To miała być słaba klasa draftu. Cóż za rozczarowanie, że nie jest.
Historycznie, niemal żaden draft nie okazuje się tak mocny jak zapowiadano… ani tak słaby, jak się obawiano.
Tak samo będzie… jest i tym razem.
Tyle miesięcy szykowania się do draftu.
Tyle narzekania na jego brak jakości.
Najsłabszy draft w historii! Słabszy nawet niż 2013.
Czego warta jest tegoroczna jedynka, kogo można za nią pozyskać?
- Mikala Bridgesa? Nieee, bez żartów.
- Brandona Ingrama? Gdzie tam, też za dobry.
- Alexa Caruso? No nie wiem.
- To może Jeramiego Granta? Devina Vassella? Tylera Herro? Kurczę, może chociaż Collina Sextona? Kevina Huertera? Duncana Robinsona?
- A może lepiej po prostu spalić pick, nie wybierać nikogo, żeby nie zapychać salary? Niech Adam Silver wyjdzie na podium i powie „Z numerem 3. Houston Rockets rezygnują z prawa do wyboru, żeby nie zawracać sobie niepotrzebnie dupy.” Ale by było.
I w tym momencie każdy rozsądny fan NBA, z choćby odrobiną świadomości historycznej powinien się zatrzymać. Nie trzeba nawet patrzeć na highlighty, lowlighty graczy zaangażowanych. Nie trzeba słuchać podcastów ekspertów, czytać raportów z treningów, przeglądać statystyk zawodników z Combine. Wystarczy sobie przypomnieć tego legendarnego tweeta Ryena Russillo – jednego z najmądrzejszych dziennikarzy zajmujących się NBA:
Would you trade the #1 pick in this draft for Duncan Robinson?
— Russillo (@ryenarussillo) August 22, 2020
I to wystarczy.
W drafcie 2020, w którym Russillo rozważał sens oddania jedynki za Duncana Robinsona… zostali wybrani:
- 1. Anthony Edwards
- 3. LaMelo Ball
- 12. Tyrese Haliburton
- 21. Tyrese Maxey
- 25. Immanuel Quickley
- 30. Desmond Bane
Wyobraź sobie co by się teraz działo w Minnesocie, gdyby ich GM oddał Anthony’ego Edwardsa za Duncana Robinsona. Polałaby się krew. Gęsto.
A to wszystko tylko przez to, że nie mamy tu oczywistych gwiazd, a rok temu dostaliśmy Victora Wembanyamę. Jego cień rzuca się na ten draft, w którym nie ma pewniaków z poziomu wielkiego Francuza, Paolo Banchero czy Cade’a Cunninghama. W top 5 drużyny chcą wybierać zawodników relatywnie pewnych tego, że kiedyś będą gwiazdami, że zmienią historię organizacji. A nie elitarnych zadaniowców lub takich graczy, przy których prawdopodobieństwo zostania gwiazdą jest niemal równe co prawdopodobieństwo skończenia jako legendarny niewypał.
Stąd powszechnie się uważa, że tegoroczna klasa draftu została wykastrowana z Top5. I, patrząc z tej perspektywy… zgadzam się z tym.
Jednak, natura nie znosi próżni. Więc zaraz za słabością tego rocznika, czai się jego największa siła.
Osobiście patrzę na to tak:
Pierwszy pick tegorocznego draftu poszedłby rok temu dopiero z numerem szóstym… ale 12. tegoroczny pick… też mógłby pójść rok temu z numerem 6.
Wynika to z tego, że, wobec braku oczywistych gwiazd mamy całą masę ludzi, którzy będą mieli długie kariery jako pierwszopiątkowi zawodnicy bardzo dobrych druzyn i takich, którzy równie dobrze mogą skończyć jako gwiazdy jak jako fatalne wtopy. I część z nich będzie gwiazdami. Ale bardzo trudno ich zidentyfikować. I takich właśnie wybiera się najczęściej z numerami 6-10, zależnie od potrzeb drużyn. I tu jest ich kilkunastu. To ogromna siła tegorocznego draftu. Spokojnie możesz obronić stwierdzenie, że w tym napakowanym talentem drafcie 2023, Alex Sarr poszedłby z 6. I Donovan Clingan. I Zaccharie Risacher. I Matas Buzelis. I Stephon Castle. I Devin Carter. I Reed Sheppard. I Tidjane Salaun. I Ron Holland. I Nikola Topic. I Rob Dillingham. I Bub Carrington. I – zależnie od gustu – jeszcze kilku innych.
W konsekwencji – paru z nich pójdzie wyżej niż poszliby w normalnym roczniku. Ale też paru z nich pójdzie sporo niżej – i będą w przyszłości postrzegani jako gigantyczne przechwyty, które zmieniły przyszłość swoich organizacji.
Taki to właśnie draft.
I pogadamy o nim szczegółowo w moim Big Boardzie.
I zanim zaczniemy – jeszcze jedna rzecz organizacyjna:
Jeśli doceniasz i podoba Ci się moja praca, będzie mi naprawdę miło jak postawisz mi kawę:
Tekst jest oczywiście pisany pro bono, ale uwierz, że niejedną kawę wypiłem, szykując to co dzisiaj przeczytasz.
Spis treści:
- Wstęp
- Teoria draftu 2024
- Potrzeby drużyn
- Zasięgi draftowe najważniejszych zawodników – gdzie najwyżej mogą zostać wybrani i poniżej jakiego miejsca raczej nie spadną
- Znaczenie draftu – jakie naprawdę ma znaczenie w kontekście budowy dobrej drużyny
- Metodologia – według jakich zasad grupuję graczy i co decyduje o ich kolejności
Właściwy Big Board, w tym:
- Podcast o top15
- Zeszłoroczny kontekst
- All Stars – pełne profile zawodników, którzy mają szansę trafić do All Star Game
- Good starters – pełne profile zawodników, którzy powinni na stałe zakotwiczyć w piątkach bardzo dobrych drużyn NBA
- Role Players – nieco mniej szczegółowe profile graczy, którzy powinni pełnić istotne role w NBA
- Elite Bench Players – profile graczy którzy mają największe szanse na duże role z ławki
- Bench Players – mniej lub bardziej szczegółowe charakterystyki przyszłych rezerwowych
- Wild cards – gracze których trudno sklasyfikować w ramach pięter, ale uważam ich za wartych poznania i zapamiętania
Teoria draftu 2024
Mówiąc o tym drafcie musimy pamiętać o kilku rzeczach:
- Jest pozbawiony tradycyjnego top5 – ale to nie zmniejsza jego jakości. Raczej chodzi o to, że mamy tu ogromną głębię jeśli chodzi o zadaniowców, ale trudno zidentyfikować konkretną, w miarę pewną gwiazdę
- W czołówce nie mamy typowych słabych drużyn – zarówno 1. Hawks, jak i 3. Rockets, i mający 4. i 8. Spurs mogą mieć ambicje na przyszły sezon ZACZYNAJĄCE się na play-in.
- To, że możemy podzielić graczy na dwa typy – bardzo pewnych dobrych zadaniowców i zawodników typu boom or bust, narzuca duży ruch w czołówce, trochę na wzór NFL – dobre drużyny, zwłaszcza te z drugiej połowy loterii i z top20 – mogą chcieć pozyskać wysoki pick, żeby wybrać pewniaków w danej roli takich jak Donovan Clingan, Reed Sheppard czy Devin Carter. Z drugiej strony drużyny rozwijające się mogą, mając w swoim zasięgu 3/4 graczy o podobnym potencjale i ryzyku wyboru, być gotowe na trade down. Dzięki temu dostaną dodatkowy asset i wciąż wezmą jednego z zawodników, których mają na tym samym poziomie
- Normalnie kombinacja wyborów 4. i 8. jakie mogą dać Spurs za 1. to byłoby dużo za mało. Jednak w tak równym drafcie – to byłoby dużo za dużo.
- Możemy się spodziewać rekordowej liczby wymian w top20 – niektóre teamy mogą chcieć tylko bardzo konkretnych graczy, a jak ich nie dostaną, dość radośnie handlować wyborem
- To pierwsze „lato drugiego APRON” – ten nowy zapis w CBA zmienia w zasadzie wszystko – tani i gotowi produkować od zaraz zawodnicy dramatycznie nabierają tu na wartości i w drafcie takim jak ten, pełnym dobrych weteranów, którzy już teraz mogą być 7,8,9,10 graczem w rotacji solidnej drużyny – możemy się spodziewać masy kontenderów / zespołów wiele wydających na swoje składy, które będą się zabijać o picki na początku drugiej rundy, a może i sięgać na koniec pierwszej. To samo dotyczy zespołów o dobrej sytuacji płacowej, które jednak przewidują większe wydatki w najbliższej przyszłości.
Potrzeby kluczowych zespołów
- Atlanta Hawks – Center lub skrzydłowy do pary z Jalenem Johnsonem
- Washington Wizards – Podkoszowy i/lub dobry w obronie rozgrywający
- Houston Rockets – transfer za weterana / center gdyby handlowali Sengunem / strzelec
- San Antonio Spurs – strzelec / rozgrywający i gracz o największym możliwym potencjale
- Detroit Pistons – strzelec na skrzydło
- Charlotte Hornets – obrońca
- Portland Trail Blazers – dwóch skrzydłowych typu 3&D
- Memphis Grizzlies – center
- Utah Jazz – najlepszy możliwy gracz
- Chicago Bulls – najlepszy możliwy gracz
- Oklahoma City Thunder – skrzydłowy i/lub podkoszowy ze zbiórką i rzutem (znając Prestiego także najlepszy możliwy zawodnik łączący kreowanie w koźle i obronę, bierze ich co roku)
- Sacramento Kings – gotowy do produkcji zawodnik poprzez wymianę, ewentualnie – skrzydłowy
- Miami Heat – strzelec, rozgrywający
- Philadelphia 76ers – najlepszy możliwy gracz mogący grać od zaraz (pewnie nieco starszy)
- Los Angeles Lakers – nie-Bronny James, gracz gotowy od zaraz
- Orlando Magic – rozgrywający z dobrym rzutem
- Toronto Raptors – najlepszy możliwy gracz
- Wszyscy niżej – najlepszy możliwy gracz, przy kontenderach z dopiskiem – mogący grać w rotacji od pierwszego meczu sezonu
Zasięgi draftowe
To najprostsza metoda przewidywania porządku draftowego. I wskaźnik na którego podstawie NBA zaprasza zawodników do tzw. green roomu. Na podstawie informacji o zasięgach danych graczy przekazywanych przez drużyny, liga zaprasza ich na draft. Idea jest taka, żeby każdy z czołowych 20-25 picków był w momencie naboru na miejscu i osobiście odebrał czapeczkę nowej drużyny, ale przy okazji, żeby też nie siedział samotnie aż do drugiej rundy z twarzą schowaną w dłoniach. Oczywiście – czasem się to zdarzy i Maciek Lampe spadający z 5. do 30. wyboru (wtedy pierwszy pick drugiej rundy) nam najlepszym świadkiem, ale liga jest pod tym względem z roku na rok coraz bardziej precyzyjna.
Takie zaproszenia to dla mnie też ważna informacja przy moim finalnym mocku – dla przykładu – jestem ogromnym fanem Buba Carringtona, ale nie znalazł się on w gronie 21 graczy zaproszonych w pierwszym rzucie do green roomu (znalazł się w rezerwowej czwórce ogłaszanej tuż przed draftem). To powoduje, że choć na boardzie wciąż mam go wysoko – będę musiał uwzględnić w mocku, że prawdopodobnie nie zostanie wybrany w loterii, a raczej na miejscach 15-25.
Każda drużyna ma co prawda swój własny Board, według, którego wybiera, ale, żeby określić kto będzie dostępny z ich wyborem – zbiera informacje i określa, kto może w dane miejsce spaść. Lub – jak wysoko muszą wskoczyć, żeby wybrać konkretnego zawodnika. Dla przykładu:
Powszechnie przyjmowaną podłogą dla Matasa Buzelisa są Detroit Pistons. Zakłada się, że nie ma żadnych szans, na to, żeby spadł poniżej ich wyboru. Dlatego jeśli wybierający z 7. Portland Trail Blazers bardzo chcieliby tego gracza – muszą wskoczyć w drafcie nad Pistons. Czy to wymieniając się bezpośrednio z nimi, czy z, prawdopodobnie chętniejszymi do przeprowadzenia wymiany Hawks, Wizards lub Rockets.
Dlatego te zasięgi, choć nie mówią nam bardzo dużo o konkretnej kolejności, to są bardzo istotne dla drużyn i określenia kolejności ogólnej.
A jako, że ten draft jest pozbawiony pewniaków, za to aż kilkunastu graczy znajduje się na podobnym poziomie – te zasięgi są w tym roku bardzo szerokie, co czyni tegoroczny nabór jeszcze ciekawszym.
Tutaj dołożę też coś dodatkowego – zasięgi ustalam na podstawie śledzenia plotek, mock draftów i opinii ekspertów. Jednak przy okazji, dostaniecie też moje oceny na draft – to na co ja ich oceniam, a nie jak przewiduję ich realny zasięg.
- Top 5
- Top 10
- Top 14
- Pierwsza runda
- Druga runda
Przejdźmy więc do zasięgów i moich ocen.
Gdzie jest podłoga, a gdzie sufit poszczególnych zawodników?
Jako punkt odniesienia i podawania kolejności graczy – oficjalny mock najcelniejszego w tym zakresie ESPN:
Zaccharie Risacher – Najwyższy pick, z którym może zostać wybrany – 1. Pick poniżej którego nie spadnie wg. informacji 2. Realnie, patrząc na to, że ten draft może być dość szalony – podłogą są Pistons i 5. (Moja ocena – top5)
Alex Sarr – W normalnej sytuacji byłby mocnym kandydatem do 1. Ale wedle wszystkich informacji – robi wszystko co w jego mocy, żeby odstraszyć od siebie Hawks. Stąd można zakładać, że jego zasięg zaczyna się na 2. i prawdopodobnie tam kończy – jak zacznie spadać – ktoś spróbuje skoczyć po niego w drafcie, zwłaszcza, że Spurs i Pistons raczej o nim nie marzą. Poniżej Porrland z 7. nie spadnie. Zasięg w drafcie – 2. – 7. (Moja ocena – top10)
Reed Sheppard – Jego zasięg zaczyna się na Houston z 3, kończy na Spurs z 4. Gdyby wydarzyło się coś absolutnie nieoczekiwanego – wydaje się, że nie ma szans spaść za Charlotte z 6. (Moja ocena – top10)
Stephon Castle – Zaczyna się na 2., ma spore szanse na wybór z 4. i wydaje się niemożliwe, żeby spadł za Spurs z 8. (Moja ocena – top5)
Matas Buzelis – Był sprawdzany przez Wizards na workoutach, więc może zostać wybrany już z 2. i wydaje się niemożliwe, że spadnie za Pistons z 5. Ważną postacią w ich strukturach jest Arn Tellem – ojciec agenta Buzelisa. (Moja ocena – top5)
Dalton Knecht – Podobno patrzą na niego już Spurs z 4. a jego zasięg kończy się na 9. miejscu i Memphis. (Moja ocena – top14)
Donovan Clingan – Jeśli Atlanta zatrzyma 1. pick – to on jest tu faworytem do wyboru. Jeśli jednak pójdą w inne opcje, a Wizards podobno preferują Sarra… może spaść aż w okolice wyborów 6-7, a może nawet aż do 9. i Memphis. (Moja ocena – top10)
Rob Dillingham – Podobno patrzą na niego nawet Spurs z 4, a nie powinien spaść za Jazz z 10. W najgorszym przypadku na jego podłogę wygląda Miami i 15. wybór (Moja ocena top14)
Cody Williams – Realnie jego zasięg zaczyna się od 5. i Detroit, choć patrzyli na niego też Spurs, Wizards i nawet Hawks. Nie powinien spaść za 10. i Jazz, a żelazną podłogą wydają się Thunder i 12. (Moja ocena top10)
Nikola Topic – Gdyby nie kontuzja ACL, mógłby patrzeć na top5, a tak jego realny zasięg zaczyna się w okolicy Portland na 7. miejscu i kończy w okolicach 20. wyboru. (Moja ocena top20)
Devin Carter – Jego zasięg zaczyna się na Spurs z 4. i kończy na 12. Thunder. (Moja ocena – top5 – i nie rób takich wielkich oczu, zobaczysz co się będzie działo niżej.)
Tidjane Salaun (Moja ocena – top10) – Kolejny zawodnik, który może liczyć nawet na wybór z 4. i nie widzę żadnej szansy na to, żeby spadł za 14. Portland).
Ron Holland – Był nawet na workoucie u wybierających z 1. Hawks, ale wydaje się, że realnie jego zasięg zaczyna się na 3., a kończy w okolicy 15. Heat. (Moja ocena – top5)
Ja’Kobe Walter – Zasięg 7.-14. (Moja ocena – top20)
Zach Edey – Mógłby trafić nawet do Thunder z 12., a jego podłogą wydaje się 19. Toronto lub 21. Pelicans. Problem w tym, że jak spadnie za te drużyny – może polecieć aż do 26. (Moja ocena – top20)
Jared McCain – Zasięg 13-18. (Moja ocena – top14)
Tristan Da Silva – Podobno budzi zainteresowanie nawet u wybierających z 9. Grizzlies, a jego realny zasięg to 13. – 20. (Moja ocena – pierwsza runda)
Johnny Furphy – Zasięg 9.-20. (Moja ocena – koniec pierwszej rundy)
Kyshawn George – Zasięg 15. – 27. (Moja ocena – koniec pierwszej rundy)
Bub Carrington – Zasięg 10. (Utah) – 26. (Wizards). Był nawet na workoucie u rozważających pozyskanie picku Dallas (najbardziej prawdopodobnie – właśnie 26.) (Moja ocena – top14)
Yves Missi – Zasięg 17. – 21. Podobno 21. i Pelicans to jego żelazna podłoga. (Moja ocena – pierwsza runda).
Tyler Kolek – Zasięg 10. – 22. Realnie może być nieco niżej – 15-26. (Moja ocena – Top20)
Kel’el Ware – Zasięg 15. – 30. (Moja ocena – top20)
Kyle Filipowski – Zasięg 15.-26. (Moja ocena – pierwsza runda)
Ryan Dunn – Zasięg 20. – 34. (Moja ocena – koniec pierwszej rundy)
Isaiah Collier – Zasięg 15. – 30. (Moja ocena – pierwsza runda)
Terrence Shannon Jr. – Zasięg 22.-34. (Moja ocena – początek drugiej rundy)
DaRon Holmes II – Zasięg 21. – 28. (Lub początek drugiej rundy, jeśli Nuggets zrobią mały trade down po niego z powodów finansowych – podobno dali mu obietnicę wyboru). (Moja ocena – pierwsza runda)
Baylor Scheierman – Zasięg 22.- 36. (Moja ocena – koniec pierwszej rundy).
Pacome Diadet – Zasięg 29. – 40. (Moja ocena – początek drugiej rundy)
Jaylon Tyson – Zasięg 25. – 40. (Moja ocena – pierwsza runda)
To 31 graczy dla których mamy dość wyraźnie określone przez plotki zasięgi.
Dodam podsumowanie moich ocen graczy na draft.
Wraz z uzupełnieniem pozostałych zawodników, których wyceniam na pierwszą rundę / koniec drugiej, bez szczegółowej kolejności:
Top5 – 5 graczy: Risacher, Castle, Buzelis, Carter, Holland
Top10 – kolejnych 5 graczy: Sarr, Sheppard, Clingan, Williams, Salaun
Top14 – 4 graczy: Knecht, Carrington, Dillingham, McCain
Top20 – 5* graczy: Topic, Walter, Edey, Ware, Kolek.
Pierwsza runda – 5 graczy: Da Silva, Holmes, Tyson, Missi, Filipowski
Koniec pierwszej rundy – 5 graczy: Collier, George, Furphy, Dunn, Scheierman,
Początek drugiej rundy – 17 graczy: Shannon, Diadet. I dodatkowo: Adem Bona, Cam Spencer, Trentyn Flowers, Bobi Klintman, Tyler Smith, Oso Ighodaro, Nikola Djurisic, Melvin Ajinca, Kevin McCullar, Cam Christie, Juan Nunez, Jamal Shead, Ajay Mitchell, Harrison Ingram, Jonathan Mogbo.
*Tak – mam z oceną na top20 tylko 19 graczy, a z oceną na pierwszą rundę – tylko 29. Za to na top5 mógłbym mieć 10 lub nawet 12 i podział top5/10 jest nieco sztuczny, co zobaczycie dokładnie przy samych opisach graczy.
Za to zaraz za top29 zaczyna się bardzo szerokie piętro z zawodnikami, co do których raczej pewnie można zakładać, że z jakichś powodów utrzymają się w drafcie – nazywam to początkiem drugiej rundy. Dalej już macie zawodników, którzy może zostaną wybrani, a może nie, ale o części z nich też przeczytacie tutaj po parę słów.
Zaproszenia do Green Roomu:
Najłatwiej będzie nam podsumować zasięgi draftowe zawodników poprzez listę graczy zaproszonych przez NBA do uczestnictwa osobistego w ceremonii draftu:
- Alex Sarr, France
- Zaccharie Risacher, France
- Donovan Clingan, UCONN
- Reed Sheppard, Kentucky
- Matas Buzelis, G League Ignite
- Stephon Castle, UCONN
- Dalton Knecht, Tennessee
- Tidjane Salaun, France
- Ron Holland, G League Ignite
- Cody Williams, Colorado
- Devin Carter, Providence
- Ja’Kobe Walters, Baylor
- Rob Dillingham, Kentucky
- Nikola Topic, Serbia
- Jared McCain, Duke
- Johnny Furphy, Kansas
- Kyshawn George, Miami
- Isaiah Collier, USC
- Yves Missi, Baylor
- Tristan da Silva, Colorado
- Kel’el Ware, Indiana
- Carlton Carrington, Pittsburgh
- DaRon Holmes II, Dayton
- Kyle Filipowski, Duke
Jeszcze tytułem wyjaśnienia – zwłaszcza w przypadku ostatnich zaproszeń – one nie oznaczają tego, że to jest 24 graczy, którzy jako pierwsi zostaną wybrani. Raczej consensus w ich przypadku jest taki, że usłyszą swoje nazwisko jeszcze w pierwszej rundzie. Najlepszym przykładem jest Daron Holmes – powszechnie przymierzany do Denver dopiero z 28. pickiem, ale pewny tego, że Nuggets zgarną go z tym lub nieco późniejszym wyborem. I nie będzie z tego powodu rozczarowany.
Znaczenie draftu
Draft jest kluczowy.
Draft jest bez znaczenia.
I, cholera, obie te tezy da się obronić.
Zacznijmy od tej pierwszej:
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2024 Boston Celtics bez dwójki ich liderów: Jasona Tatuma i Jaylena Browna, których wybrali w drafcie (używając picków Brooklyn Nets, ale to już problem Nets). Brown został wybrany z 3. numerem draftu 2016, Tatum z 3. w 2017 roku.
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2023 Denver Nuggets bez dwójki ich liderów: Nikoli Jokica i Jamala Murraya, których wybrali w drafcie. A także MPJa. Jokic został wybrany z 41. numerem draftu 2014, Murray z 7. draftu 2016, a MPJ z 14. w 2018 roku.
- Nie byłoby czterech Mistrzostw NBA Golden State Warriors (2022, 2018, 2017, 2015) bez trójki ich liderów: Stepha Curry, Draymonda Greena i Klaya Thompsona. Steph to 7. wybór 2009, Klay – 11. w 2011, a Dray – 35. 2012
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2021 Milwaukee Bucks bez ich lidera Giannisa Antetokounmpo, którego wybrali z 15. numerem w 2013 roku.
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2020 Los Angeles Lakers bez… a nie, czekaj. (Choć bez Kuzmy (27.2017) i Caruso (przechwycony po drafcie 2016 z listy niewybranych) byłoby dość ciężko
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2019 Toronto Raptors bez Pascala Siakama wybranego w 2016 z 27. numerem i OG Anunoby’ego który poszedł w 2017 z 23.
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2016 Cleveland Cavaliers bez Kyriego Irvinga wybranego w 2011 z 1. numerem i powracającego LeBrona Jamesa wybranego przez Cavs w 2003 też z 1. numerem.
- Nie byłoby 5 Mistrzostw NBA San Antonio Spurs (1999, 2003, 2005, 2007, 2014) bez Davida Robinsona (1. 1987) i Tima Duncana (1. 1997), a potem Duncana i Manu Ginobiliego (57. 1999), Tony’ego Parkera (28. 2001) i Kawhiego Leonarda (15. 2011).
- Nie byłoby trzech Mistrzostw NBA Miami Heat (2006, 2012 i 2014) bez Dwayne’a Wade’a (5. 2003)
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2011 Dallas Mavericks bez Dirka Nowitzkiego (9. 1998)
- Nie byłoby pięciu Mistrzostw NBA Los Angeles Lakers (2000, 2001, 2002, 2009 i 2010) bez Kobego Bryanta (13. 1996)
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2008 Boston Celtics bez Paula Pierce’a (10. 1998)
- Nie byłoby Mistrzostwa NBA 2004 Detroit Pistons bez kluczowego bloku Tay’a Prince’a w serii z Indianą
- Nie byłoby 6 Mistrzostw NBA Chicago Bulls (1991, 1992, 1993, 1996, 1997, 1998) bez Michaela Jordana (3. 1984) i Scottiego Pippena (5. 1987)
- Nie byłoby 2 Mistrzostw NBA Houston Rockets (1994 i 1995) bez Hakeema Olajuwona (1. 1984)
- Nie byłoby 2 Mistrzostw NBA Detroit Pistons bez Isaiaha Thomasa (2. 1981)
- Nie byłoby 5 Mistrzostw NBA Los Angeles Lakers z lat 80. bez Magica Johnsona (1. 1979)
- Nie byłoby 3 Mistrzostw NBA Boston Celtics z lat 80. bez Larry’ego Birda (6. 1978)
Można by tak przejechać przez całą historię NBA i 3 wyjątki z ostatnich 45 lat: Lakers 2021, Pistons 2004 i Sixers 1983 tylko potwierdzają tę regułę:
Nie da się wygrywać Mistrzostw NBA bez lidera wybranego w drafcie.
Czyli bez co najmniej jednego idealnie trafionego picku w drafcie… możesz się pakować.
A z drugiej strony…
Ostatnim MVP Finałów przed Jaylenem Brownem, który został wybrany przez swój zespół w top3 draftu i grał w nim nieprzerwanie do tego momentu był Tim Duncan w 2005 roku.
Więc ten wysoki pick nie jest aż taki ważny – ważne, żeby jak najlepiej go wykorzystać. Mistrzów nie budujesz w ostatnich latach na pierwszych wyborach. Budujesz na stealach, przechwytach, genialnych pickach poza top5. Bierzemy za normę duet liderów Celtics: Tatum – Brown, a tymczasem fakt, że dwóch najlepszych graczy drużyny mistrzowskiej zostało wybranych z tak wysokimi numerami (obaj z trójką) – to nie norma, a aberracja.
Dodatkowo:
Jak wielu graczy z ostatnich draftów wciąż gra w swojej drużynie?
- Z draftu 2023, wszyscy zawodnicy z loterii wciąż grają w drużynach, które ich wybrały – 14/14
- Z draftem 2022 też jest dobrze – 13/14, tylko Ochai Agbaji został wytransferowany przez Cleveland
- Draft 2021 – 10/14. Giddey i Duarte zmienili drużyny, a Primo i Bouknight… zostali zwolnieni
- Draft 2020 – 7/14. Wiseman, Hayes, Toppin, Smith, Haliburton, Lewis i Nesmith zmienili drużyny lub są poza NBA.
Warto pamiętać, że zawodnicy z draftów 2020-23 dopiero powinni kończyć swój pierwszy kontrakt – łącznie to 44/56. Nie licząc 2023 – 30/42 (71%). Nieźle jak się zaraz przekonasz.
- Draft 2019 – 6/14 (z top20 – 7/20)
- Draft 2018 – 5/14 (z top20 – 5/20)
- Draft 2017 – 4/14 (z top20 – 4/20)
- Draft 2016 – 2/14 (z top20 – 2/20)
Łącznie z lat 2016-2019 – ledwie 17 z 56 graczy wybranych w loterii wciąż jest w swoich pierwszych drużynach. Z tych wybranych w top20… 19 z 80 – 23.75%.
Jeśli pominąć ostatnie dwa (2022 i 2023) lata, kiedy drużyny jeszcze wierzą…
34 z 84 (40%) graczy wybranych w loteriach draftów 2016-2021 pozostaje w swoich pierwszych drużynach.
Musisz przyznać, że odsetek jest szokujący.
Bez draftu nie zbudujesz drużyny mistrzowskiej. Ale z drugiej strony… wybieranie długofalowych „projektów”, graczy do rozwoju w top20… najczęściej mija się z celem. Bo efektów Twojej pracy najpewniej nie będzie lub zobaczysz je już w innym klubie.
Przypomnienie sobie tej brutalnej prawdy pozwoliło mi dość solidnie zrewidować mój tegoroczny Big Board.
Metodologia
Przede wszystkim, każdy Big Board wyprowadzam z 3 prostych założeń:
- Nawet w samej loterii draftu mamy dość duże ryzyka statystyczne. Średnio co roku znajdziemy tam 4 All Starów, 4 starterów, 3 zadaniowców i 3 niewypały. Sztuką jest zidentyfikować tu kto jest kim – i badaniu tego się koncentruję.
- Historycznie w każdym drafcie jest tylko około 20 zawodników którzy będą mieli znaczenie w NBA. Część z nich dzięki talentowi, część dzięki otrzymanej szansie, a część dzięki trafieniu w ręce świetnego sztabu skupionego na rozwoju graczy. Na teorii tych „20 Graczy Którzy Się Liczą” swoje draftowe analizy od dawna opiera John Hollinger z The Athletic. Podobno robił tak kiedy pracował we Front Office Grizzlies i to właśnie zidentyfikowaniu tych 20 graczy poświęcony był proces draftowy Memphis. Jeśli dodamy do tego kilka „dzikich kart” czyli graczy którzy co prawda mają małą szansę bycia w tej dwudziestce, ale za to jeśli wypalą to wypalą spektakularnie (dajmy na to Nikola Jokic, Marcin Gortat, Rudy Gobert czy Desmond Bane) to takie podejście wydaje się być bardzo racjonalnym patrzeniem na draft NBA. Nawet jeśli analizy samego Hollingera bywają, delikatnie mówiąc, dość dyskusyjne.
- Poza top10 czy też loterią draftu zaczyna się tzw. crapshooting – zaczyna się strzelanie nieco na oślep na podstawie bardzo indywidualnych preferencji sztabów i wpadki siłą rzeczy zdarzają się dużo częściej. Ale też to tam robi się spektakularne steale i kradnie się przyszłe gwiazdy z dalekimi wyborami… trzeba tylko trafić. A jak trafisz, to co rok poza top10 trafia się gwiazda NBA. I to też jest ważna reguła dotycząca draftu – w pierwszej rundzie z każdym pickiem masz szansę na All Stara. Tyle że malejącą… Co nie zmienia faktu, że drużyny od pewnego momentu już zawsze będą strzelać nieco na oślep szukając swojego Giannisa lub Jokica. Tego All Stara też zawsze staram się namierzyć – nie jest to proste, ale jeśli widzę kogoś takiego, kogo całkiem kupuję – z roku na rok coraz chętnie stawiam na niego wszystkie moje żetony. W drafcie 2022 wierzyłem mocno w Jalena Williamsa i Jalena Durena, ale byłem dość wstrzemięźliwy z pompowaniem ich baloników. W 2021 – w Alperena Senguna i byłem zszokowany jak spadał w trakcie naboru. W 2020 – w Killiana Hayesa (ups), Devina Vassella i Immanuela Quickleya. Co roku żałuję, że nie podciągałem tych graczy wyżej w swoich rankingach. Więc w tym roku – nie będę się z tym szczypał. I tak gorszej wpadki niż Hayes już nie zaliczę.
Na podstawie tych prostych założeń powstaje cały kształt Big Boardu i to jak go opisuję:
- Koncentruję się na 20 graczach plus kilku bonusach.
- Dla czołówki tworzę pełne profile.
- Dla kolejnych kilkunastu graczy powstają mniej lub bardziej pełne charakterystyki.
- Dla następnych wybieram najciekawsze cechy.
- Zawsze pomijam Twojego ulubionego gracza.
- Często pomijam też gracza, w którym zakochuję się zaraz po drafcie, już w trakcie ligi letniej.
- Zawsze mają na mnie duży wpływ obecne trendy w NBA
- Gracze szczególnie mali lub szczególnie duzi – mają u mnie, poza pewnymi wyjątkami, automatyczny minus
- Centrom bardzo trudno jest u mnie wbić się do top5
- „Długość” gracza – zasięg, rozpiętość ramion, długość kroku, wielkość dłoni – mogący kryć kilka pozycji – mają u mnie automatyczny plus
- Szczególnie uwielbiam zawodników o niższym środku ciężkości i dużej sile, ale dużej rozpiętości ramion, mogących grać „powyżej swojej pozycji” (wzrost guarda – potencjał gry na skrzydle itd.)
- Przeciętny backup-PG to najprostsza pozycja do znalezienia w lidze, tak samo jak jednowymiarowy scorer, umiejący tylko zdobywać punkty – tacy gracze, tak samo jak oldskulowi centrzy – lecą u mnie w dół.
- Nawet średni skrzydłowy będzie miał lepszą karierę w NBA niż dobry (ale nie bardzo dobry) guard lub center i zarobi więcej pieniędzy. Więc z założenia mam ich wyżej, skoro drużyny im potem więcej płacą.
- Surowi zawodnicy „projekty”, o ile nie mają czegoś w sobie co krzyczy „potencjalna gwiazda” mają u mnie czerwoną flagę – najczęściej nie kończą w swojej drużynie nawet debiutanckiego kontraktu.
- Jeśli zawodnik grający z piłką nie umie nawet na poziomie NCAA łatwo oddzielić się od rywala – czy to kozłem, czy zatrzymaniem, czy minięciem – z automatu minus.
- Ballerzy, gracze, którzy po prostu rozumieją koszykówkę, wiedzą na czym polega wygrywanie – z automatu plus nawet jeśli są trochę nudniejsi niż szalone talenciaki
- Jeśli gracz jest starszy to ma z automatu minus. Może go zniwelować lub wręcz zamienić w plus, jeśli ma za sobą historię ciągłego i szybkiego rozwoju, nie wynikającą z przejścia na niższy poziom gry lecz utrzymywania się na tym lepszym lub wręcz jego ciągłego podwyższania.
- Podzieliłem zawodników na piętra, zgodnie z definicją Chada Forda – gość zjadł zęby na drafcie i synteza jego metody z metodą Hollingera to mój ulubiony sposób patrzenia na nabór. To, że jakiś gracz jest piętro wyżej niż drugi nie znaczy jednocześnie, że powinien być przed nim wybrany – piętra często mówią dużo więcej o suficie zawodnika niż o jego podłodze – ktoś może się znaleźć na dość wysokim piętrze, mimo że bałbym się go wybierać dość wysoko w drafcie.
- Trzeba pamiętać, że piętra mogą nieco na siebie nachodzić, ale już w ich ramach, nie ma aż tak dużej różnicy kogo dana drużyna wybierze.
- Dopasowanie / potrzeba, są równie ważne jak branie najlepszego dostępnego talentu. Nawet jeśli weźmiesz gracza o wyższym potencjale, ale nie masz potrzeby na jego pozycji – czyli nie masz jak mu dać w naturalny sposób szansy na grę i rozwój – to go po prostu zmarnujesz. I lepiej wziąć kogoś ciut gorszego, ale mieć możliwość wykorzystania go – to bardziej zasada na mock niż Big Board, ale warto ją tu zaznaczyć.
Piętra:
Używam starego podziału, ale z powodu pewnych oczywistych braków, które zobaczymy w tegorocznym drafcie – Piętro / Tier 3 „Bardzo dobrzy starterzy” podzieliłem na dwa – „3A – starterzy z potencjałem na gwiazdę” i „3B Świetni zadaniowcy u potencjalnych kontenderów”. Jeden gracz który łączy oba piętra zajmuje pierwsze miejsce na moim Boardzie. Drugi, który ma trochę niżej podłogę, ale wyżej sufit – jest zaraz za nim.
Biorąc jednak pod uwagę to co napisałem w moich zasadach – kolejność (w miarę możliwości od najlepszego do najgorszego) nie ma wewnątrz pięter aż takich różnic – ważniejsze od tego czy weźmiesz 3. czy 5. gracza z piętra jest to czy będzie pasował do Twojego zespołu.
Źródła:
- Oglądam mecze w trakcie sezonu i jak jakiś gracz mi regularnie wpada w oczy – zapisuję sobie notatkę.
- Po sezonie oglądam spotkania już pod kątem tunelowej obserwacji prospektów – tych których sobie wynotowałem i tych, o których mówią ludzie których szanuję.
- Ludzie których opinię szanuję: Vecenie, Givony, Barlowe, O’Connor, Russillo i reszta ekipy Ringera, Hollinger, Pelton
- Oglądam scoutingowe video na Youtube ze szczególnym uwzględnieniem lowlightów graczy (Hoop Intellect, Floor and Ceiling i wszystko inne co znajdę)
- Oglądam to jak gracze analizują swoje taśmy wspólnie z różnymi ekspertami – zwłaszcza Samem Vecenie
Jednak, co na koniec warto podkreślić – opinię o danym graczu staram się budować bez patrzenia na opinie innych – chętnie zapisuję ich spostrzeżenia i uzupełniam nimi swoje. Jednak są to obserwacje typu „37% za 3 z NBA Range”, a nie typu „uważam, że jego rzut się przełoży na NBA” – pierwsze to fakt, obiektywny, niezależnie od tego kto by go nie wypowiedział (ale mogłem sam nie zwrócić uwagi), drugie to opinia – która mogłaby zepsuć moją. Staram się filtrować to jak umiem.
Podcast:
O czołówce tego draftu możesz sobie posłuchać w niedawno nagranym dla Kanału 5 podcaście, gdzie przez ponad 100 minut mówię o najciekawszych graczach tegorocznego naboru.
NBA Big Board 2024
Dla kontekstu, zanim ruszę:
Rok temu – draft 2023:
Piętro 0 – Hall of Famers – 1 gracz (Wemby)
Piętro 1 – Franchise Players – 1 gracz (Scoot)
Piętro 2 – All Stars – 4 graczy (B. Miller, bracia Thompson i… Cam Whitmore)
Piętro 3 – Good Starters – 3 graczy (Hendricks, Walker, Black)
Piętro 4 – Rotation Guys – 9 graczy (Bufkin, Coulibaly, Wallace, Lively, Dick, L. Miller, Sensabaugh, K. Murray, OMP)
Piętro 5 – Bench Players – 16 graczy (Podziemski, Jaquez, Hawkins, Howard, George, Jackson-Davis, Hood-Schifino, Jackson Jr., Sheppard, Nnaji, Brown, Jones, Sasser, Lewis, Johnson, J.Miller)
Wild Cards – 8 graczy (GG Jackson, Smith Jr., Whitehead, Clowney, Cissoko, Rupert, Bates, Bailey)
Zobaczymy jak będzie tym razem.
Piętro 0 – Hall of Famers
0 graczy
Piętro 1 – Franchise Players
0 graczy
Piętro 2 – All Stars
0 graczy
Spokojnie, zaraz się rozkręci.
Piętro 3 – Good Starters
11 graczy
Uwaga – BARDZO ważne – 3AB to najlepszy gracz i gratis drugi, typowany powszechnie do pierwszego wyboru jako kombinacja bezpieczeństwa z wysokim sufitem (ale ja nie jestem co do niego przekonany). Ale piętro 3A wcale nie jest wyżej niż piętro 3B. To gracze o tej samej wartości, a ich wybór zależy według mnie tylko od indywidualnych potrzeb drużyn.
Piętro 3AB – Co najmniej bardzo dobry starter, potencjalnie All Star
Devin Carter
Uważam, że to najlepszy gracz w tegorocznym naborze.
Niby aż 22 lata. Niby nieduży – 188 cm wzrostu. Niby pewne zastrzeżenia co do jego rzutu. Niby jest typowany w większości mocków poza top10.
A ja na to wszystko mówię: Bullshit.
Jest bardzo silny, ma nisko środek ciężkości i jest zbudowany jak worek cegieł. Braki we wzroście nadrabia dużym wingspanem – 209 cm i atletyzmem – jest jednym z najszybszych, najsprawniejszych i najbardziej eksplozywnych graczy w tegorocznym naborze.
Dodatkowo rewelacyjnie broni. Czy masz tu na myśli obronę jeden na jednego, czy obronę na pomocy, czy przecinanie linii podań – Carter daje Ci każdą z tych rzeczy.
Jako obrońca:
- Notował średnio ponad 1 blok na mecz w ostatnich dwóch sezonach
- Zaliczał średnio 1.8 przechwytu na mecz w ostatnich dwóch sezonach
- Zbierał w zeszłym sezonie aż 9 piłek na mecz w rozgrywkach wewnątrz konferencji Big East – był najlepiej zbierającym zawodnikiem w całej konferencji Big East – a w tych rozgrywkach brało udział też UConn i mierzący prawie 220 cm wzrostu kandydat do top5 draftu – Donovan Clingan
Sam potencjał defensywny według mnie starcza na wybór w Top10. To jednak dopiero połowa historii.
W ataku:
- Ma rewelacyjny pierwszy krok – jest tak szybki i dynamiczny, że obrońcy muszą się przed nim cofać o krok dwa, żeby ich nie zjadł już ruszając
- Fantastycznie dostaje się do obręczy i dysponuje tam całym wachlarzem wykończeń
- Ma potencjalnie nieźle przekładający się na NBA rzut za 3
- Ogląda regularnie Jalena Brunsona i wzoruje się na nim przy manewrach w paint – i to widać, drastycznie poprawił pracę nóg pod koszem, dodając masę piwotów, półobrotów, przekroków i nawet okazjonalnych step through
- Jego, krytykowany, rzut za 3… powinien się przełożyć na NBA
Rozwijając myśl o trójce – ma nieco pokraczną formę, przypominającą trochę technikę Tyrese Haliburtona i przez to dość wolno się składa do rzutu (to będzie duży problem przy jego grze na półdystansie), ale… trafia. 38% za 3 w ostatnim sezonie NCAA i 37% z NBA range.
Można by to interpretować jako fluke, biorąc pod uwagę fakt, że w poprzednich latach nie przekraczał 30%, ale niemal podwoił liczbę rzutów za 3 względem zeszłego sezonu i w rozgrywkach wewnątrz mocnej konferencji Big East doszedł aż do 39.3% za 3 przy imponujących 7 próbach na mecz. Trafił w konferencji 55 ze 140 trójek, a we wszystkich meczach łącznie – 84 z 223. Dodatkowo – ta skuteczność byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie to, że to on najczęściej kończył trudne posiadania swojego zespołu, kiedy trzeba było się ratować przed przekroczeniem limitu czasu na akcję i odpalić granat w stronę obręczy. Jeśli odejmiemy te, skazane z góry na niepowodzenie, akcje – jego skuteczność za 3 przekraczała 40%.
Jego skuteczność trójek w 3 kolejnych sezonach NCAA: 26.7%, 29.9% i 37.7%. Dodajmy do tego stały progres z osobistych. Po kolei: 68.8%, 72.0% i 74.9%. Dla dodatkowego podkreślenia mojej tezy – za dwa: 48.0%, 49.8%, 56.3%. To nie jest fluke, to krzyczy, wręcz się drze: PROGRES. Stabilny i konsekwentny – procenty rosną wraz z liczbą prób i wzrostem roli Cartera w drużynie.
Jedynym obiektywnym zastrzeżeniem do jego rzutu powinna być dość wolna technika, ale skoro działa to po co się czepiać – jak pokazał nam case Tyrese Haliburtona dyskwalifikowanie strzelca tylko ze względu na nietypową technikę jest idiotyzmem.
Na koniec dodajmy jeszcze jego wyjątkowy charakter – po rozmowach dziennikarze byli nim zachwyceni, twierdząc, że wypowiada się jak weteran NBA, z ogromną dojrzałością i zrozumieniem koszykówki. Jest w stanie wytłumaczyć każdą zmianę w swojej grze, pokazując, że miała na celu konkretny efekt i wynikała z poważnej analizy.
Mało?
Robi niesamowite wrażenie w trakcie workoutów. Ma małpę na ramieniu i chce zawsze zniszczyć rywali. Nie – wyróżnić się na ich tle, a – ZNISZCZYĆ. I to właśnie robił na workoutach. Podobno zdominował każdy jeden, a eksperci twierdzą, że agent typowanego do top6 Stephona Castle popełnił poważny błąd pozwalając na ich workout dla Spurs w formule 1 na 1.
- Obrona 1 na 1 – jest
- Obrona zespołowa – jest
- Zbiórka – jest
- Atletyzm – jest
- Wykończenie przy obręczy – jest
- Minięcie – jest
- Rzut za 3 – jest
- Ciągły progres – jest
- Mądrość i dojrzałość – jest
- Etyka pracy – jest
- Mentalność zwycięzcy – jest
- Rzut z półdystansu – brak
Carter jak dla mnie spełnia wszystkie warunki pierwszego picku w drafcie. Brak rzutu z półdystansu może boleć, ale przy tym jak wielkie wady mają inni gracze z czołówki tego naboru, ten mały detal w jego grze nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
A, że ma już AŻ 22 lata? Mam to tam gdzie słońce nie dochodzi – skoro pokazuje ciągły i stabilny progres – to nie jest ważne. Starsi gracze robili w NBA kariery, a ten dla mnie po prostu odstaje od kolegów z naboru 2024.
Oglądam i oglądam jego video. Szukam głównie lowlightów, czegoś co przegapiłem i… nie mogę znaleźć. Po prostu nie rozumiem czemu nie jest uniwersalnie wymieniany jako zawodnik z Top5 i tylko ja mam go w top3, nie mówiąc już o jedynce. I tak sobie myślę, że o ile nie przegapiam jakiejś monstrualnej i ukrytej na widoku czerwonej flagi – to ja mam rację, a wszyscy czołowi eksperci od draftu po prostu przekombinowują, szukając większego talentu tam gdzie go nie ma i ignorując rewelacyjnego, z roku na rok coraz lepszego gracza.
Worst case: Jalen Suggs
Best case: Jrue Holiday / Jalen Brunson z obroną Derricka White’a
Zaccharie Risacher
Prawdopodobna jedynka tegorocznego naboru.
Nie zgadzam się z tym – ale rozumiem ideę.
Zawodnik, dla którego podłogą jest bycie większym Camem Johnsonem. – czyli graczem wartym dla Nets 24 mln $ rocznie. Trudno sobie wyobrazić, żeby Risacher przy swoim wzroście, łatwości złożenia się do rzutu i wysokim punktem, z którego wypuszcza piłkę miał być kimś gorszym. Nawet jeśli procent za 3 będzie miał niższy – da co najmniej takie samo gravity z rogów – nie możesz go odpuścić, ani od niego pomóc ze słabej strony, bo closeout na nim mija się z celem, tak samo jak na podobnym typie strzelca – MPJu z Denver. To bardzo fajny fundament do budowy gracza i niemal wszystkie drużyny z czołówki tegorocznego naboru – zwłaszcza Spurs, Hawks i Pistons – mocno by skorzystały na dodaniu kogoś w tym typie do swojego składu. Takich graczy po prostu nigdy za wiele w NBA i zawsze są potem dobrze opłacani. Jak dodamy do tego dobry instynkt w obronie, obronę z pomocy i obronę obręczy z pozycji 3/4 – trudno się dziwić temu, że w tym dziwnym drafcie jest typowany do jedynki. Ba! Powiedziałbym, że jeśli mielibyśmy drużynę desperacko potrzebującą spacingu – rok temu mógłby pójść nawet z 3 wyborem – przed Scootem i braćmi Thompson. Nie mówię, że to byłby wybór dobry, lecz czysto sytuacyjny – ma dużo niżej sufit od tamtych graczy, ale jednocześnie – jest jedynym zawodnikiem klasy 2024, który mógłby złamać zeszłoroczne top5.
To przejdźmy może do tego sufitu i tego, dlaczego nie jestem aż takim entuzjastą wybierania go z 1.
Jest bardzo, ale to naprawdę bardzo ograniczony w koźle i kreowaniu sobie rzutu. Nawet Mikal Bridges – przez pierwsze kilka lat czysty role player w Phoenix, umiał więcej w koźle i na półdystansie niż on, kiedy przychodził do ligi. I przy okazji od początku świetnie bronił 1 na 1. A tego nie można powiedzieć póki o Risacherze – choć dobrze broni z pomocy i chroni obręcz, to 1 na 1 był objeżdżany przez rywali z ligi francuskiej. Na teraz trudno powiedzieć, że jest dużo lepszym graczem niż 35 letni Nicolas Batum.
Na miejscu Sacramento Kings nie oddałbym za niego Keegana Murraya, a na miejscu Pelicans też bym raczej nie puścił Treya Murphy (ale ja jestem gigantycznym fanem gracza Nowego Orleanu – racjonalnie to mogłaby być rozsądna decyzja). Za to Herba Jonesa lub, nawet, Brandona Ingrama – już pewnie tak.
Risacher prawdopodobnie ma nieco wyżej sufit niż ci wyżej wymienieni zawodnicy, ale (poza Ingramem), każdy z nich jest od niego dużo lepszy w obronie, a Murphy i Murray mają na koncie lepsze atletycznie osiągnięcia (Keegan – zbiórki, Trey – ogólny atletyzm) niż może i prawdopodobnie kiedykolwiek będzie mógł, się pochwalić Risacher. Jego obrona i świetny rzut za 3 są póki co bardziej teoretyczne – rzutowo świetnie zaczął i skończył sezon, jednak w jego środku miał problemy z trafieniem choćby w obręcz.
Bałbym się wybierać go z jedynką, żeby za chwilę nie przyszedł do mnie właściciel drużyny pytać czemu z tak cennym pickiem dostał wyższego Cama Johnsona, ale z gorszym rzutem.
Jest nawet scenariusz, w którym okazuje się, że Risacher to kolejny Ousmane Dieng lub Sekou Doumbouya – długi Francuz, o ładnym rzucie, który jednak nie wpada, a jego atletyzm to bardziej wzrost niż wyskok i szybkość na stopach. Nie zrozum mnie źle – jest od nich już teraz lepszy, ale… pytanie jak dużo lepszy może się stać bez kozła i czy jego przewaga na starcie aż tak dużo zmienia.
Pamiętajmy, że za zły wybór z jedynką GM płaci głową. Jak spali 2, 3 lub 4 – może zachować posadę. Ale jeden? To mogiła zawodowa. Co gorsza – w Hawks mają aż nadmiar decyzyjnych ludzi i mogą z nim zostać na tej pozycji, bo większość drużyn NBA tak by na ich miejscu wybrała i tak sugeruje mock dobrze zorientowanego w drafcie ESPN, a nie dlatego, że jest realnie najlepszym dostępnym graczem.
Lubię go i jakby trafił z 4 do Spurs lub 5 do Pistons to uważałbym to za dobry wybór – nawet na swojej podłodze pomoże tym zespołom, a jeśli osiągnie swój sufit to wyraźnie podniesie oczekiwane wyniki zespołów. Przy wyborze z jedynką – miąłbym jednak sporo poważnych pytań. Gdyby do mnie zadzwonili Kings pytając czy chcę go oddać za 5 lat starszego Keegana Murraya – pytałbym tylko gdzie podpisać.
Best case: Mikal Bridges
Worst case: Cam Johnson z gorszym rzutem
Piętro 3A – Potencjał All Star, podłoga na ławce
Matas Buzelis
Ok – najprościej rzecz ujmując – ten urodzony i wychowany w Chicago Litwin to na ten moment bardziej atletyczny i gorszy w koźle i rzutowo Lauri Markkanen.
Jeśli ktoś wierzy w jego rzut, a liceum kończył z łatką dobrego strzelca – może go brać nawet z jedynką.
To takie proste – tych zmiennych jest relatywnie niedużo.
Był typowany do jedynki rok temu, potem spędził rok w tym cyrku jakim było G-League Ignite i jego akcje spadły. Drużyna była beznadziejna, źle zorganizowana i nie było w jej grze pomysłu. Niby skoncentrowana na rozwoju – a wydaje mi się, że jeszcze nigdy żaden prospekt w drafcie nie skorzystał na grze tam. Widać to też przy Buzelisie, ale jeszcze bardziej przy ich drugim tegorocznym kandydacie do loterii – Ronie Hollandzie. I właśnie dlatego zamknięto ten program – nie spełniał swojej roli i raczej pogarszał prognozy zawodników na draft, a nie poprawiał.
Co się może podobać w jego grze?
Pazur, to jak atakuje obręcz, jak chce wziąć na plakat każdego możliwego rywala wykorzystując swoją świetną motorykę i wyskok. Kozioł i koordynacja jak na ten wzrost są znakomite. Do tego dochodzi obrona obręczy i ogólnie poruszanie się na pomocy. W NBA powinien skończyć jako co najmniej niezły obrońca na piłce i dobry ścinający. Można też uwierzyć w to, że poradzi sobie na deskach. Czego mu brakuje do tego, żeby ten potencjał naprawdę było widać?
To proste – siły. Co z tego, że próbujesz wziąć na plakat rywala, skoro zabraknie Ci mocy żeby się przez niego przebić? Co z tego, że wybierzesz dobrą ścieżkę ścinania bez piłki skoro rywal może Cię łatwo z niej wytrącić? Co z tego, że ładnie zapracujesz na nogach w obronie 1 na 1, skoro na koniec rywal stwierdzi „chrzanić to” i przez Ciebie przebiegnie, a Ty go nie utrzymasz na chudej klacie? NBA to sport dla silnych ludzi. I tego Matasowi brakuje… na teraz.
Mam wrażenie, że wszystkie główne zastrzeżenia przy nim wychodzą od tej jednej rzeczy – siła. Gdyby miał te parę kilo mięśni więcej… mógłbyś skasować cały powyższy akapit. Ale dla mnie to jest nadinterpretacja, brak zrozumienia kontekstu. Myślę, że na tle NCAA on by wyglądał wystarczająco dobrze siłowo, żeby przestać się tego czepiać. Zamiast tego podjął złą decyzję i grał w G-League przeciwko dorosły mężczyznom i ludziom pracującym motorycznie ze sztabami NBA. I na ich tle wyglądał na cherlaka. Jak dla mnie w rok / dwa nadrobi tę różnicę i nagle narracja dookoła niego się kompletnie zmieni.
Z drugiej strony… rzut jest poważniejszym problemem. Na ten moment kupuję jego technikę i zakładam, że przy delikatnej poprawie masy mięśniowej celność wzrośnie do poziomów z liceum. Jednak nie sposób nie zauważyć, że przy tym jak ładnie rzuca… jest niepokojąco niecelny. Przerobiłem za dużo graczy w historii NBA z kategorii – piękny rzut ale nie siedzi. Henry Ellenson, to był taki gość, który miał jedną z najlepszych technik rzutowych w lidze, wszystko się tam kleiło, ale nie był w stanie opuścić strefy 20% za 3. I przez to wyleciał z ligi. Matasowi stawiam za to minusa – wygląda jakby miało wpaść, a potem okazuje się, że przy trójkach z kozła w G-League… trafił 1 raz na 14 prób. Powtórzę: TRAFIŁ JEDEN PULL-UP ZA 3 PRZEZ CAŁY SEZON. To nie wygląda po prostu źle, a wręcz idiotycznie, jak jakiś błąd w Matrixie.
Ten rzut to na pewno jedna z głównych przyczyn, dla których wszystkie drużyny z top6 go sprawdzają na workoutach – chcą wiedzieć czy to kwestia okoliczności czy jednak realny problem. Ciekawe czy ktoś powyżej Detroit odpowie pozytywnie na to pytanie.
Ostatni element w jego grze, i znowu zwalam to na Ignite to fakt, że nie nadaje się na kreatora w koźle. Może być dodatkowym kozłującym, trzecim / czwartym w piątce, który rozegra akcje, kiedy inne opcje zostaną odcięte. Ale nie może regularnie odpowiadać za wejście w zagrywkę, skończenie jej izolacją, rozrzucenie piłki. To (jeszcze) przekracza jego umiejętności. Dobrze podaje sytuacyjnie – ma piłkę, idzie closeout, minie swojego gracza, ściągnie pomoc, odrzuci do centra pod kosz lub kolegi na czystą trójkę. To umie. Nie jest za to w żaden sposób podającym w stylu Franza Wagnera, który może być nawet Twoim głównym ballhandlerem na boisku. A w takiej roli czasem ustawiało go Ignite i wychodził na tym jak Jeremy Sochan na rozegraniu w Spurs. Delikatnie rzecz ujmując – nie najlepiej.
Gdzie go widzę? W Detroit – jego agent to syn jednego z najważniejszych ludzi w ich strukturach Arna Tellema. Jeśli spadnie do piątki, a Pistons zachowają pick (jak na drużynę z czołówki przeprowadzili zaskakująco mało workoutów) to wydaje się, że tam wyląduje. Zarówno fani, organizacja jak i on – wszyscy tu powinni być zadowoleni. Zwłaszcza, że organizacja z Motown właśnie zatrudniła Freda Vinsona – jednego z dwóch-trzech najlepszych trenerów rzutowych z NBA.
Best case: Lauri Markkanen
Worst case: Henry Ellenson
Stephon Castle
Mniej atletyczny Andre Iguodala. To najprostsze i najbardziej oczywiste porównanie.
Patrzysz na niego i wiesz, że może grać w roli z NCAA w NBA już dziś. Obrona, kontry, gra bez piłki, ścinanie za plecami obrony, chowanie się w tzw. dunkers spot, bycie drugim / trzecim ballhandlerem w ataku, glue guyem, wspieranie rozegrania, okazjonalne trójki z rogu.
Dokładnie w tej roli występował i Dana Hurleya w profesjonalnej drużynie koszykówki z UConn. Trzymał się roli i był w niej bardzo dobry.
I, szczerze mówiąc, nawet jeśli nie wierzysz w jego rzut, bo przy nim będzie masa pracy – to musi być pociągające dla drużyn NBA. To nie jest tak, że oceniasz jego podłogę, tylko widziałeś 1 do 1 to jakim graczem będzie na początku w NBA. Wszystko co więcej możesz z nim wypracować, będzie bonusem. Dostajesz większego Bruce’a Browna i możesz go rozwinąć w dowolną stronę. Ustawisz go na rozegraniu, bo wierzysz w jego przegląd pola i kozioł – masz szansę na Andre Iguodalę z końcówki gry w 76ers lub chociaż RJa Barretta. Nauczysz go palić za 3 i nauczysz koncentrować się na obronie zespołowej – zbudujesz sobie coś w stylu Derricka White. Nauczysz palić tróje, ale okaże się nieco ograniczony z piłką – Terrence Mann. Poprawi się we wszystkim co robi po trochu – masz grającego pozycję-dwie niżej Jeremy’ego Sochana. Nie ma tutaj złych rezultatów – zawsze dostaniesz gracza pierwszej piątki w NBA na lata.
To największa wartość Stephona – masz już coś w ręku.
Mój problem jest w dwóch rzeczach – nie wierzę do końca w jego rzut i… nie wierzę w to, że może być pierwszym ballhandlerem w drużynie. I o ile to pierwsze jest, nawet przy złej mechanice – najczęściej do naprawienia, tak to drugie… on podobno chce być rozgrywającym. I to jest moja największa czerwona flaga przy nim – bo nadaje się do tego tak jak wspomniany Sochan. Fajny podający sytuacyjny, ale wątpliwy „przeprowadzacz piłki” i jeszcze bardziej wątpliwy kreator w pick and rollu.
Best case: Andre Iguodala / Derrick White
Worst case: Bruce Brown
Ron Holland
Gdyby ostatni rok spędził w NCAA, a nie G-League – byłby pewniakiem do top5, może nawet top3.
Nie było zawodnika w ostatnich latach, którego by tak skrzywdziło Ignite jak Hollanda. Śmiem twierdzić, że to co się z nim stało, to główna przyczyna skończenia tego projektu. Projektu, który był bardzo ważny – pozwolił nieco zrewolucjonizować sport młodzieżowy i samo NCAA, ale który jednak okazał się potężnym niewypałem jeśli chodzi o efekty i regularnie obniża akcje w drafcie wychodzących z programu zawodników.
