• wooden
PostPrime/Blog post/Analizy/Lakers wygrywają Turniej NBA

Lakers wygrywają Turniej NBA

„Records will be broken but one thing that will never be broken is being the first to do something”

Bach-Bach. Głuchy odgłos piłki odbijającej się o parkiet. Bach-bach-bach. Jeśli kochasz koszykówkę, kochasz też ten odgłos. To rytm serca kiedy jesteś na boisku, rytm gry. Dla niektórych, tych najlepszych na świecie to też rytm ich życia. Bach-bach. Kładziesz się wcześniej spać. Bach-bach. Wstajesz po dokładnie 10 godzinach snu. Bach-Bach. Dobre śniadanie, rozciąganie, może rzutówka. Bach-bach. Czas na dwugodzinną drzemkę. Bach-bach. Obiad, oglądanie video koncentracja. Bach-Bach. 25 minutowa drzemka, tak zwany power-nap. Bach-Bach-Bach. Przybywasz na halę. Słyszysz szum trybun, widzisz błysk fleszy.

Bach-Bach-Bach. Przebierasz się. Rozgrzewasz po raz tysięczny w karierze na bocznej sali w dokładnie ten sam sposób. Aż do pierwszego zmęczenia i złapania drugiego oddechu.

Bach-bach-BACH. Odprawa przedmeczowa, omawianie taktyki, mobilizowanie kolegów. Bach-BACH-BACH. Wybiegasz z szatni, komentator wyczytuje nazwiska Twoje i kolegów. Bach-BACH-BACH. Wyrzucasz w powietrze garść talku, jak to robiłeś już tyle razy wcześniej. Bach-BACH-BACH. Drużyny zbierają się na środku boiska, piłka leci w górę, Twój center wygrywa podrzut. Piłka trafia w Twoje ręce. BACH-BACH-BACH. Odbijasz ją o parkiet po raz pierwszy, znowu jesteś w swoim świecie, gdzie kontrolujesz wszystko. Kolejny dzień w pracy dla LeBrona Jamesa?

Nie tym razem.

BACH-BACH-BACH-BACH.

Żeby grać w NBA 21 lat i ciągle mieć chęć i siłę musisz co rusz znajdować w sobie nową motywację. Czy to jest Twój pierwszy tytuł w życiu, czy pierwszy tytuł dla Cavaliers i przełamanie klątwy miasta Cleveland w zawodowym sporcie, czy to pogoń za legendą Kobego i innych wielki zawodników Los Angeles Lakers. Trzy tytuły i 3 nagrody MVP Finałów dla 3 różnych miast? Najwięcej punktów w historii playoffs? Najwięcej punkty w historii sezonu zasadniczego? 6 pierścieni Jordana? Co robić jak większość z tego już masz, a to ostatnie wydaje się niemal nierealne? Po co dalej grać, dalej się starać skoro na koszykówce zarobiłeś już prawie 500 mln dolarów, a z reklam kilka razy więcej? Gdzie znaleźć motywację do dalszych występów, skoro nie tyle dogoniłeś co stałeś się historią? Zagrać z synem w tym samym meczu, w tej samej drużynie? Piękny cel, ale zależy bardziej od syna niż od Ciebie. Gdzie znaleźć ten drive, chęć do rywalizacji. Jak zmusić się do wysiłku w sezonie zasadnicznym, jak wydobyć z siebie to coś ekstra, skoro robiłeś to już dosłownie tysiące razy? Zwłaszcza, że wiesz, że stawka pojedynczego spotkania jest względnie nieduża, a prawdziwa gra zaczyna się dopiero w playoffs.

LeBron James musi kochać koszykówkę, skoro jeszcze się nie wypalił, a ona od ponad 20 lat jest rytmem jego życia. To musi być miłość bezprecedensowa, bo nawet Michaela Jordana odciągały od niej inne rzeczy: hazard, kobiety, baseball. To niesamowite, że James wstaje co rano, słyszy rytm, zsynchronizowany z rytmem swojego serca: bach-bach-BACH i wie, że chce robić to dalej.

Ale nawet on ma z tym czasem problemy. Czasem motywacji brakuje. Czasem zarzucamy mu, że „wiezie” się przez mecze i sezon zasadniczy już go nie obchodzi.

Na szczęście NBA znalazła mu nową motywację i dała mu pierwszy w historii In-Season Tournament.

LeBron James od początku Turnieju NBA był superzmobilizowany. Było to widać zwłaszcza w fazie pucharowej, gdzie za każdym razem wychodził wyjątkowo starannie przygotowany, nietypowo dla siebie chętny kryć najlepszych graczy rywala. Rzucający swoje 39-letnie ciało na szalę w każdym posiadaniu.

Najpierw wygrał matchup z innym nieśmiertelnym graczem NBA i wielkim rywalem, Kevinem Durantem.

Potem jego przygotowanie i zaangażowanie to było dużo za dużo dla szczeniaków z Nowego Orleanu. Tam gdzie oni oszołomieni Las Vegas wyszli na parkiet na luzie, tam najstarszy gracz NBA, prowokował ich, lekceważył Ziona Williamsona, a kiedy tamten zdeprymowany próbował jednak coś zrobić – mimo, że James odpuszczał go nawet 4 metry od kosza… LeBron albo brał na klatę jego rozpędzone, teoretycznie niezatrzymywalne cielsko… i zatrzymywał go w miejscu, albo po prostu wymuszał faul w ataku na sfrustrowanym rywalu.

39-letnia gwiazda wymuszająca 3 ofensy w jednym meczu? Nie widujesz takich rzeczy na codzień.

Na koniec przyszedł finał z super-zmobilizowanymi Indiana Pacers. Drużyną, która nie przyjechała do Vegas się bawić, a dla której szansa na zdobycie tego trofeum to było być może główne wydarzenie sezonu. I co? I na to też LeBron James miał receptę.

Pacers walczą w każdym meczu, nie dają się z żadnego spotkania wygonić i używają swoich słabości jako mocnych stron. Nie są w stanie ograniczyć wjazdów rywala do kosza bo brakuje im indywidualnych obrońców? Nie ma sprawy – odcinają rywalowi trójki najlepiej w lidze, a jego layupy, oddawane wręcz systemowo wymieniają na swoje akcje z kontry i, najchętniej, trójki. To gra na wariancji, mokry sen Daryla Moreya, możliwy dzięki geniuszowi taktycznemu Ricka Carlisle i geniuszowi boiskowemu Tyrese Haliburtona.

Ma to jednak swoją bardzo poważną wadę – Pacers są zwyczajnie „mali” i nie mają recepty na drużyny które swoją grę opierają na atakowaniu obręczy. Co z tego, że świetnie bronisz trójki, skoro rywal nie chce ich rzucać, a zamiast tego w każdej akcji jest pod koszem? Jasne, samemu rzucasz za 3 tam gdzie on za dwa… ale jeśli nie trafiasz akurat za 3 bo obrona robi swoje, to długimi fragmentami patrzysz się na piłkę odbijającą się od obręczy w kolejnych posiadaniach po swoich rzutach, a sam zawsze wybijasz ją zza końcowej, bo przeciwnik cały czas rzuca Ci punkty spod samej dziury.

Jest coś psychologicznego w tym, że czujesz że za każdym razem przeciwnik zdobywa punkty, a im bliżej końca tym bardziej każdy Twój rzut za 3 jest obciążony presją:

Jeśli ja nie trafię, to oni zaraz zdobędą dwa punkty, znowu i znowu i nasza strata będzie rosła.

I Pacers bardzo długo trzymali się w tym meczu, mimo że Lakers prowadzili niemal od początku do końca. Dwa czy trzy razy nawet dochodzili w czwartej kwarcie na 3 punkty straty.

Ale na koniec – wygrała żelazna konsekwencja LeBrona i jego kolegów, a pod presją w Indianie trafiał tylko Tyrese Haliburton, całej reszcie ręce zaczęły drżeć. I Lakers znaleźli ten ostatni run w czwartej kwarcie, na jakieś 6 minut do końca zaczęli odjeżdżać i… to już nigdy nie był mecz.

LeBron nie jest Michaelem Jordanem. Z wszystkimi tego wadami i zaletami. Tym razem zwyciężyły zalety.

Znając przewagi swojej drużyny konsekwentnie ich szukał. Sam wywierał ciągłą presję na obręcz, ale przede wszystkim karmił w koło i w koło super-zmobilizowanego Anthony’ego Davisa. James w przeciwieństwie do MJa bardzo chętnie oddaje takie mecze w ręce kolegów jeśli widzi w tym przewagę. Davis szaleje w pierwszej i trzeciej kwarcie? Czyli Davis dostanie tyle piłek ile tylko udźwignie.

Pacers wychodzą na drugą kwartę bez żadnego obrońcy na obwodzie? No to teraz będzie żarł Austin Reaves. Cholerny D’Angelo Russell ma gorącą rękę i jest odpuszczany przez obrony? Proszę bardzo, oto piłeczka. Komuś jeszcze? Nie?

To proszę bardzo, sam wbiję gwoździa.

W tym meczu:

To Anthony Davis zaliczył wręcz szaloną linijkę – 41 punktów, 20 zbiórek, 5 asyst, 4 bloki.

To Austin Reaves rzucił 20 punktów w pierwszej połowie – 28 punktów w mecze przy 9/15 z gry.

Ale to LeBron James był Królem. To on kontrolował boisko i jak gracz NBA 2k, wybierał na padzie kolejne opcje i niemalże kierował ruchami kolegów.

W całym meczu Pacers odcięli im trójki, Lakers trafili tylko 2 z 13, ale za to rywale musieli patrzeć akcja po akcji jak piłka spod kosza przelatuje przez siatkę i wybijać ją zza linii końcowej. Żelazna konsekwencja drużyn LeBrona – coś co widzimy w tej lidze już od kilkunastu lat.

Oczywiście, gdyby Indiana trafiła więcej niż 10/41 za 3, to mielibyśmy nieco inną rozmowę. Ale nie trafiła – bo w meczu o najwyższą stawkę rączki drżą jednak nieco bardziej.

I dlatego to bardzo zdeterminowany LeBron James wygrał pierwsze trofeum In-Season Tournament w historii, pierwsze MVP Turnieju w historii i cała jego drużyna zarobiła po 500 tysięcy dolarów premii za zwycięstwo.

Los Angeles Lakers 123 : 109 Indiana Pacers

Bach-Bach-BACH

 

Podziel się:
Poprzedni Wpis
Następny Wpis
Autor
Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

One thought on “Lakers wygrywają Turniej NBA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *