• wooden
PostPrime/Post prime News/Newsy/Czy można uratować All Star Weekend?

Czy można uratować All Star Weekend?

Powszechną wiedzą jest, że All Star Weekend skończył się na Kill 'Em All, a od tej pory oglądamy już tylko bezsensowny cyrk. Łatwo narzekać… pytanie co możemy z tym zrobić?

Myślę, że w kontekście All Star Weekend możemy wyróżnić kilka faz, łączących się w pełen cykl, niezależny od personaliów graczy biorących udział w samym wydarzeniu:

  1. W tym roku gracz X pokazuje w preseason, że będzie All Starem
  2. Gracz „wstaw swojego ulubionego gracza” to bezdyskusyjny All Star (i tu przewija się jakieś 40 nazwisk)
  3. Otwieramy głosowanie do All Star Game
  4. Kłótnie o pierwsze piątki, kto powinien, kto nie powinien, LEBRON TO CHYBA TYLKO ZASŁUGI HE HE HE
  5. Piątki ogłoszone – oburzone dyskusje i sporo kontentu na temat graczy pominiętych i czemu to skandal
  6. Typowanie rezerwowych – tu zaczynają się poważne kłótnie, dylematy, długie myślenie, analizy statystyczne, liczby zwycięstw, komu się należy, kto skandalicznie nigdy nie był itd. itd.
  7. Ogłoszenie rezerwowych – wielka gównoburza z powodu kilku graczy pominiętych
  8. „Gdyby wybierać zawodników niezależnie od konferencji to by nie było takich problemów”
  9. „Składy powinny mieć po 15 graczy”
  10. Kontuzje i Adam Silver wybierający innych zastępców niż chcieliśmy
  11. Powtórzenie punktów 7-9.
  12. Tuż przed ASW – rozmyślania, kto co wygra, typowanie, zwycięzców turnieju rookies, konkursu wsadów, trójek i skills challenge, a także, oczywiście samego All Star Game… z typowym „Wschód/Zachód w tym roku nie ma żadnych szans”
  13. Piątek – Nie będę oglądał Rookie Challenge, idę spać
  14. Sobota – Pfff, co za cyrk, dobrze, że nie oglądałem, żenada
  15. Sobota – Może obejrzę konkurs trójek, reszta jest bez sensu
  16. Niedziela – Obejrzałem wszystko, żałuję, najlepszy konkurs wsadów był w 2016 (dla dziadków w 2000).
  17. NA PEWNO NIE OBEJRZĘ ALL STAR GAME TO CYRK
  18. Poniedziałek – kur…. czemu to oglądałem, niech ktoś mi odda zmarnowane nocne godziny
  19. Najlepszy All Star Game był w 1964, potem przestali bronić
  20. No ale highlighty wrzucę, to było fajne
  21. Jakiś czas później – Gracz Y jest Bogiem koszykówki, jakim cudem Gracz Y nie wystąpił w All Star Game, SKANDAL
  22. Jakim cudem Gracz Z nie był w All Star Game, a jest w All NBA Team (lub odwrotnie)
  23. Patrzcie jak nic nie znaczą te wybory do ASG i ALL NBA Teams, skoro teraz Jamal Murray pierze Wam dupy w playoffs
  24. Offseason – ALL STAR ZMIENIŁ KLUB
  25. W tym roku gracz Q pokazuje w preseason, że będzie All Starem
  26. ITD.

To co chcę tu pokazać, to fakt, że szokująco dużo uwagi poświęcamy weekendowi, który podobno już dla nikogo nic nie znaczy.

Larry Bird miał swoją opinię na temat tego co powinno się dziać w trakcie All Star Game:

Czym właściwie jest NBA All Star Weekend?

W tym pytaniu według mnie jest clue problemu.

Ponieważ niemal każda z grup zaangażowanych w to przedsięwzięcie jakim jest liga NBA, udzieli swojej, zupełnie innej odpowiedzi.

Mam tu na myśli:

  • Fanów
  • Zawodników
  • Kluby
  • Media
  • Władze ligi

Żeby zrozumieć złożoność problemu – zacznijmy od tych ostatnich, których interes jest najprostszy do wytłumaczenia.

Władze ligi

W tym przypadku to dość proste – All Star Weekend to narzędzie do promowania NBA. Maszynka do zarabiania pieniędzy.

Dokładnie tym ma być ten event – ma zarabiać pieniądze, ma o nim mówić cały świat, wszyscy mają na to patrzeć, komentować, kupować prawa i zachwycać się nieprawdopodobnym talentem najlepszych zawodników.

Tylko tyle i aż tyle.

Dobra, nie tylko tyle. All Star Weekend ma nie ingerować w jakość produktu głównego – czyli samej ligi. Ale do tego wrócimy przy innych interesariuszach.

Na ten sukces składają się dwa czynniki:

  1. Produkt
  2. Opakowanie

I to też jest proste:

  • Produktem są gracze, konkursy, mecz, to co miało zachwycać w samej idei i początkach tego weekendu
  • Opakowanie – to wszystko to co widzimy dookoła – gigantyczna otoczka medialna, prezentacje, koncerty, mecz celebrytów, ściągnięcie dziennikarzy z całego świata, impreza All Star, dodatkowe eventy, ściągnięcie legend, sędziowie konkursów bardziej znani niż kompetentni, ledowy parkiet – ogólnie pojęty marketing.

I w początkowym założeniu, w samej swojej esencji to produkt powinien być ważniejszy – niestety wraz ze zmieniającymi się interesami pozostałych zainteresowanych grup, produkt zaczął spadać na relatywnej jakości (względem oczekiwań) i de facto to opakowanie od jakiegoś czasu jest coraz ważniejsze.

Żeby to dobrze porównać, All Star Weekend przypomina dawne produkty Apple’a, które choć odstawały technicznie od typowych pecetów, to biły je na głowę pięknym designem, funkcjonalnością i jakością materiałów. To ostatecznie niemal doprowadziło Apple do upadku, ale, kiedy udało się nadgonić częściowo warstwę techniczną i jeszcze bardziej podkręcić dookoła niej marketing… wygenerowało monstrualny sukces i stworzyło jedną z najpotężniejszych marek świata.

O samej tej metodzie, o tym, jak poprzez nieprawdopodobnej jakości marketing, Steve Jobs dał radę podkręcić jakość produktu, który zaczął mieszać się z opakowaniem i w konsekwencji stworzył sobie nowy rynek… można by pisać opracowania naukowe. Sam zresztą coś takiego kiedyś popełniłem. Dość powiedzieć, że na naszych oczach coś takiego właśnie się dzieje z All Star Weekend. Opakowanie miesza się z produktem, i dlatego ten weekend wciąż żyje. Zęby przetrwał w znanej nam formie musi się wydarzyć jedna z dwóch rzeczy: albo jakość techniczna, mięso, czyli poziom rywalizacji nadąży za opakowaniem i zacznie znowu się podnosić (lub chociaż się utrzyma)… albo uda się do tego poziomu rozwinąć opakowanie, że ten środek już przestanie się liczyć. W tym momencie rewelacyjne opakowanie (głównie dzięki temu, że dbają o to wszyscy interesariusze ligi) już jest. To czego brakuje to jakość produktu. I tu jest pytanie do ligi – czy czuje się pewna z tym, że opakowaniem uda się nadrobić niedostatki na poziomie sportowej rywalizacji, czy jednak trzeba będzie w jakiś sposób walczyć o sportowy poziom? Czy to jest w ogóle możliwe?

To już pytanie do pozostałych grup.

Adam Silver jako komisarz ligi, cały ostatni rok obiecywał nam produkt lepszy niż rok temu, jeszcze w sobotę obiecywał wszystkim dobry All Star Game, a skończyło się to tak:


Adam Silver już niemal nie ma wpływu na produkt, jakim jest jakość sportowa All Star Weekend.

Rozwiązania systemowe jakie liga ma do dyspozycji są w końcu dość ograniczone, a te proponowane z różnych stron… dość naiwne:

  • Dać zwycięskiej drużynie dużą kasę? Ile trzeba by jej dać żeby zawodnicy zarabiający dziesiątki milionów dolarów za sezon poczuli realną motywację? Do jakiego momentu miałoby to sens? 100 mln dla zwycięskiej drużyny? Czy to nie zabije biznesowej idei All Star Weekend?
  • Zakazać rzutu za 3, jak sugeruje Bill Simmons? Jak się mają opieprzać na boisku to się będą opieprzać równie skutecznie za 2 punkty, tak jak opieprzali się rzucając za 3.
  • Zmieniać formułę na wybieranie drużyn? Było. Na podział konferencji? Jest. Na Stany vs Reszta Świata? Stany miałyby tu zbyt dużo do stracenia, a to zawodnicy z Reszty Świata są z reguły tymi najmniej zmobilizowanymi. Urządzić turniej 4 drużyn (po rozszerzeniu ligi do 32 zespołów i podzieleniu jej na 4 zamiast 6 dywizji)? Widzimy to w trakcie Rising Stars Challenge, nie ma to dużego znaczenia – choć jak się zastanowić, w połączeniu z gratyfikacją finansową (zespoły miałyby mniej zawodników niż obecnie) – może dałoby nam to ciut więcej zaangażowania.
  • Użyć formuły z MLB, gdzie zwycięzca Meczu Gwiazd, wygrywa dla swojej konferencji przewagę parkietu w Finale? To ma sens. Jeśli założymy, że dla ligi dobro All Star Weekend można rozwijać ryzykując dobro samej ligi. Wrócimy do tego.

Czego od All Star Weekend chcą fani?

To najprostsza grupa.

Chcą najlepszych debiutantów w lidze zabijających się o wygranie Rising Stars.

Chcą najbardziej utalentowanych zawodników wyczyniających cuda w Skills Challenge.

Chcą najlepszych strzelców w lidze podchodzących do konkursu rzutów za 3 ze stuprocentową determinacją i koncentracją.

Chcą najbardziej znanych i najbardziej atletycznych gwiazd, szykujących się do konkursu wsadów jak do meczu o tytuł.

I, wreszcie, chcą 24 najlepszych koszykarzy na świecie, wypruwających sobie żyły, żeby wygrać mecz gwiazd.

Chcą też rewelacyjnych interakcji między graczami w przerwach, na treningach, śmiechów, uśmiechów, ale też wydłubywania sobie nawzajem oczu i urywania rąk w ramach rywalizacji. Choć najlepiej bez kontuzji, albo chociaż trwałego oczekiwania. Najlepiej jakby ktoś z kimś nagrał śmiesznego reelsa przed Meczem Gwiazd, a potem się z nim pobił. I powiedział po meczu cały uśmiechnięty, z rozciętym łukiem brwiowym i złamanymi dwoma palcami rzucającej ręki, że warto było tak niesportowo sfaulować kumpla, bo na boisku nie ma przyjaciół, a przecież każdy mecz, który ogląda cały świat jest o najwyższą stawkę.

Cóż, nawet kobiety wypisujące 15-punktowe listy oczekiwań względem partnera na Tinderze, brzmią przy tym mniej naiwnie.

Prawda jest taka, że jako fani chcemy dokładnie wszystkiego co możemy dostać. I kiedy patrzymy na All Star Game… nawet więcej.

Kiedy po śmierci Kobego Bryanta, nagle w rozgrywanym niedługo potem Meczu Gwiazd, gracze zaczęli rywalizować w najlepszej końcówce od lat… pojawiło się sporo głosów „super, ale te pierwsze trzy kwarty…”.

Swoją drogą, polecam tę końcówkę, wygląda jak inny sport niż tegoroczny All Star:

Kiedy Aaron Gordon i Zach LaVine dali nam po kilka rewelacyjnych konkursów wsadów, tym bardziej zaczęto narzekać na następne… i że nikt już nie pokazuje nic nowego.

Kiedy przyszedł Mac McClung i zrobił na konkursie wsadów rzeczy, których nikt wcześniej tam nie widział… zaczęto marudzić, że to w sumie nie jest nawet gracz NBA.

Kiedy Steph i Sabrina pokazali nam rewelacyjny konkurs za 3, to po pierwsze pojawiły się głosy, że jakim prawem ważąca o połowę mniej baba rzucała mniejszą piłką, a po drugie, że NBA w ten sposób zabiła ostatni fajny konkurs trójek, który został przyćmiony przez jakiś niepoważny dodatkowy event.