Gdyby Holland przy swoim szalonym atletyzmie i zaciętości w grze, grał przeciwko chłopakom z NCAA – robiłby nie 20, a 25 punktów na mecz. Gdyby grał w systemowej obronie dobrego programu NCAA – wszyscy by zakładali, że będzie świetnym obrońcą – bo nie odstawałby tak bardzo wysiłkiem, zaangażowaniem od kolegów, nie wyglądałby momentami jak kurczak z odciętą głową na boisku. Gdyby grał jako dodatkowy ballhandler obok prawdziwych rozgrywających – nie robiłby 8 strat na mecz. Ignite kazało mu być pierwszym kozłującym drużyny, w obronie grał poza systemem, a w ataku miał przeciwko sobie dorosłych i doświadczonych mężczyzn, którzy potężnie go karcili za dziury w jego grze. Wyglądało to koszmarnie.
Ale kiedy wyjmiesz Rona z tego durnego systemu, to gołym okiem widać, czemu rok temu był głównym kandydatem do jedynki:
- Szalony atletyzm
- Pazur i zaciętość w grze
- Błyski na rozegraniu i umiejętność znajdowania dobrych podań
- Świetna obrona 1 na 1
- Przepotężny ciąg na kosz
- Warunki fizyczne
- Naturalny, głośny lider
To czego mu brakuje to rzut – złamany chyba jeszcze bardziej niż u Stephona Castle. Jednak wszystko co napisałem wyżej stawia Hollanda potencjałem wyżej niż jakiegokolwiek innego gracza w tym drafcie, obok może tylko Tidjane Salauna.
Na teraz Holland wygląda jak hybryda, na dobre i na złe, młodych Russella Westbrooka i Jaylena Browna. Brakuje mu do Russa trochę atletyzmu, a do Browna rzutu, który ten zaczął pokazywać już w trakcie przeddraftowych workoutów.
Ale – (to bardzo bardzo duże ALE) – jeśli wierzysz, że gość będzie rzucał 35-37% za 3 na poziomie NBA za 3-4 lata od teraz… powinieneś brać go z jedynką. Po prostu. Bo będzie bardziej wściekłą i nieokrzesaną wersją Browna. Ma podobne warunki fizyczne, podobny atletyzm, jest dużo lepszym obrońcą na tym samym etapie, dużo lepszym kozłującym, bardziej naturalnym kreatorem, ma dwie ręce… i tylko tego rzutu mu brakuje.
Nawet nie chcę w to za głęboko wchodzić, bo tu według mnie jest jeden i tylko jeden czynnik, który zdecyduje o jego sukcesie: Rzut.
Jak nauczy się rzucać, to będzie jedną z Twoich gwiazd: Jaylenem Brownem lub w najgorszym przypadku lepszym RJem Barrettem.
Jak nie nauczy się rzucać, to z tym charakterem pewnie będzie miał problem z przestawieniem się na małą rolę w drużynie i będzie Joshem Jacksonem minus podawanie dzieciom narkotyków.
Pytanie: Wierzysz, że zacznie trafiać czy nie?
Best case: Jaylen Brown
Worst case: Josh Jackson
Alex Sarr
Niemal pewny drugi wybór w drafcie. Jeśli Wizards go nie wezmą z dwójką, zacznie się piekło, jak wtedy kiedy Cleveland Browns nie wybrali z jedynką Bo Callahana.
I boję się go tak bardzo jak Kevin Costner bał się Bo.
Czemu?
To proste: Jest dla mnie odwrotnym Wisemanem.
Ma bardzo podobny, fantastyczny profil fizyczno-atletyczny co bust Warriors. I tam gdzie James był naturalnym punktującym, ogromnym graczem o nieprawdopodobnym ofensywnym skillsecie, ale koszmarnie surowym i niedorobionym w obronie… tam Alex ma ewidentny fantastyczny potencjał defensywny… nie dając nic w ataku. Nic, null, nada.
Kojarzy mi się trochę z bardziej atletyczną i mogącą kryć po switchach wersją Derecka Liveley’a… minus podania po krótkim rollu i zbiórki.
Nie zrozum mnie źle – gołym okiem widać jego absurdalny potencjał atletyczny. 215 cm wzrostu ruszające się jak guard i skaczące metr nad obręcz. Kosmita.
Do tego raz na jakiś czas złapie piłkę, wystrzeli crossem rywala w bok, wjedzie na kosz i albo superatletycznie skończy przy obręczy, albo nawet znajdzie strzelca w roku. A innym razem złoży się do jumpera, który będzie wyglądał niemal tak płynnie i naturalnie jak fade’away Rudy’ego Goberta w serii z Nuggets. I wtedy możesz się zakochać.
Ale wiesz kto miał też takie przebłyski, pojedyncze akcje defensywne, które wywalały Cię z krzesełka? Kai Jones.
Na koniec masz jednak w teorii gracza, który powinien być co najmniej świetnym obrońcą. Który w meczach przeciwko G-League Ignite był absolutnie najlepszym zawodnikiem na parkiecie. Który w ataku, w najgorszym przypadku będzie łapał loby i kończył wsadami. To powinno dać mu bezpieczne top5 w moim rankingu… ale jest ciut poza. Czemu?
Bo całe życie ucieka od rywalizacji. Grał rok w Overtime Elite zamiast w Realu Madryt, który dawał mu kontrakt. Potem jak mógł znowu grać w Europie lub na najwyższym poziomie NCAA… uciekł na rok do Australii, gdzie nawet nie miał dużej roli na boisku. Nawet teraz odmówił trenowania dla wybierającej z jedynką Atlanty. Kto do cholery nie chce walczyć o jedynkę w drafcie? To się nie zdarza. Odpuścił najwyższy poziom europejski, odpuścił najwyższy poziom NCAA, odpuścił nawet Ignite, zadowolił się małą rolą na zadupiu światowej koszykówki (sorry Australio) i teraz odpuszcza walkę o pierwszy wybór draftu? Gdzie zgubiłeś jaja chłopaku, czego się boisz?
Chet Holmgren w jego wieku demolował NCAA i był po prostu 10x lepszym graczem.
Tak, ma ogromny potencjał, ale mam co do niego ogromne wątpliwości poza boiskiem – co do jego charakteru. Mam nadzieję, że się w jego przypadku pomylę, ale… cholera, śmierdzi mi bustem.
Best case: Mogący switchować na 5 pozycjach Rudy Gobert
Worst case: Kai Jones
Cody Williams
Typowany rok temu na jedynkę draftu i – szczerze mówiąc – nie jestem pewien zarówno tego czemu był na nią typowany, jak i tego, czemu aż tak bardzo spadł teraz.
Młodszy i podobno bardziej utalentowany brat Jalena Williamsa. Tego samego, który jest najlepszym graczem draftu 2022 i wschodzącą gwiazdą Oklahoma City Thunder. Samo to powinno w teorii dać mu top5 tego draftu wykastrowanego z najwyższego poziomu talentu.
Skoro starszy brat nie miał być gwiazdą i nią już jest, to młodszy, który nią miał być chyba nią będzie, nie? Tak to chyba powinno działać, zwłaszcza, że w NCAA raczej nie rozczarował.
A jednak, z jakiegoś powodu – nie działa.
Nie będę ukrywał, że poznałem go dopiero w tym roku, a zacząłem go analizować poważnie dopiero po sezonie NCAA.
Jalen Williams na Combine – 194 cm wzrostu, 219 cm rozpiętości ramion, zasięg na stojąco 268 cm
Cody Williams na Combine – 200 cm wzrostu, 216 cm rozpiętości ramion, zasięg na stojąco 262 cm
Szczerze mówiąc – mam wrażenie, że w nowoczesnej NBA obaj zawodnicy optymalnie powinni grać na pozycji niskiego skrzydłowego i… to ten pierwszy ma do tego nieco lepszy profil. Trochę dłuższe ręce i większy zasięg pionowy. To może wbrew powszechnej opinii, ale ja właśnie tak oceniam graczy – wolę niżej środek ciężkości i bardziej zbity korpus wraz z większym zasięgiem od wyższego wzrostu (DEVIN CARTER BABY).
Cody Williams grał cały sezon na uczelni Colorado w optymalnej dla siebie roli skrzydłowego, obok dwóch zawodników, którzy też zostaną wybrani w tegorocznym drafcie – Tristana da Silvy (dla mnie koniec pierwszej rundy) i KJa Simpsona (początek drugiej). Tymczasem J-Dub musiał rozgrywać dla mniejszej uczelni i tam nauczył się świetnie kozłować, kreować dla kolegów i teraz, kiedy gra bez piłki, doskonale wie gdzie się znaleźć na boisku, żeby ułatwić robotę swoim kolegom.
Ale kontynuujmy porównania – J-Dub ma bardzo dobrą in-between game, jest dobry na półdystansie i w strefie floaterów, a także ma bardzo solidny rzut za 3 i fantastycznie kończy przy obręczy. Z drugiej strony jego młodszy brat jest świetny przy obręczy… choć brakuje mu tam jeszcze nieco ciała (o tym zaraz) i ma ciekawy rzut za 3 – choć na małej próbie – zagrał tylko w 24 spotkaniach, w których oddał 41 trójek i trafił 17 z nich. Jednocześnie trafił zaledwie 55 z 77 osobistych – a to ważna miara w kontekście przełożenia się rzutu na NBA. Równie ważne jest to, że na poziomie liceum co do tego rzutu były duże wątpliwości. Jednak jeśli jesteśmy optymistami – weźmiemy to za dobry omen i symbol rozwoju. Kłopoty zaczynają się przy rzucie z półdystansu, bo tam Cody Williams… głupieje. Nie umie rzucać z póldyszki, nie dysponuje solidnymi wykończeniami jakieś 3 metry od kosza, choć, trzeba mu to oddać – próbuje całej masy zagrań. Na poziomie rozwojowym ta kreatywność może być ważniejsza od samej efektywności rzutów.
Kluczowa różnica między braćmi – J-Dub to świetny zbierający, tymczasem Cody – fatalny jak na swój wzrost. Przy tych gabarytach powinien w NCAA łapać co najmniej 5-6 desek na mecz. A zbierał raptem po 3. Ten jego brak fizyczności i odbijanie się od silniejszych rywali strasznie mi się kojarzy z Ziaire Williamsem.
Jakby to podsumować, mamy gościa o prototypowym dla skrzydłowego profilu fizycznym, którego część problemów bierze się z tego, że jeszcze brakuje mu masy – tu powinien na wzór brata dość płynnie jej nabrać. Ma też problemy w koźle i przy kreowaniu rzutu sobie i kolegom. Za to powinien z czasem stać się dobrym obrońcą i w najgorszym przypadku dobrze ścinającym po końcowej linii graczem, który będzie też trafiał trójki z rogu i solidnie podawał sytuacyjnie.
Szczerze mówią, czuję jakbym powtarzał te same frazy przy już kolejnym graczu, ale to właśnie taki draft – pełno tu skrzydłowych, którzy co najmniej będą dobrymi graczami do pierwszej piątki, ale mają bardzo wyraźne czerwone flagi w kontekście patrzenia na nich jak na gwiazdy.
Best case: Szczuplejszy J-Dub
Worst case: Ziaire Williams
Tidjane Salaun
Wreszcie jest – Giannis tego draftu.
Gracz niewiarygodnie wręcz surowy, który jednak potrafi Cię zaszokować swoimi świetnymi instynktami. W ataku i w obronie. Ale po kolei.
Zacznijmy od tego co w nim kocham.
- Zaczynał sezon jako bardzo słaby obrońca, kończył jako zespołowo bardzo dobry. Zwłaszcza, kiedy nie bronił z pomocy, a był bezpośrednio zaangażowany w obronie na piłce – czy to 1 na 1 czy kryjąc stawiającego zasłonę zawodnika. Sam ten progres jest niesamowicie pozytywnym znakiem, ale… zdarzyło mu się parę akcji, kiedy opadła mi szczęka. Zwłaszcza sytuacje, w których płynnie zaczynał od grania w schemacie swojej drużyny – jako wysoki obrońca robił tzw. hedge, zmuszając przy zasłonie kozłującego rywali do pokonania dodatkowego dystansu, a kiedy okazywało się, że jego kolega z drużyny i tak nie utrzymał krycia na rozgrywającym… wracał płynnie w stronę kosza, grając obronę typu drop, zamiast zadowolić się switchem, w co poszłoby 99.9% młodych graczy i 90% weteranów NBA. To wręcz nieprawdopodobny instynkt i coś tak trudnego, że kojarzę z tego tylko graczy z poziomu All Defensive Teams, typu Giannis czy Bam Adebayo. Zacząć w schemacie, dobrze go wykonać, uratować dupę koledze i zagrać poprawną obronę poza ustaleniami? Wow, wow, wow. 18 lat.
- Ma momenty kiedy wygląda jak szalony, przeogromny atleta, robi długie kroki, połyka przestrzeń i nagle z zaskoczenie jest już nad koszem i kończy wsadem, kiedy myślałeś, że dopiero się rozpędza na trójce – w tych chwilach wygląda jak Giannis.
- Zasuwa cały czas, biega, ścina, rzuca za 3 kiedy ma pozycję, nie waha się jak Stephon Castle kiedy ma czyste trójki, nawet kiedy robi błędy, robi jest z energią. Pieprzony króliczek Duracella, napędzający całą drużynę.
- Wygląda na to, że ma potencjał na dobrego strzelca za 3, dobrego obrońcę na poziomie NBA i świetnego ścinającego bez piłki.
Gdzie wady?
- To wszystko tylko potencjał
- W obronie ma rewelacyjne instynkty, ale regularnie się zagapia, gubiąc swojego zawodnika z dala od piłki i, co najważniejsze, póki co ma zero techniki. To co robi robi podświadomie – nie wypracował jeszcze dobrej pracy stóp, dokładnego pojęcia gdzie ma stać na pomocy, jak powtarzalnie rozwiązywać konkretne sytuacje defensywne. To wszystko to technika i doświadczenie – brakuje mu jednego i drugiego
- Inna rzecz, że jak na ten wzrost abstrakcyjnie źle blokuje i zbiera – 0.2 blk na mecz i 4 zbiórki w 23 minuty na mecz to jest żart przy jego rozmiarach i energii.
- Kreowanie z piłką, te momenty, o których pisałem wyżej – to coś całkowicie losowego. Pojawia się i znika. Raz zniknie z oczu i zje jak juniora świetnego obrońcę rywali, drugi raz nie będzie w stanie minąć nieruchawego centra i jeszcze przy okazji zgubi piłkę w koźle. Jest pod tym względem surowy jak tatar przed pokrojeniem.
- Skoro jest takim atletą to może chociaż świetnie kończy pod koszem pomyślisz? Ano nie – świetnie kończy kiedy robi wsady. Kiedy nie robi wsadów… ma żenujące problemy z layupami, które trafia ze skutecznością poniżej 50%. Możliwe, że więcej razy go blokowały tablica i obręcz niż rywale. Wygląda to wręcz śmiesznie.
- Ruchowo czasem jest jak baletnica, a czasem żyrafa na wrotkach. Jestem absolutnie pewien, że co najmniej 3 razy widziałem jak potyka się o linię wyznaczającą rzut za 3.
Co więc z nim zrobić – na highlighcie – nowy Giannis. Na lowlighcie – nowy Sekou Doumbouya. Póki co – gracz teoretyczny, nie możesz go wybrać w top5, bo jest spora szansa, że spalisz w ten sposób ten pick. Ale też boisz się go nie wybrać, żeby nie wyglądać jak 14 drużyn draftu 2013, które nie wzięły Greka.
Top 3 potencjał w tym drafcie. Zarówno na gwiazdę jak i na spektakularny bust.
Dodatkowo dochodzi też jedno z moich założeń, że nie lubię wysoko wybierać surowych graczy – bo to z reguły nie kończy się dobrze, a oni nie rozwijają się najczęściej tak szybko jakbyś się spodziewał.
Co więc z nim zrobić?
Miałbym go poza top10, gdyby nie jedna prosta rzecz – wygląda jakby jeszcze nie dorósł do swojego ciała. Dziecko w zbyt dużym kombinezonie. Myślę, że jego koordynacja będzie szybko się poprawiać, a wraz z nią, będzie zauważalnie lepszym atletą i graczem. Przypomina mi pod tym względem Tobiasa Harrisa, kiedy ten przychodził do ligi. Wielki dzieciak, z jeszcze takim niemowlęcym tłuszczykiem pod brodą, który dopiero zaczyna ogarniać, że jest większy od wszystkich dookoła i może im robić brzydkie rzeczy na parkiecie. I kiedy Tobias dorósł do swojego ciała – wszyscy go kochaliśmy (zanim zaczął nas nudzić w Filadelfii). Więc teraz pytanie, czy to jest właśnie ten case?
Jeśli tak – bierz go w top5. Myślę, że drużyny z dwoma pickami w tym drafcie (lub milionem picków long term) powinny tu zaryzykować. Blazers z 7, Spurs z 8 lub Thunder kupujący wysoki pick za kombinację 12 i przyszłych assetów. Ryzyko jest po prostu tego warte.
Best case: Tobias Harris – nie jako skillset, a maksymalny poziom gracza
Worst case: Sekou Doumbouya
Piętro 3B – Pewni starterzy bardzo dobrych drużyn
Każdy z wymienionych tu graczy ma wyżej podłogę niż Ci w piętrze 3A.
Reed Sheppard
Zaczynamy tu od gościa, który mógłby grać w Finałach NBA już teraz w istotnej, ale nie pierwszoplanowej roli.
Mały. Biały. Z krótkimi rączkami. Słaby w koźle.
To pewnie nieźle rzuca co?
Tak. Ale to niedopowiedzenie.
Reed Sheppard jest najlepiej rzucającym zawodnikiem jakiego kiedykolwiek oceniałem pod kątem draftu.
Weź dowolną statystykę rzutową z NCAA i Sheppard będzie w niej najlepszy.
52% za 3 (75/144).
Ponad 50% za 3 w sytuacjach catch&shoot.
50% za 3 z NBA-range.
Rzuty z kozła? A jak – 50% za 3.
Kiedy dostawał piłkę na czystej pozycji, było widać załamanie obrońców – reagowali jakby jakiś skrzydłowy szedł na wsad – pewne punkty. Mam wrażenie, że oglądając go naprawdę długo, widziałem moooże jedno pudło w sytuacji „wide-open”. Absurdalny strzelec.
Dodaj do tego teraz bardzo dobry atletyzm – to jak szybko potrafi się poruszać – zwłaszcza bez piłki, jak wysoko skacze – przy rzucie potrafi znaleźć się na naprawdę solidnym poziomie nad parkietem i to, że umie zaatakować close-out szybkim pierwszym krokiem. Nagle masz materiał na lepszego JJa Redicka, a gdyby miał inny kolor skóry, nikt nie podważałby jego miejsca w Top3. A to nie wszystko:
Sheppard jest co prawda małym karakanem, ale naprawdę silnym jak na swoje rozmiary. I, choć w NBA będzie atakowany w obronie non-stop – ma też znakomite instynkty broniąc na pomocy – to jak, mimo małego zasięgu ramion i jeszcze mniejszego wzrostu, znajduje co chwilę przechwyty i, zwłaszcza, bloki (0.7 bloku na mecz mimo raptem 187 cm wzrostu) jest wręcz niesamowite. Przypomina pod tym nieco, z daleka i pod odpowiednim kątem Derricka White’a. Pomaga mu w tym na pewno bardzo dobry atletyzm i wyskok dosiężny przekraczający 100 cm. Z drugiej strony – jest tak aktywny na pomocy, tak bardzo szuka przechwytów i deflections, że regularnie potrafi zagapić się na piłkę i zgubić z oczu swojego gracza. To niedopuszczalne, ale przy tym jak dobrze posługuje się głową w defensywie – powinien na poziomie NBA to szybko poprawić.
Ostatnią super-wyróżniającą cechą Reeda jest fantastyczny feel do podań. Jest rozgrywającym w typie Lonzo Balla – napędza ruch piłki, nie zasysa jej dla siebie i bardzo chętnie wypuszcza do przodu, często zamieniając atak pozycyjny w kontrę. Lonzo to dosłownie jedyny inny guard na tym poziomie, u którego widziałem tak chętnie i często rzucane outlet passy w kontrze, półkontrze, a nawet po straconych punktach. Sheppard jest pod tym względem niemal równie rewelacyjny, co wiecznie kontuzjowany guard Chicago Bulls. To znakomicie wpływa na drużynę i chęć pozostałych zawodników do dzielenia się piłką.
Dodatkowo – tak bardzo grozi rzutem – z kozła czy w catch&shoot, że obrońcy muszą go kryć naprawdę wysoko. I wtedy umie się rozpędzić i w linii prostej minąć wysokiego obrońcę rywala po zmianie krycia – jest w tym naprawdę niezły, ale – nie ma w tu żadnej finezji, nie zmienia gwałtownie kierunków, nie sadza rywali na tyłkach – rozpędza się i mija. Jak nie da rady się rozpędzić lub ma przed sobą dobrze pracującego na nogach guarda / skrzydłowego – pojawiają się kłopoty.
Niezależnie od roku, w którym odbywałby się draft do NBA, zawodnik o następującym profilu, byłby pewniakiem do top10, z szansami na top3/5:
- Genialny strzelec
- Mądry obrońca, świetnie jak na swój wzrost chroni obręcz i przecina linie podań
- Znakomity atletycznie
- Fantastyczny instynkt do podań, zwłaszcza w kontrze i półkontrze
Czemu więc Sheppard nawet w tym „słabym” drafcie nie jest w moim top5?
Ponieważ jego drugi profil jest brutalny i nie do końca od niego zależny:
- Bardzo mały jak na Shooting Guarda… lub po prostu gracza w NBA
- Słaby kozioł / minięcie jak na rozgrywającego
- Przeciętny w pick and rollu
- Będzie ciągle atakowany w obronie – jest za mały, żeby być dobrym obrońcą 1 na 1 w NBA
- Za dużo patrzy na piłkę jako obrońca na słabej stronie
- Bardzo nierówny w wykończeniach przy obręcz – brakuje mu najczęściej finezji i zasięgu
- Mimo genialnego rzutu, szuka go zbyt rzadko i nie czuje się komfortowo bez ustabilizowanej pozycji
To wszystko sprawia, że mam problem z jego pozycją na boisku – na rozgrywającego za słaby w kreacji, na SG dużo za mały. Kogo będzie krył? Czy jego rolą jest bycie mniejszym i… lepiej podającym Redickiem, czy rzucającym za 3 zamiast z pół dystansu TJem McConnellem?
Do TJa zresztą na sekundę wrócę – jeśli do tej pory nie widziałeś Reeda – to wyobraź sobie zawodnika, który:
- Ma podobny profil fizyczny
- Zamiast z półdystansu rzuca za 3. Jak maszyna.
- Zamiast być bardzo dobrym obrońcą 1na1, jest bardzo dobry na pomocy
- Równie dobrze myśli na boisku
- Zamiast rozrzucać piłkę z pick and rolli, rozrzuca ją przy kontrach.
Strasznie mi się ze sobą kojarzą, mimo, że są kompletnie inni.
Na koniec:
Reed idealnie pasuje do drużyny, która już teraz chciałaby o coś walczyć – to perfekcyjne dopasowanie do Houston – wygląda jak ich brakujący element. Jeśli nie Houston – brałbym go na miejscu Spurs – taki strzelec przy Wembanyamie będzie robił 14 pkt na mecz samymi trójkami. I przy okazji otworzy nowy wymiar w grze Francuza. Stąd zakładam, że jego zasięg w drafcie to miejsca 3-4. Raczej bez szans na top2 i praktycznie nie ma możliwości na to, że wypadnie z top4. Powinien mieć świetną karierę w NBA i zarobić ponad 100 mln $, ale nigdy nie będzie All Starem, o ile nie wydarzy się cud i nie zacznie kozłować jak prime Isaiah Thomas.
Best case: Hybryda najlepszych cech Lonzo Balla i JJa Redicka minus wzrost
Worst case: TJ McConnell ze świetną trójką / gracz którym chciałby być Payton Pritchard
Donovan Clingan
Pytając o miejsce w drafcie Donovana Clingana pytamy:
„Z którym numerem draftu poszedłby obecnie Marc Gasol, gdyby był 10 cm wyższy i nie umiał rzucać za 3?”
W lidze, w której każdy musi znaleźć pomysł na krycie Joela Embiida, Nikoli Jokica i Victora Wembanyamy, a jednocześnie radzić sobie z potężnym frontcourtami Wolves, Knicks czy Cavs – masa drużyn potrzebuje Donovana Clingana. Walker Kessler – jego statystycznie bardziej wyskakująca z papieru wersja ma w NBA dużą rolę i spędzi w niej w lidze wiele lat. Clingan jest większy i lepiej rusza się na stopach. Jest po prostu lepszy.
Jest rzadkim przykładem centra, który powinien być z miejsca bardzo dobry w obronie typu „drop” i jednocześnie może czasem wychodzić wysoko, do obrony typu „hedge” i ewentualnego zastawiania pułapek.
Ogromny podkoszowy w starym stylu, który jednak prowadzony przez fantastycznego Dana Hurleya w UConn, nauczył się wykorzystywać swoje ciało dla celów koszykówki nowoczesnej – świetnie stawia zasłony, dominuje tablice i, przede wszystkim, nie napala się na zbiórkę, a skupia na zastawieniu, dzięki czemu jego guardzi mogą zebrać piłkę i ruszyć z szybkim atakiem – ma w tym dużo właśnie z Marca Gasola lub Stevena Adamsa. Nic więc dziwnego, że ze wszystkich drużyn to Memphis Grizzlies są na niego napaleni jak szczerbaci na suchary i podobno bardzo aktywnie starają się skoczyć w górę draftu, żeby móc go wybrać i połączyć z Ja Morantem w grze pick and roll i JJJem na zbiórce. Ciężko o bardziej idealne dopasowanie.
Jego największymi wadami są słabe osobiste i już dość pokaźna historia małych, ale niepokojących u tak wielkiego człowieka kontuzji. To drugie na pewno jest zauważalną flagą przy jego nazwisku, natomiast to pierwsze może ograniczać go jako gracza, który wykorzystuje zmiany krycia na niższych zawodnikach. Początkowo przy próbie podniesienia rąk może po prostu dostawać po nich kosę jak Rudy Gobert i męcz się teraz chłopaku na linii ze swoimi 57%.
To osobiste (poza oczywistym czynnikiem zdrowotnym) będą największą zmienną w jego karierze. Clingan umie po prostu fizycznie zmiażdżyć mniejszych rywali po switchu, a przy okazjonalnej grze jeden na jednego z innymi centrami ma bardzo ładne oburęczne półhaki. W połączeniu z jego wzrostem to zupełnie wystarczy, żeby móc punktować po krótkim rollu. (Loby łapie świetnie i kończy je wsadami – tutaj nie ma i nie będzie żadnych problemów, ale to robi każdy rzetelny center w NBA). Co więcej po tym krótkim rollu i/lub z ustawień w post jest naturalnym podającym. Nie zrobi tu nic finezyjnego, ale doskonale czyta obronę i ma łatwość w znajdowaniu prostych podań otwierających grę / pozycje rzutowe kolegom. To klasyczna i najważniejsza cecha nowej generacji centrów w NBA – zachwycał tym Jalen Duren, w playoffs byliśmy pod wrażeniem jak te sytuacje rozgrywał Dereck Lively, a Clingan jest pod tym względem już dużo lepiej oszlifowany niż ci dwaj. Jeśli nie będzie można przerwać akcji tego typu w jego wykonaniu szybkim faulem… może kiedyś być All Starem w typie Jarretta Allena lub Brooka Lopeza – nie prawdziwej gwiazdy NBA, a gwiazdy w swojej roli. Idealnego Alfreda dla Batmanów i Robinów swojej drużyny.
Nie umiem wyobrazić sobie sytuacji, w której zdrowy nie staje się dobrym i pewnym starterem w lidze na lata.
Jeśli nie pójdzie z jedynką do Hawks, gdzie także znakomicie pasuje, to jeśli ktoś spróbuje pozyskać trzeci wybór w drafcie od Houston, to prawdopodobnie właśnie po to, żeby go wybrać. W scenariuszu, w którym Rockets nie znajdują pasującej mu wymiany może jednak zauważalnie spaść – Spurs, Pistons i Hornets raczej nie będą szukać klasycznego centra i wtedy możemy patrzeć na Blazers z siódemką… dla których już w pierwszym roku może być lepszą opcją niż DeAndre Ayton. I jeśli Clingan zacznie spadać – na miejscu Memphis próbowałbym namówić Portland na mały trade down.
Naprawdę trudno sobie wyobrazić lepszą obustronnie sytuację niż Donovan Clingan w Memphis Grizzlies.
Best case: „Gdyby Marc Gasol i Rudy Gobert mieli dziecko wychowane przez Brooka Lopeza…”
Worst case: Większy Walker Kessler – to gracz o najwyższej podłodze w tym drafcie.
Dalton Knecht
Ostatni z graczy, których rozważałbym w top10.
Nie jestem jednak jego wielkim fanem.
Starszy, 23 letni już zawodnik, dość atletyczny i pokazujący często ograniczone, bo ograniczone, ale możliwości kreowania w koźle. Dodatkowo świetnie rzuca za 3.
Poszedł do Tennessee uczyć się obrony, żeby ugruntować swoją pozycję w drugiej rundzie draftu i rozwinąć się w obronie, a tymczasem eksplodował ofensywnie. Przy okazji pokazał, że mimo BARDZO ograniczonych umiejętności w obronie – może być częścią jednej z najlepszych defensyw w NCAA.
Czy będzie atakowany przez rywali 1 na 1 na poziomie NBA? Oczywiście.
Czy może spędzić kolejne 7-10 lat w pierwszych piątkach dobrych zespołów jako ważny strzelec na skrzydle? Oczywiście
Tu nie ma wielkiej filozofii – duży, mobilny strzelec, który daje Ci duże gravity, tym bardziej, że jeśli dojdziesz do niego z ręką, ma łatwość atakowania close’outu i można nawet dynamicznie skończyć tę akcję pod koszem wsadem. A jak na moment spuścisz go z oczu, zetnie po linii końcowej i złapie alley-upa. Nic wielkiego – ale to nieprawdopodobnie cenny skill set w obecnej NBA.
Skoro Max Strus i Duncan Robinson dostali w lidze kontrakty na 60 mln dolarów, to Knecht prawdopodobnie kiedyś dostanie 80.
Ja nie jestem fanem takich ograniczonych, nudnych, niezbyt seksownych wyborów tak wysoko, ale je rozumiem. Na tej samej zasadzie kiedyś SVG wybrał Luke’a Kennarda.
Best case: Większy i bardziej uniwersalny w ataku Grayson Allen
Worst case: Max Strus / Corey Kispert
(Tak, oczywiście, że idealnie dla niego by było jakby trafił z do Heat).
Piętro 4 – Rotation Guys
Tutaj mamy uzupełnienia pierwszej piątki i najlepszych rezerwowych, zawodników, którzy zależnie od drużyny, w której wylądują, bez problemu sobie poradzą w jednej z tych dwóch ról.
Jared McCain
Bardzo silny obrońca i świetny strzelec. Guard, który przede wszystkim spełnia się w roli bez piłki i naprawdę świetnie rotuje na pomocy. Z czasem też powinien się rozwinąć w bardzo dobrego obrońcę na rozgrywających rywali. Pod tym względem bardzo przypomina mi dwóch zawodników – Deuce’a McBride’a i DeAnthony’ego Meltona. Zwłaszcza porównanie do tego pierwszego jest na czasie – rzuca za 3, nie jest wybitnym kreatorem po pick and rollu, ale za to może być najlepszym obrońcą w konkretnej serii playoffs. To taki 3&D guard, potrzebny każdej dobrej drużynie. Najlepszy możliwy scenariusz dla niego to bycie takim niższym Derrickiem White (często używam tego porównania, ale teraz każdy chce mieć swojego Derricka White), średni – McBride, gorszy – Gabe Vincent. To prosty w analizie gracz i nie zamierzam go przesadnie komplikować, może poza tym, że to podobno jeden z najlepszych charakterów w drafcie – na boisku niesamowicie zadziorny, poza – przewodniczący samorządu szkolnego i uwielbiany kolega w szatni.
Bub Carrington
Najlepszy pull-up shooter w NCAA, w wieku zaledwie 19 lat. Zdobywał w ten sposób najlepsze w rozgrywkach akademickich 7.3 pkt na mecz. Z drugiej strony ma potężne problemy z dostawaniem się pod kosz i w obronie 1 na 1, gdzie przeszkadza mu dramatycznie brak siły, masy i wybitnego atletyzmu. To co jednak ma, to wzrost i fantastyczną technikę składania się do rzutu. Uwielbia po pick and rollu „zamknąć obrońcę w więzieniu” – wziąć go na plecy i tam utrzymywać, aż do momentu kiedy znajdzie sobie wygodny rzut z okolicy rogów pola trzech sekund. Przypomina w tym… Chrisa Paula i Devina Bookera. To oczywiście nie są jego optymalne porównania, ale istnieje rzeczywistość, jedna na milion, która pozwoliłaby uwierzyć, że Carrington będzie nowym Bookerem. Oczywiście jeśli nabierze ciała i stanie się we wszystkim poza rzutem z kozła dużo lepszy niż teraz jest. W zakresie realnych oczekiwań jego najlepszy możliwy scenariusz to hybryda Cama Thomasa z Dariusem Garlandem – ma podobne parametry fizyczne i styl znajdowania tych swoich firmowych rzutów. Oczywiście – od Cama ma gorszy rzut – Thomas to najlepszy pull-up shooter w NBA, ale za to dużo więcej widzi na parkiecie i lepiej podaje. Z kolei od Garlanda może mieć lepszy pull-up, ale jest gorszy w sytuacjach spot-up i mniej widzi. Taka ciekawa hybryda dwóch graczy, z możliwymi porównaniami jeszcze do CJa McColluma i Lou Williamsa.
Rob Dillingham
Jest takie słowo w języku angielskim, które go idealnie opisuje „bouncy”. Nie do końca chodzi tu o nasze „skoczny”, bardziej pasowałoby – elektryczny. Przy rzutach skubaniec skacze naprawdę wysoko, gra bardzo, hmmm, sprężyście jak kauczukowa piłeczka odbijająca się po parkiecie. Jest też bardzo nieduży, mimo, że ma w grze vibe gwiazdy i dysponuje przeogromym wachlarzem wykończeń przy obręczy, choć jeszcze nie wszystkie wpadają. Dobra trójka, chęć do dzielenia się piłką (choć często próbuje przy tym być zbyt efektowny kosztem wartości użytkowej – typ gracza który woli po podaniu zrobić piruet udając, że nie patrzy, zamiast podać idealnie w tempo – na pewno kiedyś z takim grałeś na streecie), dobry półdystans, najlepszy kozioł w tej klasie draftu, finezja pod koszem… czemu więc mam go tak nisko? Przecież to opis gracza na top5. I zaczynałem z nim w top5… tyle że jest maleńki. I tego nigdy nie nadrobi – zawsze będzie dziurą w obronie, a jak siądzie na nim elitarny i sporo większy obwodowy obrońca, to schowa go sobie do kieszeni i już nie wypuści. Dodatkowo, każda kontuzja, każde, choćby maleńkie spowolnienie w pierwszym kroku, może skończyć jego użyteczność w NBA. W swojej najlepszej wersji może nawet wyglądać jak Isaiah Thomas (ten z Kings, Suns i Celtics), w średniej jak… Brandon Jennings, a najgorszej Bones Hyland. Nie zdziw się, jak na starcie sezonu się w nim zakochasz, a zaraz później zapomnisz. To może być Twój koszykarski one night stand… choć może będzie z tego miłość? Czemu nie – da się go polubić na krótką metę i może uda mu się wykroić rolę w pierwszej piątce jakiegoś solidnego zespołu, a nie być klasycznym Sixth manem od zdobywania punktów.
Zach Edey
Olbrzym 224 cm wzrostu, 135 kg żywej masy, który przy tych parametrach po jakichś 7 lat błyskawicznie się rozwija (do 16 roku życia nie grał w koszykówkę). Ma świetną kondycję jak na tak wielkiego człowieka i w Purdue praktycznie nie schodził z parkietu. Rewelacyjnie stawia zasłony, wpędza rywali w kłopoty z faulami i zabezpiecza deskę. Da się też przeżyć z nim w obronie, bo dzięki dość abstrakcyjnemu zasięgowi ramion – 241 cm i 292 cm zasięgu na stojąco (na palcach robi wsady bez skakania) potrafi być solidny obrońcą w schemacie typu drop. Z roku na rok coraz lepszy i po tym jak rok temu został najlepszym zawodnikiem w NCAA, w tym sezonie… poprawił niemal każdy element gry i zaciągnął Purdue aż do Finałów rozgrywek akademickich, gdzie w bezpośrednim matchupie sprawił, że Donovan Clingan wyglądał na niedużego. Jest dużo lepszy niż Boban Marjanovic kiedykolwiek był i choć sam używałem tych porównań – nie są specjalnie na miejscu, poza samymi rozmiarami zawodnika. Będzie świetną bronią dla drużyn NBA z ławki na 20-25 minut i wpędzenie rywali w kłopoty z faulami, a w niektórych zestawieniach osobowych, może nawet wylądować na lata w pierwszej piątce – nie zdziwię się specjalnie, jeśli Grizzlies wezmą go już z 9. Byłem sceptykiem, ale swoim rozwojem, determinacją i charakterem zamienił mnie w fana. Mówi, że na boisku po prostu lubi uderzać ludzi i kocha się z nimi masować pod koszem. 25 lat temu poszedłby w drafcie z 1. Może nawet rozwinie rzut za 3. Poza boiskiem kochany przez kolegów – odmówił pojawienia się w green roomie, żeby oglądać draft razem z rodziną i kolegami z drużyny.
Jaylon Tyson
Kiedy jeszcze pisałem zasięgi draftowe – miałem go niżej. To jeden z tych graczy, którzy mnie zainteresowali, wpisałem go do pierwszej rundy, a potem tak zostawiłem na dooglądanie. Fascynuje mnie to, że ma bardzo uniwersalny zakres umiejętności – może kryć guardów i skrzydłowych, dobrze rzuca za 3, dobrze podaje w pick and rollu, jest niezły jako punktujący po picku i ma solidnie rozwiniętą grę na półdystansie, zwłaszcza na wprost kosza z okolic linii osobistych (stamtąd często rzuca floatery) i z prawego łokcia – ładnie ułożony rzut. Solidne 36% za 3 i duży komfort w rzutach z NBA range, dobre osobiste 79.6% i ładna historia rozwoju. W Texasie prawie nie grał, przeniósł się na Texas Tech, gdzie zanotował duży progres, a w zeszłym sezonie w Californii eksplodował przy dużym usage – co prawda nieco spadły mu procenty z gry i za 3 (nie jest Devinem Carterem…), ale to normalnie dość naturalne przy prawie dwukrotnym wzroście liczby rzutów. Umie wszystkiego po trochu, jest cholernie silny i w okolicy obręczy wygląda na więcej niż 197 cm wzrostu i 204 cm wingspanu – świetnie wykorzystuje zasięg ramion. W swoich najlepszych momentach wygląda jak długoręki Desmond Bane, a zmniejszenie jego roli w NBA powinno pokazać jak mądrym jest graczem i dobrym obrońcą. Znakomicie się go ogląda i poza tym, że ma już ponad 21 lat, jedyną czerwoną flagą jaką przy nim mam jest niska skuteczność rzutów typu catch&shoot, które będą dla niego kluczowe na początku kariery w lidze (był pod tym względem minimalnie poniżej średniej dla NCAA). Jeśli poprawi tę statystykę, a poza tym jego technika rzutowa nie pozostawia wiele do życzenia (poza nieregularną pracą nóg i niskim wybiciem przy rzucie – obie rzeczy do łatwej poprawy) – to powinien być bardzo solidnym zawodnikiem typ 3&D w NBA, z dodatkowym upsidem, jako rezerwowy kreator i glue guy, który po dobrym ruchu piłki w drużynie, fajnie kończy posiadanie precyzyjną asystą. Może być jednym z największych przechwytów w tegorocznym drafcie.
JaKobe Walter
Bardzo dobry strzelec o wręcz perfekcyjnym ciele do gry w NBA. 194 cm wzrostu, 208 cm zasięgu. Prototypowy gracz typu 3&D. Bardzo energetyczny zawodnik o ładnie ułożonym rzucie, który nie boi brać się na siebie odpowiedzialności po obu stronach parkietu. Kiedy podajesz mu i mówisz „rzucaj”, nawet się nie zawaha. Kiedy powiesz mu „kryj gwiazdę rywali” – rzuci się na nią bez zbędnych pytań, zawsze myśląc, że może spokojnie podołać zadaniu. Ma dobry pierwszy krok i nieźle kończy przy obręczy, a także jak trzeba potrafi rzucić dobre podanie zarówno prawą jak i lewą ręką. Dobry w obronie także bez piłki, nie gubi rotacji, a jego energia często prowadzi go do przecinania linii podań. To czego mu brakuje to atletyzm, gdzie po prostu będzie na poziomie NBA co najwyżej przeciętny, a także kozioł, który jak na dużą ligę jest zwyczajnie słaby. To co jest w nim wyraźnie widoczne to fakt, że jest dobry w każdym elemencie gry, ale w żadnym wybitny, a ma pewne ograniczenia atletyczne. Wybitna jest tylko jego energia, ale jak na zawodnika, który przez moment był typowany nawet do czołówki draftu, zbyt często można zapomnieć, że jest na parkiecie. Jeśli ktoś potrafi się przekonać do jego umiejętności kozłowania, to może nawet mieć go w top10 – 3&D gracz na pozycje 2 i 3 mogący grać jako secondary ballhandler? Kto by takiego nie chciał? Przypomina mi nieco Ketaviousa Caldwella Pope’a w momencie kiedy szedł do Pistons w drafcie. Ma nawet lepszy kozioł niż KCP w tamtym momencie i zdecydowanie lepszy feel do podań.
DaRon Holmes
Zawodnik, który na studiach urósł jakieś 5 centymetrów i nagle odkrył, że nie jest skrzydłowym, a podkoszowym. Dobrze i mądrze podaje, trzyma się roli i swoich silnych stron w ataku. Ścina po końcowej, łapie loby, okazjonalnie zaatakuje niskiego po switchu. Do tego w zeszłym sezonie w Dayton zaczął nagle rzucać za 3 i skoczył z 0.6 próby na mecz do 2.5 próby i aż 39% za 3. To otworzyło dla niego nowy wymiar gry. Świetny atleta, który w ataku najchętniej kończyłby akcje trójkami lub wsadami. Bardzo mocno trzyma się swojej roli. Rozumie, że ma stawiać zasłony i rzucać wtedy kiedy inni gracze stworzą mu ku temu okazję, a w obronie jest naprawdę niezłym blokującymi nieźle broni po switchach. Problem w tym, że jest za wolny na to, żeby na codzień bronić czwórki, a jak na centra słabo zbiera – nieźle zastawia, ale zbierającym jest kiepskim. Z roku na rok był na uczelni coraz lepszy w tym elemencie, dlatego wydaje się, że zaczął dorastać do swojego ciała, ale trzeba dać mu tutaj małą czerwoną flagę. Szczerze mówiąc brałbym go jako pierwszego wysokiego po Edeyu i nie do końca rozumiem czemu w mockach jest tak nisko. Zwłaszcza, że ma ewidentny potencjał do wielopoziomowej gry w pick and rollu, gdzie stawia dobre zasłony, dobrze rolluje, umie zrobić pop na trójkę i naprawdę dobrze rozgrywa w sytuacji 4 na 3 po krótkim rollu. Im bliżej draftu tym mam go wyżej. Może dobrze, że nabór już dziś, bo zaraz wskoczyłby mi do loterii. Na miejscu Heat bym nad nim poważnie myślał. Wydaje się, że podłogą dla niego jest Jalen Smith, ale Holmes ma jak dla mnie dużo wyższe boiskowe IQ.
Pacome Dadiet
Dałem go na początek bezrefleksyjnie na początek drugiej rundy. Potem na koniec pierwszej. Teraz zastanawiam się czy może go wziąć Oklahoma z 12. i czy nie okaże się najlepszym Francuzem z tego draftu. Przed stawianiem zdecydowanie tak śmiałych tez powstrzymuje mnie tylko paskudna historia Ulm z pompowaniem Francuzów przed draftem NBA (Killian Hayes…). Dadiet to szalenie energetyczny źrebaczek. Biega do kontry, ścina bez piłki, rzuca trójki z rogów i pokazuje obiecujące przebłyski gry z piłką w rękach. Jak nabierze trochę więcej siły, a jego, bardzo solidnie przygotowane do nabrania mięśni, ciało się wypełni i zamieni z chłopca w dorosłego… widzę scenariusz, w którym za 5 lat od teraz z niedowierzaniem patrzymy na jego miejsce w drafcie, nawet jeśli pójdzie po prostu poza top10. Ma w sobie coś z… młodego OG Anunoby’ego? Mniej atletycznego Paula George z czasów kiedy siedział na ławce w Indianie? Większego Terrence’a Manna? Mam problem ze znalezieniem idealnego porównania, ale gość tak się rusza, że pozwala wierzyć, że będzie co najmniej solidnym obrońcą i niezłym graczem ataku. Prototypowym graczem 3&D. Z kimś mi się mocno kojarzy, z tą swoją młodzieńczą energią i shake’iem w koźle czasem dodawanym zupełnie poza rytmem ruchu. W każdym razie to surowy projekt, który przy lepszym hype mógłby być rozważany do picku w top10. Nie widzę aż takich różnic między nim, Cody Williamsem i Zaccharie Risacherem – jest mniej oszlifowany od każdego z nich, ale też wyglądał najbardziej na dziecko grające z dorosłymi. Potrzebuje czasu. I nie dawałbym mu go zostawiając w Europie na draft&stash, a ściągnął jak najszybciej do NBA i rozwijał w G-League i przy dorosłej drużynie NBA. Jeśli wezmą go Thunder z 12, kompletnie się nie zdziwię.
Nikola Topic
Pierwszy nie-Francuz z Europy (Buzelis jest wychowany w Stanach), który zostanie wybrany w drafcie. Utalentowany rozgrywający, który umie nakręcać tempo gry drużyny, dobrze podaje i fantastycznie kończy akcje w paint, dysponując tam przeogromnym repertuarem zagrań. To dlatego przez wiele miesięcy wszyscy bezrefleksyjnie łykali informację o tym, że ma zasięg ramion kilkanaście centymetrów większy niż w rzeczywistości. To gdzie zaczynają się jego problemy to bardzo nierówny, słaby rzut, o dość sztywnej mechanice. W NBA rywale nie będą się nim przejmowali na półdystansie, a na szacunek przy trójkach dopiero będzie musiał zasłużyć. Jest jednak, w przeciwieństwie do paru gości ponad nim, bardzo dużym rozgrywającym co sprawia, że powinien rozwinąć się chociaż w neutralnego obrońcę, a świetna technika przy osobistych powinna się też przełożyć na płynniejszy i przede wszystkim celniejszy rzut z gry. Gdyby nie naderwane więzadła krzyżowe, przez które najpewniej pierwszy rok w NBA spędzi na rehabilitacji, miałbym go bliżej top10, ale poniżej czołowej jedenastki.
Bench Players
Kel’el Ware
Chłopak, który rok temu był przez wielu przez moment typowany nawet do top10 draftu 2023, ale rozczarowujący pierwszy sezon na uczelni zmusił go do pozostania w NCAA. Fantastyczny i bardzo eksplozywny atleta, o rewelacyjnym zasięgu ramion (212 cm wzrostu i około 225 cm wingspanu). Prototypowy wysoki do współczesnej NBA. Skacze wysoko, świetnie rolluje, łapie loby, w kontrze wygląda jakby robił konkurs wsadów. Do tego przy obręczy, kiedy to nie będzie lob, potrafi złapać nawet bardzo trudne piłki i skończyć jeszcze trudniejsze rzuty, dzięki zaskakująco dobrej technice użytkowej pod koszem – półhaki, piwoty i nawet lekkie fade’awaye – to wszystko przychodzi mu bardzo naturalnie. W NBA będzie nie tylko zagrożeniem w pick and rollu, ale może też grać w akcjach typu pick and pop – rozwinął bardzo ładny rzut za 3, przy płynnym transferze energii, o którym zawodnicy z czuba tegorocznego draftu mogą tylko pomarzyć. Mam go w tym miejscu, a nie w top 10, ponieważ… po prostu nie lubi kontaktu fizycznego. Słabo zastawia, nie przyjmuje mocnego kontaktu przy zasłonach, a kiedy ktoś go atakuje tyłem do kosza, nie umie poświęcić ciała do walki z rywalem. Tak jak Zach Edey lubi uderzać ludzi pod koszem, tak Kel’el Ware zdecydowanie nie lubi być uderzany. Nie ma przy tym zbyt dużego boiskowego IQ. Wgląda trochę jak etap pośredni między Johnem Collinsem i Mylesem Turnerem, ale może też skończyć jako Kai Jones bez zrytej bani.
Tyler Kolek
Bardzo mądry rozgrywający w typie TJa McConnella, który jednak zamiast rzucać z półdystansu, preferuje palenie siatki trójkami. Swoją energią i znakomitą techniką wykończeń pod koszem przypomina nieco Gorana Dragcia, choć brakuje mu jego zaskakującej szybkości. Bazuje raczej na czytaniu gry, ustawień stopy obrońcy i dzięki temu, że cały czas tworzy zagrożenie rzutowe, często wyprowadza obrońcę z równowagi, pokonuje rywala 1na1, nawet nie potrzebując do tego pick and rolla i wykorzystuje wykreowaną przewagę do rozrzucenia piłki do strzelców lub graczy ścinających po linii końcowej. Widzi wszystko na boisku, a jego wejście na parkiet zmienia energię całej drużyny. Wygląda przy tym trochę jak Jalen Brunson, ale nie ta gwiazda, o której wszycy mówimy, a Brunson przychodzący do NBA po Villanovie – gość, który po prostu wie jak wygrywać i dodaje do swojej gry elementy, które są mu niezbędne do osiągnięcia sukcesu, a koledzy po prostu mu bezwzględnie ufają. Powinien być lepszy niż Payton Pritchard i biorąc go, bierzesz po prostu wysokiej klasy rezerwowego rozgrywającego, który w tej roli spędzi w NBA 10 lat i spokojnie będzie mógł grać w pierwszej piątce, kiedy Twój starter dostanie wolne lub złapie kontuzję. Solidny jak skała i bardzo mądry zawodnik. Pierwsza rzecz, której będzie musiał się nauczyć to McConnellowski rzut z półdystansu, na razie rzuca tylko za 3 i z paint, kiedy znajduje się w strefie pomiędzy to przede wszystkim szuka podań.
Tristan da Silva
Duncan Robinson przebrał się za gracza Colorado i zgłosił do draftu. Ma dokładnie te same umiejętności, wady i zalety. W ataku – bardzo dobry w sytuacjach catch&shoot, zaskakująco dobrze podaje i potrafi rozegrać akcję, choć porusza się w tempie sunącego lodowca. Brakuje mu siły i fizyczności na cokolwiek więcej, ale też nie dostaniesz nic mniej – trójki i wsparcie przy rozegraniu. W obronie jest ostro jechany w grze 1 na 1, nie ma żadnych szans ustać przed szybszymi zawodnikami, ale jednocześnie mądrze porusza się zespołowo i będzie bardziej grywalny w strefie niż klasycznych rozwiązaniach defensywnych NBA. Od Robinsona jest wolniejszy i trochę gorzej rzuca. Za to lepiej ścina do obręczy i wykańcza tam akcje. Wyobraź sobie, że Robinson porusza się w tempie i stylu Kyle’a Andersona i masz swojego gracza. Serio nie wiem, co tu jeszcze mógłbym napisać. A, jest stary, bo ma 23 lata. Teraz pod koniec pierwszej rundy to zaleta. Więc ktoś go na pewno weźmie, będzie jednym z więcej grających rookies, a potem pójdzie trochę w zapomnienie, jako 9-12 gracz rotacji drużyn NBA.
Yves Missi
Młodziutki, wysoki, silny, o bardzo szerokich barkach, wściekle skoczny i z długimi łapami. Twój obrońca na pozycji centra, który w ataku będzie kończył loby. W obronie dobrze chroni obręcz, jest niezły w dropie, ma zaskakująco szybkie ręce i będzie zbierał deflections może nawet tak szybko jak faule. A to oznacza – bardzo, bardzo szybko. Gość łapie się na każdego porządnego pump fake’a, skacze do bloków poza swoim cylindrem, zdecydowanie zbyt często wkłada rywalom ręce w kozioł i nawet zastawiając zbiórkę lubi się zaplątać rękami z rywalem ryzykując faul, zamiast po prostu skoczyć pół metra nad resztę i zebrać piłkę z deski. Drużyna (prawdopodobnie Pelicans), która wyeliminuje z jego gry tę idiotyczną tendencję do przewinień będzie bardzo szczęśliwa. Choć w ataku jest surowy jak tatar i wiele lepszy niż wsad-wsad-wsad nie będzie, to w obronie ma potencjał Jarena Jacksona Jr. dla ubogich i tylko tak jak on, co jest typowe dla zbyt dobrze zbudowanych jak na swoją koordynację młodzieńców, łapie idiotyczne przewinienia i zbiera mniej piłek niż powinien. Twój typowy rezerwowy center na 15 minut w meczu w trakcie których zablokuje rzut, trąci jakąś piłkę, zbierze 5 piłek, z czego dwie w ataku, zrobi dwa wsady, trafi 2 z 4 osobistych i popełni 4 faule i jedną stratę.
Kyle Filipowski
Dobra, ten jest zabawny. Gracz polskiego pochodzenia (ale nie chce grać dla naszej kadry – już grał dla USA w 3×3), który na oko jest Twoim typowym drewnianym centrem, ale po bliższym przyjrzeniu się… jest czymś dziwnym. Bardzo ruchliwy w ataku i obronie, dużo biega, podaje, stawia zasłony, rolluje i znowu biega. Atakuje zbiórki w ataku i obronie, a kiedy tylko może próbuje złapać kogoś na plakat. To co go wyróżnia to nieprawdopodobnie dobry kozioł jak na ten wzrost i próby gry jako… rozgrywający? Regularnie po zbiórce przeprowadzał piłkę do ataku, ale zdarzało mu się nawet być kozłującym w pick and rollu, po którym próbował… scrossować niższego obrońcę lub rzucić supertrudne podanie do rollującego gracza. Czasem się to udawało, a czasem bardzo nie. Do tego ma dobry rzut i powinien za jakiś czas mieć naprawdę solidną trójkę. Ma fantazję w grze, ale… tu zaczynają się problemy. Brak mu siły i rozmiarów, żeby być dobrym obrońcą. Będzie raczej bronił obręczy nie blokami, a ustawieniem, a najlepsi guardzi NBA kompletnie nie będą się go bać. Jest mądry i ma ten swój ciekawy koziołek, ale jak już dostanie się nim do obręczy to potrafi tam odbić się od rywala, bo brak mu siły. Mam z nim duży problem, skakał na moim boardzie od loterii do drugiej rundy, ale na koniec mam wrażenie, że ta jego nietypowość jest raczej wyróżnikiem, a nie wadą. Ktoś może pomyśleć, że to Alperen Sengun dla ubogich. Kto inny powie, że to nowy Zach Collins plus kozioł. Zadaniowiec z ławki, będziemy wrzucać na Twittera jego dziwne akcje, bo nie powinno ich brakować w NBA. Zarówno tych pozytywnych, jak i tych całkiem śmiesznych.
Johnny Furphy
Dobry, choć nieco chudy atleta idealnie zbudowany do gry na pozycji numer 3 i notował bardzo intrygujące statystyki zaawansowane. Jego budowa ciała sugeruje, że powinien dość łatwo nabrać masy, a i tak miał świetną skuteczność za 2 (64.5%), oddawał relatywnie dużo osobistych i dobrze zbierał. Potencjalnie niezły gracz typu 3&D, bardzo ruchliwy w ataku i podejmujący dobre decyzje. Nie robi rzeczy, których nie umie, ale rzuca trójki – co umie, i atakuje obręcz – co też umie. Nieźle broni zespołowo, ale bywa regularnie ogrywany 1 na 1 przez guardów, co w NBA tylko się nasili. Jego praca stóp w obronie pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Jeśli drużyna szuka systemowego gracza na pozycję niskiego skrzydłowego, który ma spory potencjał na rozwój, może spojrzeć w jego stronę pod koniec pierwszej rundy. Ma w sobie coś z Gordona Haywarda minus kozioł lub Cama Johnsona z gorszym rzutem. Low end comp to Sam Dekker lub w bardziej optymistycznej wersji Doug McDermott z gorszą trójką.
Isaiah Collier
Jest zbudowany jak kula armatnia i potrafi naprawdę efektownie wbić się w paint i tam skończyć akcję na kontakcie. Przy okazji bardzo dobrze podaje i kreuje kolegów, ale… popełnia też masę głupich strat. Ma bardzo dobry kozioł i potrafi strasznie objechać rywala, ale czasem to wygląda jak sztuka dla sztuki, bez celu i kontroli. Słabo rzuca, za 3, z osobistych i właściwie z każdego miejsca na parkiecie poza bezpośrednią okolicą kosza. Jest cholernie silny jak na guarda, ale nie potrafi tego przełożyć na jakoś specjalnie efektywną obronę. Często gubi koncentrację w defensywie, a brak wybitnego atletyzmu i rozpiętości ramion nie dają mu wybitnych narzędzi, żeby to jakoś nadrobić. Ma za to dużo energii i wydaje się, że gdyby grał bardziej pod kontrolą – może być niezłym guardem w NBA – wyobraź sobie przytyranego Isha Smitha. Z drugiej strony – jeśli nie poprawi rzutu – zaraz może wylądować gdzieś poza NBA… może powinienem mieć go niżej. Daję mu jednak kredyt zaufania za to jak wysoko był notowany jeszcze w liceum – tacy gracze czasem są lepsi w NBA niż NCAA.
Kyshawn George
Skrzydłowy z dobrym rzutem typu spot-up i równie dobrym po koźle. Był rozgrywającym w liceum, ale potem gwałtownie urósł i musiał odnaleźć się w roli skrzydłowego. Dzięki temu wciąż ma dobry instynkt do podań. Zwłaszcza jest groźny po tym jak zaatakuje close’out i stworzy przewagę 5 na 4 – świetnie znajduje zarówno strzelców w rogach jak i ścinających kolegów. Ma bardzo ograniczony atletyzm i po tym jak już znajdzie się bliżej kosza – szuka raczej pullupa z poł dystansu lub podania i nie patrzy w stronę kosza, gdzie słabo kończy. Grał nieduże minuty na słabym uniwersytecie i z jego oglądaniem jest jak z oglądaniem highlightów gracza: widzisz przebłyski, ale zastanawiasz się, jak to się sprawdzi w większej próbie na wyższym poziomie. Ma problem nawet z minięciem rywala 1 na 1 – potrzebuje do tego zasłony lub rotacji w obronie i agresywnego close’outu. Jeśli wierzysz tym przebłyskom – masz bardzo mądrego glue-guya z ławki.
Ryan Dunn
Możliwe, że najlepszy obrońca rocznika i jednocześnie… jeden z najbardziej ograniczonych ofensywnie zawodników dostępnych w tym drafcie. Świetny obrońca jeden na jednego, fantastyczny zespołowo, nieprawdopodobny blokujący jak na swój wzrost… ale nie umie rzucać za 3, a w ataku cała jego rola to atakowanie kosza, ścięcia po linii końcowej i nie przetrzymywanie piłki. Czytaj: klasyczne koszykarskie „gruby na bramkę” zwane inaczej „biegaj, zbieraj, staraj się i nie przeszkadzaj”. Umie zaatakować close’out, ale rywale kompletnie go olewają kiedy może rzucić za 3… więc nie ma czego atakować, kiedy nie ma close’outów. Podobno pokazał się fantastycznie na workoutach i jest przez to szansa, że pójdzie nawet w Top20. Matisse Thybulle / Andre Roberson tego draftu.
Dillon Jones
Gdyby Julius Randle był guardem… Cholernie silny i duży rozgrywający – 194 cm wzrostu, 104 kg, 211 cm rozpiętości ramion, który swoją grę opiera na demolowaniu fizycznym rywali. W ataku wykorzystuje swoje ciało, żeby umieścić obrońcę tam gdzie chce – czy to zrzuci z siebie rywala bodiczkiem na półdystansie, czy weźmie go na ramię i zawiezie aż pod obręcz, czy zagra z nim bully-ball w post. Umie każdą z tych rzeczy i przy okazji jeszcze wymusza faule na kontakcie. Z linii też rzuca ponad 80% więc powinien rozwinąć spot-up trójkę na warunki NBA. To co go trzyma tak nisko to oczywiście wiek – prawie 23 lata, słaba technika rzutu za 3 i ograniczony atletyzm. Ma też równie ciężkie stopy w obronie co wspomniany Randle. Powinien sobie zbudować karierę w NBA jako 4-5 guard w drużynie mogący momentami występować nawet jako PF.
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.