje od zawsze, ale trudno go na tej podstawie oceniać, bo dobra trójka byłaby tu kompletnym gamechangerem, ale zobaczyć mogły ją tylko drużyny NBA na workoutach… w NCAA nie pokazywał nawet jej śladu (ani jednej trafionej trójki przez 3 lata gry w Arizonie).

Jaylin Williams

Bardzo nietypowy center. Jeśli nie liczyć Banchero – najlepiej podający wysoki draftu. Umie rzucać i rzuca – za 3 potrafi nawet sieknąć pull upa. Jest bardzo silny, dobrze zbiera, dobrze broni, dobrze stawia zasłony… jednak nie jest super mobilny, do rzucania wręcz trzeba go namawiać i w konsekwencji mimo wyjątkowego ciekawego zestawu umiejętności, może nawet nie dostać szansy żeby je pokazać.

Ryan Rollins

Widać jak rzadko kiedy, że scoringu mamy w NBA aż nadmiar. Rollins to następny długoręki guard, który nie ma żadnego problemu z wykreowaniem sobie pozycji, ale za to pewne problemy z podawaniem i z selekcją rzutów za 3.

Wendell Moore

Kolejny 3&D wing w tegorocznym drafcie, szwajcarski scyzoryk bez jednej dominującej umiejętności, ale za to dobry we wszystkim, umiejący zapełnić dziury w grze swojej drużyny.

PIĘTRO SZÓSTE: WILD CARDS

(Zrzucam tu graczy… z którymi nie wiem co zrobić. Każdy z nich może być gdzieś między piętrem 3 a 5, a być może nawet nie załapać się do draftu, czy później do rotacji drużyny NBA. Z drugiej strony, każdy przynosi coś obiecującego, cząstkę potencjału na coś wyjątkowego, co nie pozwala go skreślić.)

Ousmane Dieng

Bardzo długi i chudy, streaky strzelec, o bardzo płynnym schemacie ruchowym i przyzwoitym atletyzmie. Jechał do Nowej Zelandii jako kandydat do loterii, przez problemy z aklimatyzacją zaczął fatalnie i drastycznie spadł w mockach, jednak końcówkę sezonu miał znów dobrą i kiedy rzut mu siedział momentami wyglądał na tle tamtej ligi jak poor-man Durant. Znakomity jak na ten wzrost w koźle, może skończyć jako hybryda Nicolasa Batuma z Kylem Andersonem i Brandonem Ingramem. Z drugiej strony pudłował kosmiczne ilości rzutów mimo dobrej techniki i jeśli nie ogarnie selekcji rzutowej i nie poprawi drastycznie skuteczności, skończy jako Sekou Doumbouya. W tak przeciętnym drafcie, zdecydowanie jest wart zaryzykowania gdzieś między pickiem 12 a 25 i będę w szoku jeśli spadnie za Spurs z 25. Nawet Thunder z 12. powinni mu się dokładnie przyjrzeć. Widać u niego ścieżkę do bycia top3 graczem tej klasy, widać ścieżkę do bycia poza NBA za 3 lata. Nie mam pojęcia co z nim zrobić, a ten Tier 6, znajdujący się troszkę obok pozostałych pięter w schemacie, został stworzony właśnie dla takich graczy.

Nikola Jovic

Chciałoby się go wrzucić do pierwszej rundy, właściwie do Top20 z automatu. Jednak nagapiłem się na Sariców, Samaniców i innych Smailagiców. Ballhandling PF z Europy o ograniczonych możliwościach atletycznych i niezłym-nie-świetnym rzucie, jest dla nas z jakiegoś powodu seksowny, ale boję się że to ślepa uliczka europejskiego basketu w NBA. Dużo lepszy jest z piłką niż bez niej, ale nikt nie da mu w NBA roli na piłce od startu. To nie Nikola Jokic, mimo że brzmi podobnie. To co daje mu szansę w kontekście gry w Stanach, to świetna technika i dobra praca stóp po obu stronach boiska. Mam wrażenie że widziałem to już milion razy i wyszło tylko raz, ale jak zawsze będę trzymał kciuki – w końcu za którymś razem wyjdzie.

David Roddy

Freak fizyczny, zbudowany jak beczka z długaśnymi rękami i jeśli można go do czegoś porównać to… odwrotny Draymond Green? Dobrze rzuca za 3, dobrze wykorzystuje w ataku mismatche, nieźle broni podkoszowych i może switchować, widać w jego grze przegląd pola typowy dla QB którym był w liceum i na tej podstawie długo był moim kandydatem do pierwszej rundy draftu. Jednak na Combine pokazał się z bardzo słabej strony, a workouty ponoć nie idą mu najlepiej. Stawiam że nie zostanie wybrany i od razu zostanie zgarnięty przez jakąś mądrą drużynę z pomysłem (Raptors?), która zrobi z niego gracza i klasyczny undrafted steal i ulubieńca kibiców.

Caleb Houstan

Wysoki strzelec, którego sezon był potężnym rozczarowaniem i długo wyglądało na to że zostanie na kolejny rok w NCAA, jednak już na etapie turniejowym zaliczył dwa świetne mecze… a raczej połowy i podobno to wystarczyło, żeby dostał obietnicę wyboru na miejscach 25-40. Podobno pokazuje się z dobrej strony na workoutach.

Josh Minott

Bardzo dobry atleta, potencjalnie bardzo dobry obrońca, świetny w hustle stats i… kompletnie nie umie rzucać. Przypomina nieco sprawniejszą wersję Rhondae Hollisa-Jeffersona. Miałbym go w pierwszej rundzie, gdybym wiedział na jakiej pozycji może grać. Przychodził do NCAA jako ballhandler, duży guard, a do draftu przystępuje już jako rezerwowy center. Jeśli pytasz co do cholery, to ja też – jego pozycję oznaczyłbym jako SG/C.

Peyton Watson

Świetny obrońca na skrzydło, znakomity na zasłonach i, gdyby w NBA była formacja defensywna jak w NFL, mógłby w niej grać już teraz. Problem w tym, że mimo dobrego ciała i atletyzmu, właściwie nic nie umie w ataku. Jeśli ktoś nauczy go rzucać za 3, za kilka lat może wyglądać na gigantyczny steal z drugiej rundy. Ale to spore jeśli.

Patrick Baldwin Jr.

Top5 rekrut z ESPN top100 i jeden z kandydatów do top10 przed sezonem. Podobna historia co Ziaire Williansa i BJa Bostona rok temu, ale Baldwin był tak beznadziejny w NCAA, bez śladu błysku, że trudno mi uwierzyć, żeby odbił się równie dobrze co oni w NBA. Ale ktoś po niego sięgnie w okolicy 50, i tak w tym drafcie jest tak z 45 sensownych graczy, a reszta bez większego szału.

Yannick Nzosa

Ogromny i młodziutki center grający w ACB, przedsezonowy kandydat do top5 draftu, który w swoim trzecim sezonie w Maladze zaliczył dość zauważalny regres i stracił status ciekawego talentu do NBA. Teraz pewnie gdzieś pod koniec rundy zostanie wybrany na stash. A nuż się jeszcze ogarnie.

AJ Green

Biały strzelec z Northern Iowa, który po cichutku podobno robi absolutny szał na workoutach. Raczej nie zostanie wybrany w drafcie, ale wrzucam go tylko po to, żeby wyjść na mądrego jak zostanie nowym Maxem Strusem, albo MVP Finałów PLK.

Hugo Besson

Wpisałem go tylko dlatego żeby podkreślić jak bardzo nie jest to dla mnie gracz NBA. A pewnie będzie wybrany, bo drużyny będą prawdopodobnie rozdawały draft&stash każdemu chcącemu zostać w Europie graczowi – to powtórka z ostatnich dwóch lat, gdzie poszło kilka śmiesznych picków w końcówce – np Balsa Koprivica.

Aleksander Balcerowski

Z całym szacunkiem dla Olka – nie nadaje się na pick w drafcie NBA. Ale jeśli zgodzi się na draft & stash, któryś zespół może poświęcić na niego wybór pod koniec drugiej rundy.

………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

Jeśli tu dotarłeś… Dziękuję za to, że poświęciłeś mi tyle czasu!

A jeśli tekst Ci się spodobał i chciałbyś mi to jakoś pokazać – zawsze możesz postawić mi symboliczną kawę, którą wypiję pisząc następny 🙂

Kawę możesz postawić na BUY COFFEE (TUTAJ – CLICK).

Będzie mi naprawdę bardzo miło.

………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

Tworząc tekst korzystałem z dostępnych mi spotkań NCAA, pełnych i we fragmentach, z podcastów The Athletic (zwłaszcza Sam Vecenie), The Ringer, ESPN i NBA Big Board, a także z tekstów tam publikowanych. Oglądałem taśmy Mike’a Schmitza na Youtube gdzie razem z prospektami analizuje video z ich występów. Oglądałem też video które są w tekście i które pochodzą przede wszystkim z dwóch profili – z Hoop Intellect i od Adama Spinelli.

Nie jestem autorem video i zdjęć tu zamieszczonych, wstawiam je poglądowo.

Dzięki obfitości materiałów w sieci dowiedziałem się o masie interesujących graczy, a po obejrzeniu scouting reports z Youtube, mogłem grzebać dalej i szukać fragmentów i całych spotkań poszczególnych graczy. Moja opinia to pochodna lektury opinii zachodnich ekspertów, oglądania filmów na Youtube i oglądania spotkań NCAA. Jednak żadna z powyższych opinii nie jest kopią z konkretnego miejsca, a przynajmniej mam taką nadzieję. Do wszystkiego starałem się dojść sam i nie być przy tym wtórny względem zagranicznych ekspertówMam nadzieję że i według Ciebie się udało.