Podsumowując – zawsze będziemy mieć nierealne oczekiwania, które nigdy nie zostaną spełnione, a jednocześnie zawsze będziemy się łudzić. Kibiców i ich podejście podsumowuje jeden nieśmiertelny mem:

A teraz dodajmy do tego fakt, że oczekujemy też, żeby liga była fantastyczna zarówno tuż przed All Star Weekend, jak i po All Star Weekend, a już na pewno w playoffs.

Czego od All Star Weekend chcą kluby?

Od razu doprecyzuję – nie chodzi mi tu o właścicieli liczących pieniądze z podziału zysków z ligi, których de facto możemy częściowo podpiąć pod władze ligi – chodzi mi o całą resztę, odpowiedzialną przede wszystkim za wynik sportowy.

I to jest znowu proste, choć już nieco sprzeczne z poprzednimi dwoma grupami.

Kluby chcą:

  • Żeby zawodnicy byli jak najlepsi po All Star Weekend
  • Żeby nikt nie doznał kontuzji (co najwyżej gwiazda naszego rywala do mistrzostwa, hehe)
  • Żeby można było na spokojnie potrenować.


Czyli wiesz czego chcą drużyny NBA od ASW w skrócie?

Żeby to była przerwa od rozgrywek. Najlepiej nie tygodniowa, a dwutygodniowa. Tydzień na odpoczynek, a tydzień na mini obóz przygotowawczy. Ładowanie akumulatorów przed decydującą częścią sezonu. Tylko tyle i aż tyle. I tu kluby stoją po stronie najważniejszej w tym wszystkim grupy, tej, na którą najbardziej narzekamy.

Czyli graczy.

Czego od All Star Weekend chcą gracze NBA?

Odpoczynku i zabawy.

Czegoś co stoi w zupełną sprzecznością z interesami władz ligi, fanów i mediów.

Na nasze nieszczęście – to oni decydują jakiej jakości produkt dostaniemy, nikt inny.

Żadna manipulacja formułą meczu nie sprawi, że będą psuli sobie urlop zapieprzaniem także w trakcie jakiegoś dodatkowego meczu bez stawki. (Przypominam, że realną stawką może być przewaga parkietu dla danej Konferencji w Finałach… ale do tego jeszcze wrócimy na końcu tekstu.)

Możesz oczywiście powiedzieć, że po to im się płaci grube miliony, żeby zapieprzali niezależnie dnia i godziny, zwłaszcza po tak niesamowitym wyróżnieniu jakim jest wybór do All Star Game, ale…

Spójrz na to z ich perspektywy.

Wyobraź sobie, że zaczynasz pracę we wrześniu i potem tyrasz dzień w dzień, bez czasu na pobyt z rodziną, rehabilitację i nawet na treningi i szlifowanie swoich wad, aż do maja/czerwca. Zero przerw. Święto Dziękczynienia? 1 dzień wolnego, często z dala od bliskich. Boże Narodzenie? SORRY, CHRISTMAS GAMES! Sylwester? No proszę. I tak do maja lub dłużej. Potem masz chwilę przerwy na regenerację, a następnie już sporą szansę na to, że walczysz o nową umowę w pracy, spotkania biznesowe i… integrację z nowymi kolegami. To jednak jest trochę co innego niż do tej pory, więc, jako że kochasz to co robisz, zaczynasz latem w ramach hobby robić to co w pracy… tylko po to, żeby NAJPÓŹNIEJ od sierpnia, pewnie wcześniej, zacząć znów zapieprzać na pełnych obrotach, szykując się na wrzesień i szlifując swojej umiejętności. Tyle, że tym razem chociaż masz blisko do rodziny. Oczywiście, ten luźniejszy czas wciąż jest pełen różnego rodzaju eventów, w których musisz wziąć udział, obowiązkowych wyjazdów służbowych itd. To nie tak, że tylko odpoczywasz. Serio uważasz, że pracując non stop przez 10 miesięcy, w sposób wycieńczający fizycznie nie chciałbyś,  pardon, nie żądałbyś choć tygodniowego urlopu? Serio?

Sezon NBA jest absolutnie wycieńczający – spędziłem w swoim życiu dobre parę godzin na rozmowach z Marcinem Gortatem o tym, jaki to jest fizyczny koszmar. I pamiętajmy, że ci najlepsi gracze, ci którzy grają w All Star Game, to też ci którzy mają najwięcej dodatkowych obowiązków i najczęściej w playoffs grają najdłużej.

Dlatego dla gwiazd fajnie jest być wybranym do All Star Game. Ale wchodzić w rutynę meczową (dla LeBrona dzień meczowy jest w całości mu podporządkowany – 10h snu, drzemka 2h w ciągu dnia i kolejny „power nap” 20-30 min na kilka godzin przed spotkaniem) tylko po to, żeby zagrać w meczu bez znaczenia? Ojj nie.

All Star Weekend to dla graczy NBA weekend na odpoczynek. Skoro nie mogą, jak 90% ligi wyjechać na krótkie urlopy dla zregenerowania głowy i ciała – to chcą chociaż odpocząć z kumplami przez te kilka dni. Nawet taki Jeremy Sochan uciekł przecież od razu po Rookie Challenge z Indianapolis, żeby nie marnować cennej przerwy na jakiś event, a zamiast tego odpocząć (ewentualnie wreszcie potrenować.)


Z tych wszystkich powodów – trudno od nich oczekiwać wielkiego zaangażowania w grę i konkursy. Zabawnych filmików, virali, śmiesznych momentów, dobrych chwil z kumplami z całej ligi – oczywiście. Tego jest mnóstwo, to generuje zainteresowanie ligą (wrócimy tu przy mediach) i to jest fajne. Grania na poważnie? Nigdy w życiu.


I pamiętaj przy tym wszystkim – że nawet przy tym podejściu do All Star Weekend mamy do czynienia z największymi profesjonalistami w historii sportu.

Czemu nie może być jak w latach 90?

Bo wtedy liga była inna. Gracze potrafili przechlać całą noc w kasynie tuż przed meczem finałów. Dużo więcej balowali, dużo częściej odpoczywali, a sama gra, choć bardziej kontaktowa, była dużo wolniejsza i mniej wyczerpująca fizycznie. Co innego to być obitym od łokci, a co innego to wykończone mięśnie, eksploatowane na 110% w każdym meczu. Zawodnicy poświęcają obecnie dużo więcej czasu na przygotowanie swoich ciał, na przygotowanie do meczu i na dobry sen niż kiedykolwiek wcześniej. I dlatego teraz koszykówka jest lepsza niż kiedykolwiek wcześniej. Poziom wyszkolenia indywidualnego w NBA jest na absurdalnym poziomie. Poziom wytrenowania ciał graczy? Na jeszcze absurdalniejszym. Intensywność spotkań na poziomie ilości i szybkości ruchu, eksplozywności zawodników? Tego nawet nie da się porównać.

Łatwiej było zmotywować w All Star Weekend do gry Larry’ego Birda, który potem mógł się nawalić w losową sobotę, zagrać 3 mecze z rzędu na kacu i nikt by nie zauważył, niż superprofesjonalnie prowadzącego się Kevina Duranta, który przez kolejne parę tygodni będzie znowu musiał idealnie dbać o ciało, a ten weekend sezonu to jest tak naprawdę jedyny weekend, kiedy może się zabawić i odpocząć i dać sobie chwilę wytchnienia.

Już nie mówiąc o tym, że kiedyś kariery trwały dużo krócej.

Wspomniany Larry Bird, który, co mogłeś wyżej zobaczyć, tak dramatycznie apelował o twardą grę w trakcie All Star Game, zagrał w NBA… 13 sezonów, z czego 9 na najwyższym poziomie. LeBron James gra swój 21. sezon. Kevin Durant? 16. plus miał jeden sezon przerwy.

Kiedy LeBron James występował w swoim pierwszym All Star Game w 2005 roku, najstarsi na boisku byli Shaq i Grant Hill (po 32 lata), a zaraz po nich Steve Nash (31 lat) i Ben Wallace (30 lat).

W tym roku: LeBron James – 39 lat, Steph Curry 35 lat (zaraz 36), Kevin Durant – 35 lat, Paul George – 33 lata, Damian Lillard – 33 lata, Kawhi Leonard – 32 lata, Anthony David – 31 lat (zaraz 32). Dodatkowo w tym roku po 30 lat skończą Giannis i wybrani, choć nie grający Embiid i Randle.

Wolimy, żeby gracze prowadzili się jak kiedyś mniej profesjonalnie, grali gorzej w RS i playoffs i mieli DUŻO krótsze kariery, ale za to zapieprzali w trakcie All Star Game, czy jednak odpuścimy im ten event, jako coś co muszą odhaczyć, ale za to mogą trochę się pobawić?

Dla mnie nie ma w ogóle o czym tu rozmawiać.

Czego od All Star Weekend chcą media?

Znowu wracamy na proste tematy:

  • Kilków
  • Interakcji
  • Networkingu

Klików, jak pokazałem we wstępie… All Star Weekend dostarcza nam cały rok. Dzięki temu eventowi i formule wyborów do niego, mamy o czym dyskutować, możemy głosować, możemy się oburzać, można analizować, pisać, nagrywać podcasty i robić kontent nawet deklarując, że Cię to wszystko nie interesuje. Ta funkcja jest idealnie spełniana przez Weekend Gwiazd.

Interakcji – na tej funkcji też media się pasą jak świnie. Na samych żartach, memach, śmiesznych filmikach z interakcjami gwiazd… ale też na śmianiu się z tego jak przerysowane jest obecnie All Star Game dołożyłem sobie na Twitterze kilkuset obserwujących i morze interakcji. Dla dużych graczy ze Stanów, mediów, ale też potężnych kontach w serwisach społecznościowych to czas żniw. W USA na takim Twitterze przy podobnej liczbie interakcji zarabia się około 200 razy więcej niż w Polsce. I każdy kto tam pisze o NBA, dzięki All Star Weekend, niezależnie od jakości turnieju debiutantów, konkursu wsadów, czy też Meczu Gwiazd… zarobi po dodatkowe kilka tysięcy dolarów więcej niż w innych miesiącach, jeśli tylko ma przyzwoite zasięgi.

W końcu, interakcje i kliki wbija się na tym całym opakowaniu All Star Weekend, nie na samej koszykówce. Ta jest trzeciorzędna pod tym względem – ważne, żeby się o niej mówiło, ale jak? To już raczej nieważne. W tym przypadku ważne jest tylko to, że dużo i ciekawie się dzieje.

Networking? Kolejna funkcja spełniona na 100%. Jest kilka dat w kalendarzu, w trakcie których ludzie związani z NBA się poznają i mogą nawiązać więzi. Draft Combine, Draft NBA, Liga Letnia, All Star Weekend – wtedy w jednym miejscu nagle są wszyscy, którzy w NBA się liczą. Dziennikarze, działacze, agenci, często ważni gracze. Poznajesz masę ludzi i możesz nawiązać ważne ludzko i z punktu widzenia biznesowego więzi. Jak to działa widziałem nawet w trakcie NBA w Paryżu w zeszłym roku, kiedy w kilka dni poznałem wszystkich beat writerów Bulls i Pistons i kilku ludzi z organizacji oraz z władz ligi. Kiedy masz wszystkich na kupie, dużo łatwiej się integrować. A przy All Star Weekend jest jeszcze specjalna impreza, gdzie przy drineczku znajomości nawiązać jeszcze łatwiej.

Media dostają obecnie od All Star Weekend wszystkiego czego potrzebują i proszą o więcej tego samego.

Nasz rodzimy Canal Plus oczywiście też:

Ok, to jak uratować All Star Weekend?

Pierwsze rozwiązanie

Już się przewinęło wyżej kilka razy – to dodać mu prawdziwej, odczuwalnej przez graczy stawki:

Niech mecz między Wschodem a Zachodem toczy się o przewagę własnego parkietu w Finałach NBA dla danej konferencji.

To rozwiązanie ma jednak dość absurdalną cenę. Zmuszasz nagle najlepszych graczy, którzy bardzo potrzebują odpoczynku, do gry o dość potężną stawkę, kiedy reszta ligi odpoczywa. To byłoby realnie spotkanie, do którego trzeba się przygotować i dać z siebie wszystko, bo 90% zawodników występujących w tym meczu, może, mniej lub bardziej realistycznie marzyć o występie w Finale NBA.

Prawdopodobnie otrzymalibyśmy najlepsze mecze All Star Game w historii i ogromną promocję ligi… która i tak się przy okazji tego weekendu pojawia, niezależnie od poziomu gry.

Ceną jednak byłoby dodatkowe zajechanie najlepszych graczy. Dodatkowy wysiłek zamiast wkalkulowanego odpoczynku, w momencie, kiedy każdy oglądający regularnie ligę wie o tym jak bardzo wyczerpane fizycznie i, przede wszystkim, psychicznie są drużyny NBA na przełomie stycznia i lutego?

Świetne All Star Game, kosztem gorszej drugiej części sezonu i gwiazd biorących częściej wolne w marcu?

Nie dziękuję.

Już nawet nie ma co mówić o tym, że przyznanie przewagi Finału dla danej Konferencji, odebrałoby nam część emocji na finiszu sezonu zasadniczego, kiedy niektóre drużyny grają już tylko o jak najlepszy bilans, na wypadek matchupu z rywalem z drugiej strony Stanów. Obniżenie jakości w końcówce sezonu, kiedy emocje mają narastać przed playoffs to nie jest coś czego ktokolwiek w lidze by chciał.

Drugie rozwiązanie

…już mamy. Robić dalej jak jest. Tylko bardziej.

Eksponować otoczkę, opakowanie, które powoli staje się samo w sobie produktem. Za każdą jedną akcję, którą tracimy z All Star Game, dostajemy kolejnych pięć zakulisowych, z rozgrzewki czy też tego co robią zawodnicy – wolę zobaczyć jak Luka Doncic, na rozgrzewce, przed całym światem, trafia dwie kolejne trójki z połowy zahaczając o dach hali niż patrzeć jak odpala z połowy w samym meczu. I patrząc po reakcjach ludzi na Twitterze… oni też.


Ponieważ, tak na koniec… All Star Weekend spełnia swoją funkcję. Póki co. Oczywiście Adam Silver i każdy fan, chciałby nieco wyższego poziomu i większego zaangażowania graczy, ale to będzie trudne do osiągnięcia.

Można oczywiście podkręcić pozostałe dni weekendu. Dać duże nagrody pieniężne dla zwycięzców konkursów – co skłoni prawdopodobnie graczy na niskich (w tym debiutanckich) kontraktach do większego zaangażowania lub po prostu udziału w nich. Użyć pod tym względem mechanizmy z In-season Tournament, gdzie nagroda dla zwycięskiej drużyny była niczym dla LeBrona Jamesa, ale wszystkim dla Maxa Christie. Duże pieniądze do wygrania w konkursie wsadów nie skłonią gwiazd do udziału… ale skłonią najlepszych młodych atletów w NBA – typu bracia Amen i Ausar Thompsonowie, Shaedon Sharpe i im podobni – do udziału. Dla nich dodatkowa bańka czy dwie to gigantyczna różnica w tym momencie kariery. To samo w meczu debiutantów – tam poważna nagroda pieniężna, może bardzo zagęścić ruchy dzieciaków, zwłaszcza tych z G-League.

Oczywiście, większa kasa w konkursach to też większe kontrowersje, więcej szumu, więcej materiałów dla mediów, więcej tematów do rozmowy… czyli kolejny plus.

Są też wydarzenia ekstra, jak słynny wyścig Charlesa Barkleya z Dickiem Bavettą lub rewelacyjny konkurs rzutowy między Stephem Curry i Sabriną Ionescu. Takie bonusowe rzeczy muszą być jak najczęściej, bo zawsze ściągają dodatkowych kilku widzów i pozwalają popatrzeć z zainteresowaniem lub chociaż uśmieszkiem politowania.

A sam mecz? Niech się bawią.

NBA All Star Weekend spełnia wszystkie swoje kluczowe funkcje:

  • Zarabia pieniądze
  • Promuje NBA
  • Daje mnóstwo materiału do dyskusji
  • Daje pożywkę mediom
  • Pozwala testować nowe rozwiązania
  • Nie przemęcza i tak już zajeżdżanych gwiazd
  • Daje możliwość odpoczynku reszcie ligi
  • Pozwala fanom zobaczyć graczy od innej strony
  • Buduje więzi wewnątrz i dookoła NBA

A sama koszykówka i jej poziom?

Nie są tutaj najważniejsze.

To jest Święto Gwiazd NBA, a nie koszykówki.

I bardzo dobrze.

Świętem Koszykówki, przez duże 'K’ będą jak co roku playoffy. I to tam ma być najlepsza.

Podziel się:
Poprzedni Wpis
Następny Wpis
Autor
Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *