Wielokrotnie w naszych podcastach, ale i tekstach mówimy o tym, że drużyny NBA lubią zaryzykować w drugiej rundzie draftu. Bo ryzyko jest niewielkie, ale nagroda może być ogromna. Tak się stało niecały rok temu z Memphis Grizzlies i G.G. Jacksonem.
Każdego roku w NBA ktoś jest najmłodszy. I chcąc czy nie chcąc przyglądamy się temu zawodnikowi trochę bardziej niż innym. Kiedyś był to Kobe Bryant, potem LeBron James, Andrew Bynum i jeszcze inni. Teraz wypadło na G.G. Jacksona, zawodnika Memphis Grizzlies, który jest największym zwycięzcą problemów zdrowotnych jakie dopadły drużynę z miasta Elvisa. Niecały rok temu nie wiedział czy załapie się do NBA, a teraz ma już kontrakt na 4 lata.
Gregory GG Jackson II urodził się 17 grudnia 2004 roku w stolicy Południowej Karoliny, Columbii. Nie jest to miasto typowo koszykarskie, nie jest też przesadnie duże.
Mieszka w nim około 140 tysięcy mieszkańców, to mniej więcej tyle co u nas w Zielonej Górze, Rybniku czy Rudzie Śląskiej.
W skali USA mówimy o miejscu spoza listy 200 miast z największą liczbą ludności. To też miasto, które nie wychowuje wielu koszykarzy NBA. Z tych, których najbardziej znamy są to Torrey Craig, P.J. Dozier, Alex English, Tyrone Corbin, Xavier McDaniel, Leon Wood i wreszcie Jermaine O’Neal. Tego ostatniego i Jacksona łączy fakt, że obaj byli w swoim czasie najmłodszymi zawodnikami NBA. Karierę O’Neala znamy, zaczynał głęboko na ławce Portland Trail Blazers, by największe sukcesy święcić w Indiana Pacers. Jackson może pójść jego śladami.
W trakcie gry w szkole średniej był określany zawodnikiem z potencjałem na 5 gwiazdek. Bój o niego stoczyły największe uczelnie USA. Wybierał pomiędzy Duke, Auburn, North Carolina, Georgetown i rodzimej South Carolina. Zdecydował się na sąsiada, czyli uniwerek Michaela Jordana, po czym jeszcze przed sezonem z niego zrezygnował. Nie jest to częsta sytuacja, dość powiedzieć, że poprzednim graczem, który zrezygnował z UNC po tym jak się na nich zdecydował był J.R. Smith w 2004 roku. Różnica jednak była taka, że Smith w ogóle odpuścił uczelnię i od razu poszedł do NBA, a Jackson wybrał grę dla uczelni South Carolina.
Gods Plan🙏🏾 pic.twitter.com/BRWs2To5Cj
— Gregory “GG” Jackson (@_ggjackson) July 15, 2022
Czyściec przed NBA
Rok spędzony na uczelni South Carolina nie należał do wybitnych w wykonaniu Jacksona. Jego liczby to jedno (15,4 pkt, 5,9 zb, 38% z gry, 32% za trzy), ale dużo mówią też jego zachowania poza boiskowe, za które musiał przepraszać. Po jednym z meczów rozgrywanych w lutym, gdy jego drużyna miała serię 6 porażek, była szansa na zatrzymanie tej passy, ale w końcówce niecelny rzut oddał jego kolega z drużyny. GG nie wytrzymał ciśnienia i w relacji live na swoim instagramie wylał swoje żale:
Dlaczego piłka nie jest w moich rękach w crunch time? Po prostu mi ją dajcie.
Dzień później przepraszał swoich kolegów i trenera i oczywiście obiecał bardziej dojrzałe zachowanie w przyszłości. Cały sezon drużyny został spisany na straty. Bilans końcowy to 11 zwycięstw i 21 porażek, bez szans na udział w turnieju NCAA. Ale to nie zniechęciło Jacksona i zgłosił się do draftu w marcu 2023 roku. Pierwsze typy jakie pojawiły się na serwisach zajmujących się mock draftami dawały mu szansę na wybór w pierwszej „20”.
CBS Sports typowało go z numerem 17 do Knicks, Bleacher Report z 15 do Jazz, The Athletic z 22 do Heat. Przy takich możliwościach wydawało się pewne, że trafi w pierwszej rundzie do sensownego zespołu i dostanie gwarantowany debiutancki kontrakt. Tak się jednak nie stało. Kilka dni przed draftem pojawił się tekst Bryana Kalbrosky’ego z USA Today, który wyjaśniał dlaczego Jackson może wypaść z pierwszej rundy draftu. Zaczęło się od raportów specjalistów od draftu. Tak go opisywał Jonathan Givony z Draft Express:
Nie angażuje się bardzo, wygląda na wyprostowanego w swoich ruchach, pokrywa niewielkie obszary parkietu, ma trudności z przedostawaniem się przez zasłony i wygląda na ospałego. To przekłada się na prawie zerowe umiejętności bronienia obręczy ze względu na słaby zasięg ramion (213 cm). Sztab trenerski South Carolina nie był w stanie zmusić go do dużego wysiłku i fizyczności, a jego mowa ciała wygląda niepokojąco.
Po takim raporcie, dodaniu do tego nieefektywnych statystyk, zachowania określanego najdelikatniej jako niedojrzałe, jego akcje zaczęły spadać. Do tego doszła słaba postawa podczas treningów pokazowych. Mówiło się, że przechodził podczas nich zapalenie oskrzeli, ale kiepskie wrażenie pozostało. Mówiło się o braku zaangażowania, słabej kondycji, która kończyła się po 10 minutach zajęć, języku ciała i ogólnej dojrzałości.
USA Today zakończyło swój tekst stwierdzeniem, że typują go na 36. pick. W noc draftu GG musiał poczekać nieco dłużej, bo aż do 45. wyboru, użytego przez Memphis Grizzlies.
Przed draftem Maciek pisał o nim tak w swoim corocznym draftowym Big Boardzie:
Był numerem jeden w klasie 2024 zanim nie zdecydował się na przeniesienie rok wyżej. Zaliczył bardzo rozczarowujący sezon dla South Caroliny. Niby jest duży, ale brakuje mu nieco zasięgu ramion. Niby trafia masę trudnych wykończeń spod kosza, ale też próbuje ich zbyt często zamiast prostych rozwiązań. Niby dobrze rozgrywa jak na swój wzrost ale niedokładnie podaje i generuje masę strat. Niby ma piękną technikę rzutu, ale brakuje mu skuteczności. Jest co najmniej 2 lata od bycia gotowym do gry w NBA i mimo zupełnie innego typu ciała kojarzy mi się w tym nieco z Bol Bolem. Mam wrażenie, że kogoś skusi ukryty tu potencjał (najmłodszy gracz w drafcie) i zaryzykuje wybierając go zaskakująco wysoko.
Czyściec w NBA
Po drafcie nie było podpisywania jakiegokolwiek kontraktu, tylko oczekiwanie na ligę letnią. A ta nie wypadła najlepiej. Jackson zagrał we wszystkich 5 meczach, ale potwierdzał negatywne opinie o nim. Grając ponad 22 minuty na mecz notował 8,8 punktu, co samo w sobie nie byłoby takie złe gdyby nie skuteczność rzutów. 30,2% z gry i 25,8% za trzy. Nie było punktów zaczepienia poza jednym meczem z Jazz gdy zanotował double-double, trafiając przy tym 4 trójki.
Grizzlies postanowili pójść ostrożnie i na koniec sierpnia zaproponowali mu kontrakt dwustronny, co oznaczało że będzie miał się ogrywać w Memphis Hustle, drużynie filialnej, występującej w G-League. Perspektywy na grę w NBA nie były zbyt dobre. Grizzlies w końcu mieli odczekać 25 meczów zawieszenia Ja Moranta, a potem włączyć się w pogoń za playoffs. Gdzie tu miejsce na ogrywanie 19-latka, który ma problemy ze stabilizacją formy i pokazuje swoją niedojrzałość?
Czas spędzony na zapleczu NBA nie był jednak stracony. Sam oglądam dość sporo meczów G-League w tym sezonie, szukając młodych graczy i Jackson był ok. To tak lakonicznie, ale ani mnie niczym specjalnym nie zachwycił, ani nie rozczarował. Dostał czas na boisku, grając ponad 35 minut w każdym spotkaniu, których łącznie były 22.
Jego średnie z G-League to 20,0 punktu, 7,4 zbiórki, 1,8 asysty i 1,1 bloku na mecz.
Do tego poprawił swoje skuteczności, z gry trafiał ponad 43%, za trzy wciąż tylko 31%. Ale w międzyczasie wydarzyło się coś o wiele istotniejszego.
Grizzlies zaczęli tracić po kolei swoich zawodników. Z powodu kontuzji w pewnym momencie nie mieli połowy składu. Były spotkania, w których na boisko nie wychodził nikt z docelowej pierwszej piątki. W takiej sytuacji trzeba było ratować się braniem tych, którzy są na kontraktach i tak swoją szansę dostał Jackson.
Na początku stycznia dostał dwa mecze, w których zagrał poniżej 10 minut z Mavericks i Clippers. Wszystko się zmieniło 13 stycznia. W starciu z Knicks dostał nagle 27 minut z ławki i wykorzystał je zdobywając 20 punktów przy dobrej skuteczności – 9/14 z gry. Dwa dni później poprawił 23 punktami z Warriors i już wiadomo było, że jest to bardzo ciekawy zawodnik.
Nie jest jednak tak, że potem już było wszystko ok. Tak młody zawodnik, który dopiero stawia pierwsze kroki, będzie przeplatał dobre mecze złymi. Po tych dwóch świetnych spotkaniach przyszedł mecz na 1 punkt, co później jeszcze raz mu się przytrafiło, ale koniec końców wydawało się, że jest szansa i on z niej skorzysta.
Wyjście z czyśćca na warunkowym
Jeśli zliczyć wszystkie mecze od tego spotkania z Knicks, to do dzisiaj mamy łącznie 17 spotkań, w których Jackson notuje średnio 14,6 punktu, 4,3 zbiórki i trafia 47,5% z gry i 42,1% za trzy. Takie statystyki przez cały sezon dałyby mu na pewno miejsce w piątce najlepszych debiutantów. Tak wygląda też wykorzystanie swojej szansy. Ale czy aby na pewno?
9 lutego 2024 roku to data, którą Jackson powinien mieć zakreśloną na czerwono w kalendarzu. To wtedy Grizzlies zdecydowali się zmienić jego dwustronny kontrakt na standardową umowę NBA. Jest to oczywiście umowa za niewielkie pieniądze, bo łącznie do 2027 roku ma zarobić trochę ponad 8 milionów dolarów brutto, ale to jest jego nagroda za to co pokazał do tej pory. I jest to też docenienie tego jak dobrą pracę dotychczas wykonał.
Dzień później, 10 lutego zagrał mecz przeciwko Hornets w Charlotte, mieście najbliżej jego rodzinnym stronom. Mecz został przegrany, ale Jackson w obecności wielu ponad 20 przyjaciół i członków rodziny zdobył 16 punktów.
To było wiele osób. Nawet nie zdążyłem ze wszystkimi porozmawiać. Niektórzy zachowywali się jakby nigdy wcześniej nie widzieli jak gram. Było to dobre doświadczenie, zobaczyć ich wszystkich.
Doświadczenie było na tyle dobre, że Jackson nie zagrał w następnym meczu, bo został zawieszony. W oficjalnym komunikacie chodzi o złamanie zasad panujących w drużynie. Sam Jackson wcześniej przyznał się do tego, że czterokrotnie płacił kary zanim został zawieszony. Mecz z Pelicans odcierpiał, po czym rzucił 20 punktów Rockets i 27 Bucks przed przerwą na Mecz Gwiazd.
Teraz już tylko od niego zależy czy będzie na tyle dobry, żeby w przyszłym sezonie Grizzlies korzystali z niego w dużym wymiarze czasowym, gdy wrócą na należne im miejsce, jakim jest walka o czołową ósemkę konferencji zachodniej.
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.