• Piotr Zarychta
PostPrime/Post prime News/Wyniki/Lakers i Pacers w finale turnieju o puchar NBA

Lakers i Pacers w finale turnieju o puchar NBA

Młody wilk i stary wyjadacz poprowadzili swoje drużyny do wygranych w półfinale i to oni powalczą za dwa dni o pierwszy w historii puchar NBA.

Jeśli wczoraj wieczorem, tak około 23:00 podjęliście decyzję, żeby jeszcze nie iść spać i obejrzeć mecz między Bucks i Pacers, to się na pewno nie rozczarowaliście, bo spotkanie trzymało w napięciu do końca, a Tyrese Haliburton i spółka dali popis świetnej gry i trochę niespodziewanie pokonali Milwaukee Bucks, meldując się w finale rozgrywek o puchar NBA.

Z kolei jeśli postanowiliście wstać chwilę po 3:00 na spotkanie Pelicans – Lakers, to o ile nie jesteście fanami Lakers, to mogliście być niezadowoleni już w trakcie trzeciej kwarty, bo drużyna z Nowego Orleanu nie dojechała na ten mecz i w czwartej kwarcie oglądaliśmy coraz głębsze rezerwy obu zespołow.

Milwaukee Bucks (15-7) – Indiana Pacers (12-8) 119:128

  • Kiedy w trzeciej kwarcie Damian Lillard wreszcie się przełamał, zaczął trafiać swoje rzuty, a Bucks odrobili dwucyfrową stratę i wyszli na prowadzenie, myślałem że nie wypuszczą tego z rąk, są przecież zbyt doświadczoną drużyną.
  • Ale od czego w tym meczu Pacers mieli T.J. McConnella i całą armię zawodników od zadań specjalnych. To oni zrobili w tym spotkaniu różnicę, chociaż MVP tego półfinału na pewno był Tyrese Haliburton.

Rick Carlisle: Tyrese jest niedościgniony w swojej grze. Z nim na boisku wszystko jest możliwe.

  • Ale w półfinale to z T.J. McConnellem wszystko było możliwe. Już w pierwszej połowie pojawił się na boisku i w 8 minut gry zanotował 7 punktów, 3 asysty, 3 przechwyty, a Pacers wygrali te minuty różnicą 5 punktów.
  • Pojawił się także na starcie czwartej kwarty i miał dwie bardzo ważne akcje. Najpierw postanowił zabawić się w Dennisa Rodmana i dobić rzut kolegi bezpośrednio z powietrza, a kilka chwil później tak nacisnął Bucks przy wybijaniu piłki z autu, że ci po wprowadzeniu jej do gry, od razu wybili ją z powrotem na aut. Nie ma w NBA statystyk wymuszonych strat, a taka tu właśnie była.
  • Oczywiście to tylko McConnell, więc potem popełnił jeszcze trzy straty, w tym dwukrotnie zrobił kroki, ale momentum przeszło na stronę Pacers.

Rick Carlisle z resztą miał dzisiaj zespół, który wyglądał jak w pełni wyposażony szwajcarski scyzoryk.

  • Do przerwy królował Myles Turner, który raz za razem pakował piłkę do góry nad każdym kto akurat się napatoczył.
  • Nieco mniej widoczny był Bruce Brown, ale w czwartej kwarcie nagle się odnalazł i dwa razy trafił ze swojej ulubionej pozycji w okolicy linii rzutów wolnych przeciwko strefie rywala.
  • Aaron Nesmith nagle okazał się jednym z najważniejszych obrońców i wyglądał w tym jednym meczu jak kandydat do najlepszych piątek obrońców. Wywierał ciągłą presję, wymuszał faule, blokował Damiana Lillarda i ograniczał Giannisa Antetokounmpo.
  • I wreszcie on, Tyrese Haliburton, który w fazie pucharowej ma niemożliwe statystyki:

  • Haliburton ostatnią stratę popełnił 30 listopada, na 4 minuty przed końcem czwartej kwarty meczu z Miami Heat. W czystym czasie gry to 90 minut i 25 sekund z rzędu bez straty piłki.
  • A do tego trafiał niezwykle ważne rzuty i postanowił nieco dopiec Damianowi Lillardowi:

  • Lillard później powie, że młody powinien być „humble„, ale akurat po takich meczach i takich wynikach ma prawo do radości. W końcu sam Hali ostatnio powiedział, że w koszykówce jeszcze nic nie wygrał i jak dotąd czuł się przegranym. Teraz sytuacja się zmienia.
  • Z kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że Giannis Antetokounmpo rzucił 37 punktów i miał 10 zbiórek, Damian Lillard 24 i 7 asyst, ale trafił tylko 7 z 20 rzutów z gry.
  • I wybaczcie mi tę stronniczość, ale Haliburton był po prostu piękny:

Los Angeles Lakers (14-9) – New Orleans Pelicans (12-11) 133:89

  • Nie chcę obrazić żadnych grzybiarzy, ale w porównaniu z pierwszym półfinałem, w drugim emocji było tyle co na grzybach.
  • Jeszcze do przerwy Pelicans jakoś się trzymali, chociaż to jakoś to i tak było minus 13 do przerwy. Potem jednak przyszedł walec prosto z LA.
  • Trzecia kwarta wygrana 43:17 i brak jakichkolwiek wątpliwości odnośnie tego kto ma przejść dalej.

  • LeBron James, który ostatnio powiedział, że stara się wykraść jeszcze trochę momentów od Ojca Czasu, rzucił 30 punktów w niecałe trzy kwarty. Potrzebował do tego zaledwie 22 minut i 32 sekund na boisku.
  • Do tego pozazdrościł Tyrese’owi Haliburtonowi i również nie popełnił żadnej straty, dodając do swoich punktów 5 zbiórek, 8 asyst i najlepsze w meczu +36.

  • Pamiętacie jak kilka dni temu pisałem relację z meczu Lakers cytując LeBrona, że muszą odnaleźć się jako zespół, a nie składanka indywidualności? Perspektywa szybko się zmienia:

Myślę, że zaczynamy czuć jakim zespołem musimy być, żeby wygrywać mecze. W obronie rzeczywiście zaczynamy klikać i trzeba to przełożyć na każdy kolejny mecz. Kiedy bronimy tak jak dzisiaj, możemy wygrać z każdym. To jak daleko tu zaszliśmy pokazuje jak duży mamy potencjał.

  • Pelicans nie podjęli walki i mówił o tym po meczu trener Pelicans, Willie Green, jednocześnie podkreślając, że jest dumny z tego jak daleko jego drużyna zaszła w tych rozgrywkach. Nie oszukujmy się, przecież Pelicans w tym sezonie grają w kratkę i półfinał jest ich sporym osiągnięciem.

Podziel się:
Poprzedni Wpis
Następny Wpis
Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *