Nawet kiedy jesteśmy gotowi na zmianę, ta na koniec zawsze nas zaskakuje.
To zawsze staje się nagle. Nie oczekujesz tego, mimo że zdajesz sobie sprawę że to nadejdzie, bo na każdego nadchodzi. Po prostu któregoś dnia kładziesz się spać w pełni formy, a budzisz się z bólem pleców. Okazuje się że ręka Ci zdrętwiała mimo że spałeś w takiej samej pozycji jak zawsze. Wstajesz z łóżka i czujesz, że kolano jakoś inaczej Ci pracuje. Kiedy doczłapiesz się do łazienki, mimo bólu zęba patrzysz w lustro i życzysz sobie wszystkiego najlepszego z okazji 31. urodzin.
Dobre śniadanie i mocna kawa wypędzają demony nocy, i wydaje się, że to wszystko co do tej pory Cię bolało to tylko takie klasyczne „jakoś krzywo spałem”, a Ty jesteś ciągle w swoim prime. I w znakomitym humorze, bo dzisiaj masz mecz. Nieważne, czy to koszykówka, siatkówka, czy piłka nożna. Nieważne czy to liga zawodowa, amatorka, czy luźne granie z kumplami. Idziesz pograć, wiesz co umiesz.
Rozgrzewasz się, zaczyna się mecz i nagle w jakiejś pojedynczej akcji orientujesz się, że już nie skaczesz tak wysoko, że wyprzedził Cię w kontrze kolega, że zadyszka pojawia się ciut za szybko, a to ostatnie lądowanie coś poczułeś w kolanach. A co gorsza ten dzieciak, który z Wami gra, ksywa „Młody”… już nie tylko skacze wyżej i biega szybciej niż reszta, ale nagle zaczyna zdobywać zaskakująco dużo punktów. Jeszcze sobie radzisz z jego kryciem, jeszcze umiesz go ograć doświadczeniem i masą sztuczek których się nauczyłeś przez lata, ale… czujesz to. Czujesz, że nie wiedzieć kiedy zacząłeś dużo bardziej pilnować tego gdzie ustawisz stopę, gdzie włożysz łokieć, jaki zwód zrobisz, żeby mieć szansę zdobyć punkty. To już nie to co kiedyś gdzie wystarczała Ci sprawność i dynamika, żeby robić na parkiecie to co chcesz. Teraz musisz sobie pomagać sztuczkami, dziaderskimi sztuczkami, tymi samymi, które na Tobie stosowano tyle lat temu, kiedy sam skakałeś ludziom po głowach… i bez których już sobie nie poradzisz. Orientujesz się, że choć wciąż masz niezłą formę, to stajesz się boiskowym weteranem, a „Młody” do sprawności dokłada coraz lepszy ogar boiskowy, myślenie, nagle już nie jest dodatkiem do drużyny w której gra, a jej kluczowym zawodnikiem. Kiedy to się stało?
Kiedy z „są od nas dużo lepsi technicznie i taktycznie, ale ich przytłoczyliśmy fizycznie” przeszliśmy do „te dzieciaki bez ogaru kompletnie nas zabiegały?”. Kiedy ten czas minął, jeszcze przed chwilą rządziliśmy ligą i swoim boiskiem, a teraz lata koło nas nagrzana gówniarzeria i choć tego nie chcemy przyznać, bo w końcu to my im pokazywaliśmy co jest pięć, to teraz ich drużyna wygrywa jakby ciut za często? Kto do cholery podniósł kosze i podwyższył siatki na boisku siatkarskim, kto zmniejszył bramki na piłce? Czemu już nawet nie próbujesz robić wsadów, a na siatce okazuje się, że w sumie to się fajnie blokuje przekładając same dłonie, po co się męczyć z całymi przedramionami?
Przemijanie w sporcie dopada nas nagle. Potrafimy przedłużyć swoją starość, potrafimy przemijać bardzo długo, im niższy poziom i im więcej mamy farta ze zdrowiem i oleju w głowie, tym dłużej. Ale przemijamy i z zaskoczeniem patrzymy jak kolejne pokolenie sportowców nieco nieoczekiwanie nas wypiera. Dojrzewa, rośnie, przeskakuje nas, w przenośni i czasem niemal dosłownie.
I to się dzieje na każdym poziomie, przeżywają to sportowcy w NBA i czasem dzieje się to po prostu nagle.
Obecnie w najlepszej koszykarskiej lidze świata mamy grupę graczy nieśmiertelnych, takich którzy już od dawna są w topie wszechczasów i teraz, już dawno po trzydziestce, walczą tylko o przesunięcie się z top30 do top20, z top20 do top10, z top2 do top1 itd. Myślę, że każdy może ich łatwo wymienić – LeBron James, Steph Curry, Kevin Durant, Chris Paul. Trzech z nich to w dalszym ciągu liderzy swoich drużyn. Czwarty wciąż jest bardzo ważną postacią tej ligi. Wiesz jaka jest ich średnia wieku?
Prawie 37 lat.
A wciąż mówimy o nich jako o najważniejszych graczach ważnych drużyn.
To piękne i wspaniałe, świadectwo bezprecedensowej w skali ligi długowieczności, zwłaszcza jak na tych najlepszych z najlepszych.
Mamy ich wśród ludzi tradycyjnie rządzących ligą.
Poza Suns, Warriors i Lakers, też są gracze, których tradycyjnie mamy w naszym ligowym topie. Choćby w innej z drużyn z LA – Clippers. Ich cztery największe gwiazdy: Kawhi Leonard – 32 lata, Paul George – 33 lata, James Harden – 34 lata, Russell Westbrook – 35 lat.
To wszystko rewelacyjni zawodnicy, tacy, których pominięcie w ligowym top10 czy top20 w trakcie ostatniej dekady byłoby skandalem i świadczyło o tym, że robiący ten ranking po prostu szuka kontrowersji.
Czy więc bardzo się zdziwisz jeśli Ci powiem, że gdybyśmy mieli robić All NBA Teams na ten moment, za ten sezon, to w pierwszej piątce znajdzie się co najwyżej jedna z tradycyjnych gwiazd NBA?
All NBA 1st na ten moment: Tyrese Haliburton, Shai Gilgeous Alexander, Luka Doncic, Joel Embiid, Nikola Jokic.
2nd team: Kevin Durant, Jayson Tatum, Giannis Antetokounmpo, Anthony Edwards, Steph Curry
3rd team: DeAaron Fox, Tyrese Maxey, Bam Adebayo, LeBron James, Devin Booker
Do trzeciej piątki może możesz dać Alperena Senguna. Może Rudy’ego Goberta. Możesz do pierwszej piątki sezonu przesunąć Giannisa, Duranta lub Tatuma, prawdopodobnie za Doncica. Możesz się bawić w kosmetykę. Ale fakty są proste – w All NBA Teams mamy aż 7 zawodników którzy na teraz mają 25 lat lub mniej.
Zmiana pokoleniowa w NBA nie nadchodzi. Ona już tu jest.
Od tak dawna patrzymy na LeBrona, Stepha i KD, tak bardzo się do nich przyzwyczailiśmy i tak kochamy ich długowieczność, że ta zmiana w NBA bierze nas niejako z zaskoczenia. Przecież oni wciąż są świetni. Przecież dopiero co zaczęliśmy się przyzwyczajać do myśli, że następcami tych graczy będą Nikola Jokic (28 lat, w lutym 29), Joel Embiid (29, w marcu 30) i Giannis Antetokounmpo (29 lat). Poprzednie pokolenie gwiazd jeszcze nie odeszło, a już się nam ich następcy zaczynają starzeć i bardzo mocno napiera młoda gwardia. Młoda gwardia która być może zaraz wyprze dwa pokolenia naraz z All NBA Teams i już za rok możemy się zorientować że to ona rządzi NBA jako grupa. Póki co – najlepsze jednostki – Jokic, Embiid, Giannis, są z tego środkowego pokolenia. Ale reszta najlepszych graczy tego sezonu to są ludzie jak na NBA jeszcze bardzo młodzi. I tak, do tych najmłodszych zaliczam też Jaysona Tatuma i to nawet nie jest żart. Wydaje się że chłop gra w lidze niewiele krócej niż KD, a wciąż ma dopiero 25 lat. Serio, sprawdź, mnie też to za każdym razem zaskakuje.
Jeśli oglądasz In-Season Tournament to na pewno już zobaczyłeś Tyrese Haliburtona po raz pierwszy w życiu grającego na wielkiej klubowej scenie. Po raz pierwszy w życiu występującego na antenie TNT. I kompletnie się tą presją nie przejmującego. Jest najlepszym rozgrywającym tego sezonu, kropka. Nie ma nikogo lepiej podającego, nie ma nikogo lepiej dbającego o piłkę, nie ma nikogo lepiej dyrygującego grą drużyny. Po prostu nie ma. To Steve Nash ruszający się czasem jak Penny Hardaway i mający kontrolę nad drużyną typową tylko dla Chrisa Paula. A do tego dokłada uśmiech Magica Johnsona. Musi, po prostu MUSI być w All NBA 1st Team jeśli utrzyma ten poziom gry.
Tyrese Haliburton w dwóch meczach playoffs Turnieju NBA łącznie:
✅️53 punkty
✅️21/37 z gry
✅️17 zbiórek
✅️28 asyst
✅️‼️0 strat ‼️
✅️2 wygrane28 asyst i 0 strat w dwóch superintesywnych meczach to jedna z najbardziej absurdalnych statystyk jakie w życiu widziałem.
— Maciek Wooden (@wooden13) December 8, 2023
Oczywiście możesz mi nie wierzyć. Możesz twierdzić, że to tylko moja opinia… no cóż, nie tylko ja jestem nim oczarowany. Zapytajmy o opinię wschodzącą gwiazdę ESPN, JJa Redicka:
“Frankly, he’s a superstar. There’s no other way to put it.” —@jj_redick on Tyrese Haliburton pic.twitter.com/FfcOi1LmWf
— TheOldMan&TheThree (@OldManAndThree) December 8, 2023
Czemu tak wałkuję gwiazdę Indiany? Ponieważ wepchnięcie go do All NBA 1st Team jako najlepszego rozgrywającego ligi wymaga wypchnięcie z niej kogoś. A tam „powinni” być SGA, Doncic, Giannis, Embiid i Jokic. I może jeszcze Tatum. KD i Curry też zgłaszają akces… ale jak im rywalizować z rządzącymi ligą gówniarzami. Tak więc najlepszy PG ligi musi wypchnąć z sześcio-osobowej najlepszej piątki aż dwóch graczy. I cała ta szóstka to obecnie „średnie” i „najnowsze” pokolenia. Dziady zwolniły nieco miejsca, a i tak brakuje przestrzeni żeby docenić wszystkie niewiarygodne talenty tej ligi. To już nie tylko historycznie bezprecedensowe nagromadzenie talentu w NBA, wynikające z coraz większej długowieczności gwiazd. To super-utalentowani nowi gracze burzący porządek do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Indywidualna rewolucja na poziomie talentu to jednak nie wszystko. Nie ma łatwiejszej metody na ogarnięcie zmian w NBA niż zwykłe spojrzenie w tabele.
W Top6 Wschodu mamy trochę z zaskoczenia (no, chyba że słuchasz naszych podcastów) Orlando Magic i Indiana Pacers. W Top6 Zachodu Oklahoma City Thunder. Wszystkie trzy zespoły są też w innym top6… Top6 najmłodszych drużyn ligi.
- Średnia wieku Thunder to 23.6
- Średnia wieku Magic to 24.1
- Średnia wieku Pacers to 24.4
To absolutnie bezprecedensowa sytuacja, że aż 3 tak młode drużyny są w czołówce NBA… i żadna z nich nigdzie się nie wybiera.
- Thunder to bilans 13-7, 6. atak i 3. obrona NBA.
- Pacers to 12-8 i najlepszy atak w historii ligi.
- Magic to 14-7 i 5. obrona ligi.
Każda z tych trzech drużyn już ma swoją tożsamość i coś na czym może budować swoje sukcesy przez lata.
Problemy w tym, że tak jak Tyrese Haliburton wypycha uznanych graczy, zasługujących na All NBA 1st Team, tak te zespoły wypychają uznane ligowe siły.
Obecność Magic i Pacers w top6 Wschodu oznacza, że tylko jedna drużyna z grupy Knicks, Heat, Hawks, Cavs wejdzie bezpośrednio do playoffs, a co najmniej jedna z nich odpadnie na etapie play-in. (Zakładam, że Sixers, Bucks i Celtics są tu bezpieczni).
Dla każdej z tych drużyn sama konieczność gry w play-in będzie kłopotliwa – Heat byli o kilka centymetrów od 3 Finałów NBA w 4 lata, Hawks właśnie postawili wszystko na duet Young-Murray i zapłacili grube pieniądze Quinnowi Snyderowi za ich prowadzenie, Cavs mieli być tą wschodzącą potęgą swojej konferencji, a Knicks mają naprawdę mocny i solidny skład i ich fani nie wybaczą ani ćwierć kroku wstecz. A jednak – ktoś z wymienionej grupy nie tylko zaraz wykona krok wstecz, ale wręcz stanie przed dylematem – zaorać czy poprawiać, czy założony kształt zespołu ma sens. Nie zdążyli się jeszcze rozgościć w ligowej czołówce, a już stają przed pytaniami o przyszłość organizacji.
To samo dzieje się na Zachodzie. Świetna gra Timberwolves (i ich młodziutkiego lidera – Anthony’ego Edwardsa), objawienie się Thunder i mistrzowska klasa Nuggets sprawiają, że poniżej tej trójki robi się naprawdę bardzo ciasno.
Zostają tylko trzy miejsca dla:
- Grających jak co roku o wszystko Lakers LeBrona
- Rekordowo drogich Warriors Stepha
- Clippers Ballmera
- Suns Bookera, KD i Beala
Już tylko z tej czwórki superdrogich i starych zespołów jeden nie wejdzie bezpośrednio do playoffs. A nie zapominajmy o:
- Mavs wciąż młodziutkiego Doncica
- Głodnych i rewelacyjnych z DeAaronem Foxem Kings
- Supergłębokich i równych Pelicans
- Młodych i szalonych Rockets
Z wymienionych zespołów:
- Aż 5 nie wejdzie bezpośrednio do playoffs.
- 3 nie wejdą w ogóle do playoffs
- 1 nie wejdzie nawet do play-in
A trzeba powiedzieć, że każdy z nich, poza tymi młodymi i rewelacyjnymi Thunder, bardzo mocno zainwestował chcąc się bić o wysoką pozycję w konferencji, a nie walczyć na pograniczu loterii. (BTW, nie zapominajmy o Ja Morancie i jego Grizzlies – oni jeszcze napsują krwi wielu rywalom).
Przemiana pokoleń nie czekała. Nadeszła niezapowiedziana.
Któregoś dnia wieczni faworyci: KD, LeBron, Curry i Kawhi zobaczyli przed sobą plecy młodszych… i być może po prostu lepszych Jokica, Embiida i Giannisa.
Rozejrzeli się na boki, a tam zamiast tradycyjnej pustki, biegnie horda młodych. Biegnie szybciej niż oni są w stanie. Rzuca lepiej niż oni się uczyli. Jest bardziej głodna, bardziej spragniona, bardziej wściekła. I nie tyle dogania stare gwiazdy ligi, a wyprzedza je w tempie szybszym niż kiedykolwiek… i to mimo niebywałej wręcz długowieczności dotychczasowych idoli.
Może jeszcze przez jakiś czas weterani będą w stanie bronić się doświadczeniem, mądrością boiskową i swoimi dziaderskimi sztuczkami. Ale z wiecznych faworytów, zamieniają się w swoich dawnych konkurentów. Tych którzy czekają na kontuzję u lepszych od siebie. Suns, Warriors, Clippers czy Lakers nie będą w tych składach bezwzględnym faworytem ligi (najbliżej tego są jeszcze w Phoenix, ale to dzięki geniuszowi 27-letniego Bookera, a nie top20 All Time – Kevina Duranta). Mogą ją jeszcze wygrać – są na tyle dobrzy, żeby w sprzyjających okolicznościach wykorzystać kontuzje lub gorszą formę rywali, ale czasy rządzenia NBA już w ich przypadku minęły.
Teraz z tą młodą hordą muszą się zmagać już nowi faworyci. Jokic, Giannis, Embiid i, tak tak, Jimmy Butler (nie wiem czy Jimmy’ego sklasyfikować z dziadami czy tymi którzy teraz rządzą, tak samo jak nie wiem gdzie go umieścić w topce NBA, na liście All Time i w ogóle wszędzie. I myślę że ta nieokreśloność bardzo Jima jara).
Kiedyś ci faworyci po obaleniu poprzednich idoli, przejęliby ligę na lata. Teraz musieli czekać dłużej niż kiedykolwiek na swoje rządy… które od razu są zagrożone. Pokolenie LeBrona, KD i Stepha, zawierające trzech top20 graczy All Time przemija na naszych oczach. Nowi faworyci, z trzema kolejnymi kandydatami do co najmniej top30… są już w opałach. A ligę szturmem biorą młodzi. Drużyny które przez tyle lat mieliśmy za potęgi stają się średniakami. Te, które miały obalić te potęgi… już dawno przejęły ich rolę, ale nie chcieliśmy patrzeć. A nowe, młode, głodne zespoły przejmują ligę na naszych oczach. Widzimy zmianę, mimo że być może nie chcemy jej dojrzeć. Ale krąg życia NBA coraz głośniej upomina się o seniorów, a my tylko powinniśmy się z tego cieszyć.
Bo w NBA każde kolejne pokolenie jest lepsze od poprzedniego.
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.