• wooden
PostPrime/Blog post/Felietony/Noc z playoffs: Serce

Noc z playoffs: Serce

Samym sercem w koszykówce nie wygrasz.

Ale kiedy masz rywala na swoim poziomie talentu, może nawet trochę lepszego… to swoim sercem, jeśli tylko jest odpowiednio wielkie – możesz go nim zmiażdżyć.

Pisałem o tym przy okazji drużyn nieuniknionych.

O Knicks i Pacers. O tym, że jeśli nie odpowiesz na ich intensywność i styl gry, to Cię dorwą i zamęczą. Walka, pot, łzy, pogoń i skurcze ze zmęczenia na to musisz być gotowy, czy wygrasz, czy przegrasz. Philadelphia 76ers i Milwaukee Bucks doświadczyli tego wszystkiego. A i tak przegrali.

Czego by nie napisać o tych seriach, na koniec przeważyły serca i intensywność.

Pacers długo gonili ofiarę, parę razy wydawało się, że nie uda jej się złapać, ale na koniec Kozły nie utrzymały ich tempa.

Knicks dusili, walczyli, rzucali się na parkiet. Nie schodzili z boiska. Aż 3 ich graczy znalazło się w top7 średniej minut w playoffs: Josh Hart, Jalen Brunson i OG Anunoby. Także trzech w co najmniej jednym spotkaniu nie opuściło boiska nawet na minutę: Hart, OG i Donte DiVincenzo. Byli jak szczury, gryźli cały czas i nie mogłeś się od nich opędzić. Niezmordowani. Intensywni. Wściekli. Tego nie wytrzymali rywale z Sixers. Także szarpali. Tyrese Maxey jest drugi w playoffs w średniej minut. Nękany wszystkimi plagami egipskimi, od kontuzji kolana, przez paraliż twarzy po migrenę Joel Embiid jest dziesiąty. Był dziesiąty. Bo mimo heroicznej walki i zostawienia wszystkiego na parkiecie, chmara szczurów przeważyła i zalała rywali. To była niesamowita seria, jedna z najciekawszych jakie widzieliśmy w playoffs w ostatnich latach. Na tych wyrównanych szalach, gdzie różnicy między drużynami prawie nie było widać… przeważyły nowojorskie serca.

Serce Nowego Jorku:

 

Nowojorskie serca

Powiedzieć, że tu była walka to nic nie powiedzieć.

Na przestrzeni 6 spotkań zobaczyliśmy kilka tak szalonych końcówek jakie normalnie zdarzają się w playoffs raptem raz na kilka lat.

  • Sixers prowadzący 101:96 na 47 sekund przed końcem i przegrywający mecz po ogromnych kontrowersjach w drugim meczu
  • Rekordowy w playoffowej historii Knicks występ Jalena Brunsona, który zdobył 47 punktów i rozdał 10 asyst. Odpowiadał bezpośrednio za 70 z 97 punktów Nowego Jorku w trzecim meczu serii
  • Sixers przegrywający 90:96 na 26s przed końcem meczu i doprowadzający do dogrywki po tym jak Tyrese Maxey w dwóch akcjach zdobył 7 punktów na przestrzeni 16 sekund
  • 4 kolejne mecze Jalena Brunsona na 39 punktów na zamknięcie serii, w tym trzy ostatnie na 40 i więcej punktów
  • Daggery za 3 Josha Harta w pierwszym i ostatnim meczu serii
  • Josh Hart spędzający na ławce łącznie 14.5 minuty w 6 meczach
  • 5 graczy serii w top10 średniej minut playoffs w całej lidze
  • Joel Embiid zdobywający średnio 33 punkty, 10.8 zbiórki i 5.7 asysty… mimo kontuzji kolana, częściowego paraliżu twarzy i migreny
  • I także Joel Embiid, nie wytrzymujący fizycznej presji rywali i ich intensywności, odpowiadający źle skanalizowaną agresją i masą brzydkich zagrań, które będą mu wypominane przez lata
  • Przesądzające o losach spotkań błędy sędziów w meczach numer dwa i trzy

Tak, jednym słowem dostaliśmy tutaj wszystko o czym mogliśmy zamarzyć i jeszcze więcej.

Co przeważyło?

To zabrzmi bardziej niż prozaicznie, ale… wielkie serca graczy Knicks. Tam gdzie brakowało im sił, tam rzucali się na piłkę wycierając parkiet. Tam gdzie zabrakło Bojana Bogdanovica, który w meczu numer cztery zszedł z boiska po ledwie minucie, tam trafiał Miles McBride. Kiedy Joel Embiid łapał na kolejne faule Isaiah Hartensteina, w jego miejsce pojawiał się kontuzjowany Mitch Robinson i zmuszał gwiazdę rywali do kolejnych strat. Nowy Jork grał wąską rotacją, ale i tak wydawało się, że w miejsce każdego brakującego zawodnika pojawia się kolejny:

  • Josh Hart wyjątkowo potrzebuje minutki odpoczynku? Spokojnie, jest OG Anunoby, on dzisiaj nie musi schodzić.
  • OG i Josh są zmęczeni? Ok, jest Donte.
  • Doszło wręcz do tego, że w czwartej kwarcie decydującego meczu numer sześć, przez dwie minuty mógł odpoczywać fenomenalny Jalen Brunson. I to prawdopodobnie przeważyło.
  • Razem z tym, że Josh Hart był świeży w końcówkach, nawet po 46 minutach spędzonych na boisku. To on rzucał się wtedy na bezpańskie piłki, był pierwszy w kontrze, wyrywał decydujące zbiórki po obu stronach parkietu, blokował rzuty i nie zadrżała mu nawet na moment ręka, kiedy trzeba był w najważniejszych chwilach trafić. Był sercem, duchem, jednoosobowym utożsamieniem tej drużyny. A Brunson był jej ostrzem.

Z drugiej strony liderzy Sixers nie mieli takiego luksusu. Zwłaszcza ten obłędny, mimo wszystko, Joel Embiid. 248.3 minuty które spędził na boisku, Sixers wygrali +46. Te 47.7 minuty bez niego przegrali -47. Mimo kontuzji, problemów z agresją, on był gamechangerem. Mimo tego, że wymęczony trafił w czwartych kwartach raptem 23% rzutów – 6/26, w tym 1/9 za 3… Sixers nie przegrali tych minut. Jego 60 minut, przy żenującej skuteczności, potężnym zmęczeniu i problemach z mobilnością… wyszło na 0. Pozostałe 12 minut w czwartych kwartach przegrali szesnastoma punktami. Dał z siebie wszystko. Brudnymi sztuczkami, bezpodstawnym uderzaniem mniejszych graczy, spiralą niechęci jaką rozpętał swoim zachowaniem między fanami obu drużyn… tym wszystkim…

Joel Embiid stracił ostatecznie pozytywny PR. Ale jego sportowa, boiskowa postawa była wręcz heroiczna.

I nic to nie dało.

Na koniec siedmioosobowa, przetrzebiona kontuzjami rotacja Knicks to było dla Sixers za dużo.

Tych siedmiu graczy oddało serca, oddało siebie, pokazało ogromny charakter i zwyciężyło.

Poprowadził ich nadający temu ton i doceniający waleczność i wytrwałość jak nikt inny w lidze Tom Thibodeau. Człowiek, który w ankiecie graczy z całej ligi został wybrany jako ten, dla którego najbardziej by nie chcieli grać. I za którego jego gracze są gotowi pójść w ogień, zmierzyć się z największymi z wyzwań i poświęcić swoje zdrowie. A on za nimi zawsze stoi murem. Sukcesy są ich. Porażki są jego. Cudowny monolit.

Czy zdobędą mistrzostwo?

Raczej nie.

Ale Nowy Jork już ich kocha.

Teraz przed nimi klasyczna seria z Indianą, gdzie zderzy się waleczność stada szczurów, z szybkością geparda. Faworytem szczury z Nowego Jorku. Szczury, których serce i charakter zdążyliśmy już pokochać.

Jak wysoko ich zaprowadzą?

Gepardy na polach kukurydzy

Jeśli ktoś ma nieoczekiwanie złamać charakter New York Knicks, to są to Indiana Pacers. Szybcy, zdecydowani… i nieco chaotyczni. Trudni do przewidzenia. Nieobliczalni w swoich zrywach i szybkości. Analityczni. O ich szansach z Knicks pogadamy przy okazji zapowiedzi serii. Teraz, kilka słów o tym co zrobili przeciwko Bucks.

Można to tak naprawdę streścić jednym zdaniem:

W starciu z doświadczoną, ale w konsekwencji też starą i nieatletyczną drużyną, byli szybsi, bardziej atletyczni, zawzięci i zwyczajnie… młodsi.

Ta seria miała tylko jeden wielki mecz. Ale był to mecz przełomowy. Przy stanie 1:1, po dwóch spotkaniach gdzie Damian Lillard był wielki w pierwszych połowach, ale brakowało mu sił w drugich i raz ponieśli go koledzy, a raz całemu zespołowi zabrakło sił… nastąpił pierwszy mecz w Indianie.

Mecz, w którym Dame doznał kontuzji i pod koniec otwarcie powiedział Docowi Riversowi, że może być już tylko przynętą.

I mecz, w którym pogoń Indiany, w chwili, kiedy wydawało się, że jest nieunikniona, postanowił odeprzeć niewiarygodny Khris Middleton. Kiedy Pacers wciąż atakowali, kiedy trafiali niewiarygodne trójki, a ich kolejni zadaniowcy wychodzili ze skóry i próbowali zmienić mecz swoim poświęceniem i walką… on stał jak skała. Trafił niewiarygodną trójkę na pierwszą dogrywkę. I wydawało się, że trafił jeszcze niewiarygodniejszą na drugą. Jednak nikt nie przewidział tego, że na koniec gepard znajdzie w sobie jeszcze jeden skok. Skok zabójczy i ostateczny.

Tyrese Haliburton, sam zmagający się z własnymi demonami, nie mogący dojść do formy po kontuzji… przetrącił kark Kozłom. To zmieniło serię. W kolejnych spotkaniach jego drużyna przytłoczyła rywali witalnością i głębią składu. Faktyczną, a nie pozorną jak u Knicks. Atakowali, rzucali, gonili, nie dawali spokoju. Podstarzali przeciwnicy, pozbawieni swojej największej gwiazdy, Giannisa Antetokounmpo, który sam zmieniał ich z drużyny nieatletycznej w wystarczająco sprawną, żeby rywalizować na najwyższym poziomie… nie mieli jak odpowiedzieć. Nie wiemy co by się stało gdyby, był. Wciąż mogliby przegrać, bo to dla nich najgorszy z możliwych matchupów. Ale by mieli jak walczyć. Bez tego zostali przytłoczeni jak plaża przypływem. Nie mieli nic do powiedzenia. Apogeum nastąpiło w szóstym meczu, kiedy wyciągnięci z ławki przez Ricka Carlisle TJ McConnell i Obi Toppin byli najlepszymi graczami na boisku. Rezerwowy rozgrywający Pacers pokazał więcej werwy i sił niż gracze rywali w ostatnim spotkaniu. Obi Toppin sam jeden był bardziej atletyczny od wszystkich grywalnych zawodników Bucks.

Tak właśnie przyszła po Milwaukee młodość i jak to młodość, chaotyczna, wściekła, czasem zagubiona, a czasem niepowstrzymana… zmiotła ze swojej drogi pozostałości tego co było wcześniej.

Pojedynek ich głębi i chaosu z krótką rotacją i uporządkowaniem Nowego Jorku będzie fascynujący.

A Milwaukee?

Im zostaje czarny humor, nadzieje na zdrowych liderów w kolejnym sezonie i odrobina sceptycyzmu względem decyzji ich managementu:

Podziel się:
Poprzedni Wpis
Następny Wpis
Autor
Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *